Ostentacja, z jaką postkomunistyczne elity demonstrują swoją siłę, zaczyna być chyba rażąca nawet dla ludzi niezaangażowanych politycznie, niemniej odnosi pewne sukcesy.
Lubiany niegdyś i znaczący festiwal piosenki w Sopocie przejęty przez postkomunistyczną stację stał się w tym roku pretekstem do budzących zażenowanie popisów resortowych dzieci i postpeerelowskich szych. Portale wnet obiegły zdjęcia-symbole: dziennikarki, która rozpoczęła karierę w stanie wojennym i stojącego obok niej dziennikarza reprezentującego kolejne pokolenie stalinowskiej dynastii (bez większej przesady można napisać, że dziadka plami krew poznańskich robotników, ale przecież w stacji, w której występuje wnuk, na ten temat żadne słówko nie padnie). Wraz z kolegami, z których przynajmniej kilkoro gorliwie służyło interesom SLD lub PO w mediach publicznych, gdy te były kontrolowane przez nominatów tych ugrupowań, ogłosili się bojownikami o wolne media i wolność w ogóle. I co zabawne, wielki zalew publikacji kreuje ich i ich stacje na symbole wolności. „Diabeł się w ornat ubrał i na mszę dzwoni” – mawiał w takich chwilach pan Onufry Zagłoba, ale tu wzruszenie ramionami niestety nie wystarczy – dominujący dziś w kształtowaniu opinii publicznej internet zamiast źródłem prawdy staje się bowiem najważniejszych motorem dezinformacji. Czarne jest białe, białe jest czarne. Zalew kłamstwa, manipulacji, przedstawiania rzeczywistości całkowicie kontrfaktycznie to dziś nie tylko domena tradycyjnych mediów platformerskich i postkomunistycznych. To przede wszystkim portale i media społecznościowe – w znacznej części zachowujące się jak – napiszę to mocno: media okupacyjne lub co najmniej służące interesom zewnętrznym.
Świetnie to widać przy okazji nowelizacji ustawy medialnej, która uszczelnia obowiązujące od 2004 roku prawo, mówiące o tym, że nadawca telewizyjny czy radiowy może należeć do kapitału pozaeuropejskiego tylko do 49 proc. Prawo to uchwalił Sejm IV kadencji, głosami SLD-PSL, i nie było co do niego sporu – panowała zgodne przekonanie, podobnie jak w innych krajach Unii Europejskiej, że rynek medialny powinien podlegać ochronie przed ingerencją z zewnątrz. Obecna nowelizacja ustawy nie wprowadza żadnej nowej zasady – uściśla stare zapisy poprzez doprecyzowanie, że spółka, która ma koncesję na nadawanie, nie może należeć od kapitału pozaeuroepejskiego w większym niż 49 proc. udziale. Wiadomo, że od kilku lat lukę w prawie przez utworzenie w pokoju na lotnisku w Amsterdamie firmy słupa, wykorzystuje właściciel jednej z telewizji i że w związku z tą nowelizacją powinien podjąć działania właścicielskie, które uwzględnią w jego działalności przestrzeganie polskiego prawa, ale do opinii publicznej to ma nie dotrzeć. Zamiast „Polskiego prawa trzeba przestrzegać” TVN lansuje hasło „Twoim prawem jest wiedzieć”, jednocześnie wielkie wysiłki wkładając w to, by Polacy nie wiedzieli, o co chodzi naprawdę. Tej kpinie w żywe oczy towarzyszy wzmożenie totalnej opozycji, która, jak wiemy, wyspecjalizowała się w używaniu kłamstwa jako konsekwentnej techniki politycznej i ochoczo walczy z praworządnością i prestiżem polskiego państwa w imię interesów korporacyjnych i partyjnych zarazem. Interesy TVN są zbieżne z interesami Platformy – bez tej stacji partia ta pewnie by już nie istniała. Trudno o lepszy przykład w ostatnim czasie, gdy dźwięcząca moneta wyznacza postawę polityków PO, PSL czy Lewicy. A można przypuścić, że kieruje ona także posłami Konfederacji. Nie odważyli się oni zagłosować za uszczelnieniem prawa, nie odważyli się też przed swoimi wyborcami zademonstrować poparcia dla interesów TVP – wstrzymali się od głosu. Inaczej przysłużyli się stworzonej i kreowanej przez postkomunistyczne elity stacji – zgłosili poprawkę, która z tej ustawy tworzy bubel prawny, wprowadza zapisy sprzeczne z innymi ustawami, w niekonstytucyjnym trybie i – przy poparciu totalnej opozycji i głosami posłów Pawła Kukiza – została ona przez Sejm przyjęta. Było to świadome psucie prawa – prawnicy w biura legislacyjnego Sejmu natychmiast o tym alarmowali. Jeśli w Senacie nie będzie to naprawione – a przecież większość w Senacie ma opozycja – to w Sejmie już nic nie będzie można z tym zrobić i ustawa w takim wadliwym kształcie powędruje do prezydenta. Andrzej Duda może oczywiście taką ustawę podpisać, a ten zapis jako niekonstytucyjny zaskarżyć do Trybunału Konstytucyjnego. Ale może też całość nowelizacji zawetować, ulegając histerii i presji, jaka jest wobec niego skierowana zarówno wewnątrz, jak i zewnątrz kraju.
Warto jednak wrócić do przyjrzeniu się roli treści publikowanych w internecie – niegdyś było to okno wolności, które pomogło dotrzeć z prawdziwym przekazem do wyborców patriotycznych ponad tradycyjnymi, kontrolowanymi przez elity postkomunistyczne, mediami. Dziś – i widać to przy okazji kryzysu migracyjnego, który rozpoczęła Białoruś pod patronatem Kremla – jest w znacznej mierze kontrolowana przez nieprzyjaciół interesów Polski. To poważny, alarmowy sygnał dla Polaków – Putin nie potrzebuje zielonych ludzików. Ma polityków PO i znacznej części opozycji oraz ich media. Te tradycyjne i te w internecie.