Kijowski, Petru, Schetyna – trzej muszkieterowie „demokracji” – okazali się zwykłymi ciurami obozowymi. Niektórzy wierzyli, że na dobre i na złe stoją z obnażonymi szpadami w pierwszym szeregu wiadomego komitetu. Ale ciury, jak to ciury, lepiej się czują przy kuchni w taborach.
W młodzieżowo-internetowym slangu funkcjonuje określenie „samozaoranie”, oznaczające efektywne i efektowne formy różnorakiego blamażu i spektakularnej, na własne życzenie doznanej klęski. Niewykluczone, że samozaoranie tzw. Komitetu Obrony Demokracji będzie nie tylko jednym z częściej wspominanych wydarzeń w ramach podsumowań 2017 r. Więcej nawet – są duże szanse, że przejdzie do annałów politycznego marketingu jako przykład wizerunkowej klęski, u której podstaw legły wszystkie uwarunkowania „platformy wysadzonych z siodła”, którą w znacznej mierze jest KOD.
W szatach panny „S”
KOD od swoich początków – co wiele mówiło także o jego pokoleniowej tożsamości – wybrał narrację i dekoracje pasujące do epoki pierwszej Solidarności. Odkurzone oporniki, semantyka i stylistyka wypowiedzi nie tylko KOD-owskich liderów i liderek, lecz także zwolenników tego ruchu wskazywały na to, że wszystkim im się marzy wzniosła rewolucja w duchu solidarnościowej opozycji z czasów Polski Ludowej. Po jednej stronie „PiS-okomuna”, po drugiej oni, we własnych oczach podobni sentymentalnej pannie „S”. Szybko to zaczęło zgrzytać, pierwsze awantury wewnątrz KOD-u zaczęły się bardzo szybko, toczono je w znacznej mierze na portalach społecznościowych, na oczach publiki.
Wielu potencjalnych sympatyków tego ruchu już wówczas, na samym początku (sic!) sygnalizowało, że odczuwa lekkie zniesmaczenie i zdezorientowanie sporami toczonymi w obrębie KOD-owskich frakcji, czy wręcz sekt. Jednak poczucie zagrożenia to potężny czynnik psychospołeczny: nawet jeśli bardziej wtajemniczeni zdawali sobie sprawę, że KOD to w gruncie rzeczy jeden wielki galimatias organizacyjny, to strach przed kompletną polityczną klęską wymuszał współdziałanie, przynajmniej na ulicach, przynajmniej w formie głośnych protestów, których potrzebowały zaprzyjaźnione z opozycją media. W gruncie rzeczy tak się to kręciło: wielu zwykłych KOD-owców, którzy z różnych przyczyn wychodzili w 2016 r. na protesty, było statystami używanymi na potrzeby kliki producentów tego spektaklu.
Karnawału nie będzie
Gdy wybuchła „afera Kijowskiego”, gdy Ryszard Petru w szampańskim nastroju przegrał politycznie rok 2017 „na Maderze”, gdy się okazało, że Grzegorz Schetyna duchem może jest i w Polsce, ale ciałem przebywa na alpejskich stokach, opozycja okazała nie tylko swoją śmieszność. Wielu ludzi naprawdę poczuło się „zrobionych w konia”. Bo jak to tak? Jeszcze kilka dni wcześniej opozycja histeryzowała, że w Polsce nastało już państwo policyjne, że opozycja niemal fizycznie jest zagrożona i siłami policji wykluczona z uczestnictwa w życiu publicznym. A nieco później jakie urocze zdjęcia i błogie informacje: Ryszard Petru spokojnie wyjechał z kraju w celach rekreacyjnych, Grzegorz Schetyna z nartami pod pachą bez przeszkód wyjechał i wrócił do Polski (w gorącym okresie policyjnego terroru, przypomnijmy). A Mateusz Kijowski, nieledwie człowiek opozycyjnego podziemia, któremu na chleb podobno dawała rodzina, zupełnie mimowolnie przypomniał publice o swojej „przedsiębiorczej żyłce”.
