Tak, to złośliwy tytuł, a raczej też gorzka ironia. Odpowiedź na tytułowe pytanie nie jest jednoznaczna. Paradoksalnie, choćby dzięki partii Razem, lewica pozaparlamentarna znaczy dziś więcej niż postkomuniści w Sejmie.
Gdy Prawo i Sprawiedliwość objęło rządy, rozległy się głosy (szczególnie w środowisku tzw. Zjednoczonej Lewicy), że nic nas już nie obroni przed neoliberalno-konserwatywnym konsensusem. Po części były to szczere i uzasadnione obawy, po części forma odreagowania złości na beniaminka lewicy. Wszak to Razem swoim nieoczekiwanym sukcesem, czyli 3,6 proc. w ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych, skutecznie podłożyło nogę Leszkowi Millerowi i spółce. Frustracja spowodowana klęską wzmagała naturalną u opozycji chęć dyskredytowania władzy, co zimą na przełomie 2015 i 2016 r. najłatwiej było jeszcze robić pod hasłem: PiS nie zrealizuje żadnej ze swoich prosocjalnych obietnic.Lewico, pozamiatali was
A jednak zwycięska partia zaczęła wcielać w życie założenia programu Rodzina 500+, więc środowiska lewicowe musiały to sobie jakoś zracjonalizować i poradzić sobie z własną konsternacją oraz dysonansem poznawczym: jak to, PiS naprawdę „robi socjal”? Część z nich, na ogół tzw. stara lewica, poszła tropem elit III Rzeczypospolitej: toż to populizm, to socjalna demagogia, kupowanie Polek i Polaków! Inni jednak przyznali, że prosocjalne elementy działania PiS-u to z jednej strony poważne wyzwanie polityczne, z drugiej szansa na lepszy byt dla ludzi, a także okazja do przedyskutowania antysocjalnego konsensu stworzonego już dawno przez elity III RP. Więcej jeszcze: działania władz w sprawie afery reprywatyzacyjnej – nawet jeśli mają czytelny, antyplatformerski kontekst – są przyjmowane z cichą życzliwością przez te środowiska lewicy, które od lat angażowały się w sprawy ruchu lokatorskiego.
Bardzo krytyczny w wielu sprawach wobec partii rządzącej Remigiusz Okraska, naczelny „Nowego Obywatela”, wsadził niedawno kij w mrowisko, publikując na swoim profilu facebookowym następujący status: „Droga lewico, pozamiatali was/nas. PiS właśnie obniżył wiek emerytalny. Wcześniej dał 500+, podniósł ustawowe wynagrodzenie, w tym na śmieciówkach, sprawił, że do lekarza pójdą ludzie bez ubezpieczenia. Zaczął budować domy czynszowe. Jasne, nie zwiększył kwoty wolnej od podatku, ale powiedzmy sobie to wreszcie wprost: to nie jest aż taki kluczowy postulat lewicowy, bo lewicowe są egalitarne przyzwoite dochody, a nie niskie podatki, choć oczywiście podwyższeniu kwoty wolnej przyklasnę. Pokażcie mi jakiś rząd, który w ciągu roku zrobił tyle w sferze socjalnej w Polsce. Nie było takiego. I o ile 500+, dostęp do lekarza czy mieszkania czynszowe to są wciąż rozwiązania jakoś tam partykularne – i tym pogrywali przeciw nim nagle prospołeczni liberałowie – o tyle wiek emerytalny dotyczy wszystkich. W dodatku dotyczy ludzi w szczególnie trudnej sytuacji – słabszych, mniej zdrowych, niechętnie widzianych na rynku pracy. Jest całe mnóstwo zła w kapitalizmie, w polskim jeszcze więcej, ale młodym i zdrowym zawsze będzie łatwiej – nawet jeśli zapłacą za to cenę wyjazdu do bogatszych krajów – niż ludziom sponiewieranym dekadami pracy, problemami zdrowotnymi itd. Obniżka wieku emerytalnego to jest najważniejsza, najbardziej humanitarna decyzja socjalna, jaką można było w Polsce podjąć, chyba że alternatywą byłby powszechny dochód gwarantowany. Więc tak, uważam, że PiS zamiótł lewicę”.
