Opublikowany w ostatnim „Newsweeku” artykuł Cezarego Michalskiego: „Kaczyńskiego przemysł pogardy” jest klinicznym przykładem gwałtu na dziennikarstwie. Autor za punkt honoru postawił sobie bezpardonowy atak na władzę. Wypowiada jej wojnę, w której ignoruje prawdę i rzeczywistość. A szukając rzekomej pogardy, sam poniża ludzi.
Cezary Michalski w ostatnim wydaniu tygodnika „Newsweek” balansuje na granicy intelektualnego szaleństwa. Przesadzam? Oto garść cytatów.
O prawicowych dziennikarzach: „
Oportuniści i tchórze, którzy popisują się swoją brutalnością pod osłoną władzy” i „są autentycznymi fanatykami i narcyzami zachwyconymi sobą”.
O telewizji publicznej: „
stała się miejscem nieustającego podlizu (…), stała się kopią telewizji Gomułki z najgorszych lat”.
I prawdziwa perełka, o rzekomej „prawicowej niechęci do kobiet”: „
Prawicowa mizoginia (…) kobieta albo jest uległa, jak zakonnica czy matka, albo staje się dziwką, agentką, kobietą »wyzwoloną«, czyli »upadłą«”. To i tak jedynie wyimki.
Odbiorcy tego chcą (?)
Cóż, od czasu klęski wyborczej Platformy Obywatelskiej dziennikarze pokroju Cezarego Michalskiego i Tomasza Lisa pogrążają się w coraz większych oparach absurdu. Zapewne większość czytelników „Codziennej” oszczędza sobie tej lektury, więc spieszę powiedzieć, że w zasadzie nie ma numeru „Newsweeka”, w którym nie wylewa się na politycznych przeciwników hektolitrów pomyj. Autorzy posługują się przy tym niezbyt wyszukanymi strategiami manipulacji. Cóż, najwidoczniej to w zupełności wystarcza odbiorcom ich przekazu czekającym na kolejną porcję prymitywnych ataków.
I tak jednym z chwytów poniżej pasa jest doprowadzanie ocen do skrajności. Często przejawia się to już w sposobie tworzenia tytułów artykułów, w których aż roi się od mocnych, pejoratywnie nacechowanych określeń. Jak w ostatnim numerze tygodnika Lisa, w którym tytuł „Kaczyńskiego przemysł pogardy” ma się do zawartości tekstu jak piernik do wiatraka. Autor nie jest w stanie podać żadnych sensownych przykładów rzekomej pogardy. Przytacza, owszem, cytaty, które jego zdaniem mają ilustrować ową pogardę. Jednak czy rzeczywiście tytuły takie jak: „Rzepliński wziął pieniądze za urlop” czy „Firma Kijowskiego otrzymywała pieniądze od KOD” istotnie reprezentują „przemysł pogardy”? To raczej takie ich zdiagnozowanie jest dowodem na pogardę – autora dla zdrowego rozsądku.
Nuty pogardy
Dalej nie jest lepiej. Wystarczy wymienić garść cytatów z wywiadu ze Zbigniewem Preisnerem. Co rusz czytamy w nim o „wielkim chaosie”, „wstydzie”, „zniszczeniu”, „utopijnych pomysłach”, „katastrofie”, „najczarniejszym okresie polskiej demokracji” i w końcu o „wojnie domowej”. To wszystko w Polsce A.D. 2017. Trudno nie odnieść wrażenia, że aktorzy, celebryci i tzw. ludzie kultury toczą jakiś swoisty bój na przedstawienie skrajnie pesymistycznej wizji kraju. Cóż, może naprawdę trzeba im współczuć, że ich życie zamieniło się w koszmar?
