Od kilku dni w białoruskich kinach można obejrzeć film pt. „Na drugim brzegu”, ukazujący rzekome losy Polaków i Białorusinów w okresie międzywojennym. Po przeczytaniu opisu filmu i obejrzeniu kilku zwiastunów na usta ciśnie się tylko jedno słowo: paszkwil. Od kilku dni w białoruskich kinach można obejrzeć film pt. „Na drugim brzegu”, ukazujący rzekome losy Polaków i Białorusinów w okresie międzywojennym. Po przeczytaniu opisu filmu i obejrzeniu kilku zwiastunów na usta ciśnie się tylko jedno słowo: paszkwil.
Brudny i przekłamany, ukazujący wszystkich Polaków, bez wyjątku, jako ciemiężycieli, a samą Polskę jako państwo terroru i gnębiące mniejszości. Reżimowe białoruskie media chwalą się, że w dniu premiery kina zapełniły się do ostatniego miejsca. To prawda – zapełniły się spędzonymi niczym barany do zagrody pracownikami administracyjnymi i studentami. Sztuczny tłok nie trwał jednak długo – już drugiego dnia po premierze chętnych do obejrzenia tego „arcydzieła” białoruskiej (a w zasadzie ruskiej, bo z Rosji pochodzą reżyser i czterech z pięciu głównych aktorów) kinematografii można było policzyć na palcach jednej ręki. Tymczasem jutro do kin w Polsce wchodzi „Zielona granica” Agnieszki Holland, film podobnie antypolski jak ten na Białorusi. Czy sale kinowe też będą świecić pustkami? Śmiem wątpić. W kraju nadal jest sporo osób, dla których opluwanie Polski i napawanie się jej fałszywym obrazem to najwyższa forma rozrywki. Niestety.