Głosy z ulicy
A jednak, wbrew życzeniom dużej części prawicowej opinii publicznej, czarny protest pokazał, że także zwykli ludzie zauważyli, iż lewicy nie ma w Sejmie. Czy się to komuś podoba, czy nie, było to jedno z ciekawszych starć politycznych ostatnich lat, gdy władza musiała wysłuchać obywateli. I to nie tych, którzy są jej wyborcami. To był moment, w którym bardzo już pewne siebie środowiska ideowo-polityczne optujące za projektem Ordo Iuris, a także co bardziej krewcy posłowie i posłanki PiS-u musieli pogodzić się z faktem, że w systemie demokratycznym mogą wygrać również ci, którzy ani nie rządzą, ani właściwie nie ma ich w ważnych instytucjach polskiej polityki. Czarny protest ruszył przecież dzięki partii Razem.
Tak, znam sporą część publicystyki prawicy, która głosi, że to kolejny element pro-KOD-owskiej układanki. Ale to nieprawda: czarnego protestu w ogóle by nie było, gdyby nie pewność części środowisk prawicy, że da się bez większego trudu zmienić kształt obecnej ustawy antyaborcyjnej. Co ważne, nie był to jedynie spór obyczajowy: przy okazji czarnego protestu dużo powiedziano o licznych dysfunkcjach publicznej służby zdrowia (jasne, trudno obarczać PiS za osiem lat rządów PO), brakach w wielu elementarnych zabezpieczeniach społecznych dla ciężarnych i ich rodzin, a także obawach kobiet i mężczyzn wobec konformistyczno-opresyjnego działania rodzimych instytucji. Byłoby nieuczciwie nie odnotować tych istotnych faktów, które sprawiły, że czarny protest zasilili swoją obecnością ludzie, których KOD nigdy nie wyciągnął na ulice.
Razem liderem lewicy
Przy okazji – dobrze już widać, że to Razem wyrosło na lidera lewicowej opozycji. Obserwuję to uważnie. Nie da się zlekceważyć dużego dynamizmu i intelektualnie-ideowego fermentu w tym środowisku. Także dlatego, że wśród tzw. starej lewicy wiele opiniotwórczych osób wywiesiło białą flagę, czy wręcz złożyło wiernopoddańczy hołd wobec Prawa i Sprawiedliwości. Dobrze to pokazują choćby wywiad „Rzeczpospolitej” z „lwicą lewicy” Aleksandrą Jakubowską czy niedawne medialne wypowiedzi związanego przez lata z Sojuszem Lewicy Demokratycznej prof. Kazimierza Kika: „Przez wiele lat wspierałem siły, które niszczyły kraj”. Trudno się nie zgodzić z panem profesorem, choć złośliwie powiem, że nie mam cienia sympatii dla starych neofitów, chyba że starają się o zbawienie duszy. Więcej jeszcze: nawet wśród młodej opiniotwórczej lewicy w ciągu ostatniego roku pojawiła się pewna grupka fascynatów obecnej władzy, która jednak nie do końca rozumie, że i na lewicy dużo się ostatnio zmienia. I to na lepsze.
7 listopada 2016 r., w rocznicę powstania rządu Ignacego Daszyńskiego, czyli pierwszego rządu niepodległej II Rzeczypospolitej, byłem w krakowskiej Spółdzielni „Ogniwo”, kultowym miejscu młodej lewicy (i to rzeczywiście młodej, nie mówię o 50-letnich „karkach” z SLD), na debacie poświęconej polityce historycznej lewicy. Widać wyraźnie, jak duże zmiany świadomościowe i pokoleniowe dokonały się na lewicy, jak bardzo te młodsze roczniki przestały być mentalnymi zakładniczkami i zakładnikami postkomuny, a także wyszły poza stereotyp „lewicy obyczajowej”. Gdy czytam dużą część publicystyki moich prawicowych koleżanek i kolegów, mam wrażenie, że nie potrafią wyjść poza schemat „Sierakowski jada w drogich knajpach”. Tymczasem powtarzanie tych sloganów, jakoś tam zrozumiałych, bo publika najbardziej lubi te piosenki, które już zna, to już nawet nie jest wyważanie otwartych drzwi, bo te dawno stoją gdzie indziej.
Rok bez lewicy w Sejmie. Czy ktoś to zauważył? Odpowiem najszczerzej, jak umiem: nieliczni, ale coraz bardziej świadomi, że czas postkomunizmu politycznego już w Polsce minął.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#Razem #lewica #SLD
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Krzysztof Wołodźko