I choć trudno odgadnąć, czy „kwiat polskiej kultury” faktycznie wierzy w nadciągającą (ewentualnie trwającą) katastrofę, to doskonale widać, że za wszelką cenę usiłują oni tym strachem zarazić Polaków. Bo celebryci boją się wszystkiego: wojny domowej, utraty wolności, zniszczenia demokracji, a nawet… jazdy tramwajem. Obawiają się, że politycy będą zaglądali im do łóżka. Boją się „przechodzić obok kościoła”, o wejściu doń zapewne nawet nie myślą.
Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że „elity” w głębi duszy najbardziej boją się tego, że ich „kampania strachu” nie przynosi żadnych efektów, co dobitnie pokazują sondaże wyborcze. Pomimo to już dziś można w ciemno zakładać, że w następnym numerze „Newsweeka” znów pojawi się fanatyczny przeciwnik władzy, który będzie zwierzał się ze swoich lęków cierpliwym jak profesor psychiatrii dziennikarzom tygodnika.
Tygodnika, w którym w sferze znaczeń słów panuje coraz większa dowolność. Przy absolutnym pozbawieniu się odpowiedzialności za owe słowa. Znów garść przykładów z wywiadu ze wspomnianym kompozytorem: „Polska rzeczywiście zaczyna być krajem w ruinie. Mentalnej”. „PiS-owi wystarczył rok, żeby roztrwonił osiągnięcia ćwierćwiecza”, „legalna władza dokonuje wewnętrznego rozbioru Polski”. I least but not least – wezwanie do boju: „Ostatni dzwonek dla naszej demokracji. Musimy jej bronić, bo bronimy niepodległości. Nie lękajmy się!”.
Ludzie z misją
Intelektualne „elity opozycji” naprawdę chyba sądzą, że mają do spełnienia „misję obrony Polaków przed szatańską władzą”. Grzmią o występowaniu przeciwko niej w imię najpiękniejszych wartości. Jak Preisner, jednym tchem przywołujący cytaty z Jana Pawła II czy ks. prof. Józefa Tischnera, jednocześnie mający demokratycznie wybraną władzę i jej zwolenników za podludzi.
Dziennikarze, politycy, celebryci salonowi wciąż podkreślają, jak „PiS podzieliło Polaków”. Koronnym dowodem na to ma być wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, który mianem „gorszego sortu” określił donoszących na Polskę do Brukseli. A przecież wystarczy sięgnąć po dowolny numer tygodnika Tomasza Lisa, by zobaczyć kolejny odcinek trwającej od lat strategii niszczenia samego Jarosława Kaczyńskiego, ale i skupionego wokół niego środowiska. Przez lata manipulacji udało się stworzyć z nich niemal potwory, czego skutkiem był mord na Marku Rosiaku. Próba podobnego zabiegu – dehumanizacji i upodlenia w oczach opinii publicznej – miała miejsce z Andrzejem Dudą tuż przed wyborami prezydenckimi. Pamiętna mistyfikacja w wykonaniu Tomasza Lisa i Tomasza Karolaka zakończyła się – na ich nieszczęście – zasłużoną kompromitacją owego duetu. Jednak w błędzie jest ten, kto sądzi, że Lis wyciągnął z tego sensowne wnioski. Doskonale widać to w każdym kolejnym numerze „Newsweeka”.
Jak daleko można dziś przekroczyć granice dziennikarskiej uczciwości, dążenia do prawdy czy wręcz zdrowego rozsądku? Na ile kreacja rzeczywistości wypiera rzeczywistość realną? Czy w ogóle mamy dziś jeszcze w debacie publicznej jeden wspólny język? A może każda z głównych stron konfliktu ma swój i zrozumienie drugiego nie jest możliwe? Cóż, lektura salonowych mediów przekonuje, że kompletnie obce są jej takie wartości, jak: prawda, odpowiedzialność za słowo, uczciwość czy choćby minimum obiektywizmu. I tylko duży niesmak pozostaje, gdy za obrońców wartości podają się ci, którzy swoją działalnością kompletnie te wartości depczą.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#Tomasz Lis #Cezary Michalski #Newsweek
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Leszek Galarowicz