Stało się. Władze Armenii ogłosiły, że zamrażają swoje członkostwo w Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ), zwanej potocznie „rosyjskim NATO” lub „łobuzem” w nawiązaniu do jej skrótu.
W zasadzie była to decyzja spodziewana, ponieważ Erywań już od wielu miesięcy sukcesywnie oddala się od Moskwy. W ub.r. nie zezwolił na manewry organizacji na swoich poligonach, a także nie oddelegował swoich żołnierzy do ćwiczeń na Białorusi, podobnie jak delegacji polityków na rozmowy plenarne. Z kolei premier Nikol Paszynian jest na celowniku rosyjskiej propagandy, która jeszcze nie tak dawno wzywała Ormian m.in. do obalenia rządu i wywołania wojny wewnętrznej. Cieniem kładzie się też postawa Kremla wobec wojny o Górski Karabach. To właśnie o to Erywań ma największe pretensje. Decyzja Armenii odbije się przede wszystkim wizerunkowo na „rosyjskim NATO” i potwierdzi, że sojusz ten nie jest tak skonsolidowany, jak próbuje to przedstawić Kreml. Jednocześnie plotki co do rychłego rozpadu OUBZ są mocno przesadzone. Putin do tego nie dopuści, a ewentualne zmiany będzie tłumaczył „reorganizacją” i „przystosowaniem się do nowej rzeczywistości”.