Tak, to wszystko to był show. Choć może trafniejsze byłoby inne określenie, nieźle pasujące do trwającego właśnie karnawału: to była maskarada. Tylko że w tym roku karnawał dla opozycji bardzo szybko się skończył: nie będzie konfetti, będą wzajemne pretensje i długotrwałe niesnaski. A i cała maskarada wyszła na jaw: maski opadły z twarzy. Muszkieterowie demokracji? Skądże, co najwyżej piechota najemna, obozowe ciury, maruderzy i markietanki. Ot, miała być walka o demokrację, a wyszła cała groteska III RP, ze wzniosłymi hasełkami dla mas i przyziemnymi interesami oraz zwyczajowymi przyjemnościami dla elit. Jeżeli Prawo i Sprawiedliwość także spróbuje ciszej grać na politycznym fortepianie, to KOD-owski nurt opozycji jeszcze w tym roku rozpadnie się na silnie skonfliktowane frakcje pozbawione zarówno wiarygodności, jak i paliwa do protestów.
Merytoryczna pustka
Pozwoliłem sobie na lżejszy ton w tym felietonie, ale oczywiście warto pamiętać o bardziej skomplikowanych kwestiach związanych z kryzysem w obrębie Komitetu Obrony Demokracji. Widać wyraźnie kryzys struktur decyzyjnych w tym nurcie opozycji. To wszystko jest niesamowicie byle jakie, choć napędzane zarówno emocjami dość niewielkiej części Polek i Polaków radykalnie niechętnych Prawu i Sprawiedliwości, jak i ewidentnie rozgrywane przez opozycyjny establishment polityczno-medialny. Ale KOD nie ma żadnego pomysłu na Polskę: poza zmianą władzy z „niewłaściwej” na „właściwą” przywrócenie status quo z czasów władzy Platformy Obywatelskiej to bodaj jedyna ambicja polityczna większości liderów komitetu obrony plutokracji.
Coraz silniej ujawnia się także niechęć do KOD-u młodszych Polek i Polaków, którzy dotąd z nim sympatyzowali. To wynika również z kwestii pokoleniowych: dla młodszych KOD, ze swoim pseudosolidarnościowym entourage’em, jest w dużej mierze nie tylko archaiczny, lecz także coraz bardziej schizofreniczny. Bardzo wiele osób zdaje sobie sprawę, że około-KOD-owskie struktury zintegrowały również dość prominentną, a zagrożoną w swoich interesach grupę postkomuny. Nie ma w tym w sumie nic dziwnego: we współczesnej Polsce każda opcja ma swoich oswojonych postkomunistów. Tyle że w wypadku pogłębiającego się rozczarowania KOD-em wśród wielu jego zwolenników tego typu kwestie bardziej rzucają się w oczy. I jeszcze jedno: „demokraci” w kwestiach społeczno-gospodarczych nie mają często do powiedzenia nic poza kilkoma wolnorynkowymi sloganami, które w ich ustach brzmią wyjątkowo niewiarygodnie.
Wewnętrzny rozpad KOD-u
oraz liczne autokompromitacje liderów opozycji spowodują, że realnie znacząca opozycja zacznie formować się wokół ugrupowania skupionego – przynajmniej symbolicznie – wokół Kukiza. To formacja, która gra o wiele inteligentniej (przyznaję to bez żadnej sympatii do kukizowców), w myśl powiedzenia: „ciszej jedziesz, dalej będziesz”. Kukiz’15 z jednej strony niejednokrotnie krytykował rządzącą partię, z drugiej konsekwentnie uchronił swój wizerunek ugrupowania w żaden sposób nieuwikłanego w KOD. Nie sądzę, żeby udało się im na dłuższą metę przyciągać elektorat zdecydowanie bardziej liberalny w kwestiach obyczajowych, ale z całą pewnością – szczególnie w okresach okołowyborczych – będą grali na własny protest wobec PiS-u. A to oznacza, że postplatformerskiej frakcji opozycji pozostanie być może niewielka nisza, która skupi tzw. liberałów z nurtu postopozycyjnego i postkomunistycznego. A to by była naprawdę świetna wiadomość na nowy rok
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#Sejm #Mateusz Kijowski #KOD #polityka #media
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Krzysztof Wołodźko