Jeżeli na warszawski marsz, poświęcony pamięci papieża Jana Pawła II ktoś dojechał metrem i chciał skorzystać z windy, by z przejścia podziemnego dostać się na Rondo Dmowskiego od strony rotundy, nie miał niestety szans. Winda tego dnia nie działała, a potencjalnych pasażerów witał napis „Awaria platformy, przepraszamy”. Nie dopatrywałbym się tu złośliwości miejskich służb, prędzej rzeczy martwych. Tutaj co chwila coś nie działa, jak nie windy, to schody ruchome w metrze, mieszkańcy zdążyli się przyzwyczaić. Sam napis jednak, zdobiący banalną kartkę A4, zmusza jednak do refleksji i prowokuje sporo aktualnych, politycznych skojarzeń.
Po pierwsze, z tematem samego marszu. Platforma, jak to partia władzy, chwilowo w opozycji, by do tej władzy wrócić, zadowolić musi jak największe grupy wyborców. Nie może więc wprost podjąć antypapieskiej opowieści, bliskiej części Lewicy (od której sama Lewica też niby się odcina, mając ten sam problem), ale też i stanąć w obronie papieża jej się nie opłaca, za bardzo boi się liberalnej, wielkomiejskiej banieczki, która wychowana na memach, łyka dziś ubeckie fałszywki niczym sojowe latte.
To rozdarcie świetnie pokazał niedawno radiowy wywiad z Pawłem Poncyljuszem. Kojarzony z konserwatystami i określający się jako „hardkorowy katolik” poseł na antenie Polskiego Radia 24 robił wszystko, by nie uznać Karola Wojtyły za najwybitniejszego Polaka, między wierszami zrównując go nawet z Lewandowskim. Ale przecież na papieżu Polaku problem ten nie zaczyna się i nie kończy. W czasach, gdy potrzebna i premiowana jest raczej wyrazistość, Platforma łączyć chce ogień z wodą, lecz wcale nie wychodzi z tego ukochana przez nią ciepła woda w kranie.
Chce więc obiecywać socjal, nie tracąc liberałów, w efekcie zrażając do siebie Balcerowicza i tracąc głosy na rzecz Konfederacji. Chce być ekologiczna, ale i ludowa, więc Tusk opowiada i swej miłości do schabowych, a Trzaskowski zobowiązuje się, że kotletów będzie mniej lub nie będzie ich wcale. Wreszcie straszy Polaków drożyzną, pchając potężne pieniądze w kampanię reklamową, bo choć na bazarach wybiera najdroższe pomidory, jakoś starcza jej na billboardy. Wreszcie pozwala, by media zastanawiały się, czy do wyborów nie powinien prowadzić jej jednak prezydent Warszawy, bo biały koń, na którym Tusk powrócił z Brukseli upadł bez siły na bruk daleko od Alej Ujazdowskich.
Słowem - awaria Platformy, której naprawa niby leży w gestii warszawskiego ratusza, ale ratusz, jak to ratusz, może nie podołać.