Coraz więcej – i słusznie – mówi się o promocji rodzimego kapitału, patriotyzmie gospodarczym, wyjściu z neokolonialnego dryfu. Ale niedawny raport Najwyższej Izby Kontroli wskazuje na wieloletnie zaniedbania i finansowe marnotrawstwa dotyczące promocji gospodarczej naszego kraju. Gdyż rządy Platformy to wiele porażek, których nie widać w mediach.
A to więcej niż błąd, to zbrodnia – by nawiązać do znanych słów wielkiego francuskiego dyplomaty i skandalisty Charles`a de Talleyranda. Przecież na liście światowych eksporterów nasz kraj w 2015 r. zajmował dwudzieste czwarte miejsce, co w samej tylko Europie pod względem wartości eksportu ogółem dawało nam ósme miejsce. W ubiegłym roku nasz kraj po raz pierwszy od lat osiągnął nadwyżkę eksportu nad importem.
Dużo, ale bez głowy
Niestety, niedawny raport Najwyższej Izby Kontroli „Promocja gospodarcza Polski” opracowany przez Departament Gospodarki, Skarbu Państwa i Prywatyzacji, dotyczący przede wszystkim lat 2010–2015, w dużej mierze potwierdza tezę, że działania promujące naszą gospodarkę prowadzone były w szerokim zakresie, w różnorodnych formach, przez wiele podmiotów oraz kosztem znacznych nakładów finansowych, lecz bez uprzedniego przyjęcia stosownych założeń strategicznych na poziomie krajowym i regionalnym oraz bez właściwej koordynacji. A to uniemożliwiało wykorzystanie efektu skali. Ponadto w ciągu blisko dekady rządów Platformy Obywatelskiej nie wypracowano zintegrowanego systemu promocji gospodarczej naszego kraju. Mimo coraz pomyślniejszych wskaźników eksportowych nie została przyjęta nawet jednolita definicja promocji gospodarczej funkcjonująca w obszarze prawnym. Zaniechano przy tym prac nad ustawą, która miała stworzyć zręby zintegrowanego systemu promocji polskiej gospodarki poza granicami kraju.
Jak to w Polsce bywa, także w tym względzie mieliśmy do czynienia z radosną dezintegracją: każdy sobie rzepkę skrobał. Owszem, w działalność na rzecz rozwoju eksportu, intensyfikacji polskich inwestycji za granicą, przyciągania bezpośrednich inwestorów zagranicznych do naszego kraju oraz tzw. internacjonalizacji polskich przedsiębiorców zaangażowanych było kilkanaście podmiotów państwowych, samorządy województw i miast wojewódzkich. Jak czytamy w raporcie: „wśród podmiotów państwowych były zarówno organa administracji, jak i agencje wykonawcze, państwowe osoby prawne oraz spółki skarbu państwa i placówki zagraniczne. Podlegały one lub były nadzorowane przez różnych ministrów. Działalność tych podmiotów nie była koordynowana ani w sposób celowy wzajemnie powiązana”.
Państwo działa – na papierze
Skoro „państwo działało tylko teoretycznie”, jak stwierdził swego czasu minister rządu PO Bartłomiej Sienkiewicz, to praktyczną ceną za to było zmarnotrawienie szans promocji gospodarczej, jakie dawało nam uczestnictwo w unijnym rynku, rozszerzająca się sieć kontaktów handlowych, również tych poza Unią Europejską, a także korzystny z punktu widzenia eksportu kurs walutowy.
Co prawda w latach 2013–2014 przyjęto Strategię Innowacyjności i Efektywności Gospodarki oraz Program Rozwoju Przedsiębiorstw, ale dokument ten pełen jest „braków, niedopowiedzeń, niekonsekwencji”. W raporcie NIK‑u wprost jest powiedziane, że minister gospodarki podejmował próby ustanowienia koordynacji nad strategią promocji polskiej gospodarki, ale były one całkowicie nieskuteczne: „Powoływane w tym celu zespoły, w tym międzyresortowe, kończyły swoją działalność na ogół po kilku posiedzeniach, bez żadnych dostrzegalnych efektów”. Niestety, to szerszy problem, coś jest mocno nie tak z polskim etatyzmem. Przecież nie tylko w tej kwestii marnotrawiono czas i pieniądze, w oparach polityczno-administracyjnego „nie da się”.
Powtórzę myśl, do której często wracam: to nie jest problem „przyrodzonego zła” etatyzmu, są przecież kraje o wiele lepiej urządzone niż III Rzeczpospolita. To kwestia wprost związana z naszą ewidentną niezdolnością do tworzenia zintegrowanej architektury instytucjonalnej. Jakiś głęboko wżarty anarchizm determinuje działania polskiego społeczeństwa, jego warstw zarządzających i elit. Choć ekipa Platformy uwielbiała się przedstawiać jako frakcja sprawnych technokratów, to w praktyce państwo rozpadało się im w rękach. Pytanie, czy obecna władza lepiej poradzi sobie z tym naprawdę poważnym problemem dotyczącym formy i funkcjonowania naszej państwowości, wciąż uważam za otwarte.
Pieniądze na zmarnowanie
Wróćmy do omawianego raportu. Nic dziwnego, że za nieudolnymi i nieprzemyślanymi działaniami poszło również finansowe marnotrawstwo. Lekką rączką szasta się przecież pieniędzmi podatnika… W czasach rządów PO wydano 62 mln zł na stworzenie i działalność dwóch odrębnych, ogólnokrajowych sieci centrów obsługi inwestora o dublującym się zakresie działania! Urzędnicy NIK‑u piszą wprost: „szczególna naganność tej sytuacji wynika z faktu, że powstała ona w wyniku sporu dwóch podmiotów publicznych (Ministra Gospodarki i Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych SA) ”.
Rzecz jednak nie tylko w pieniądzach, które poszły na zmarnowanie. Warto pamiętać również o tych, które przeszły nam koło nosa – również za sprawą źle działających instytucji. I tak stworzona w czasach PO Rada Promocji Polski pod przewodnictwem ministra spraw zagranicznych była jedynie fasadową instytucją złożoną z wysokich urzędników państwowych, niepołączonych wspólną pracą nad konkretnymi przedsięwzięciami.
W sprawach promocji gospodarczej naszego biznesu wysocy urzędnicy państwowi fachowo zajmowali się nicnierobieniem: „Rada Promocji Polski praktycznie nie podejmowała działań w zakresie promocji gospodarczej. Minister gospodarki nie przedkładał pod obrady Rady dokumentów strategicznych dotyczących tego obszaru. Rada nie przekazywała pod obrady Rady Ministrów zaleceń oraz rekomendacji ani nie proponowała rozwiązań legislacyjnych w zakresie promocji gospodarczej Polski – do czego była zobowiązana w powołującym ją zarządzeniu Prezesa Rady Ministrów. Na pasywność Rady wpłynęły przede wszystkim brak koncepcji jej funkcjonowania, wyznaczenie zadań o nadmiernie wysokim poziomie ogólności oraz niska aktywność jej przewodniczącego, czyli ministra spraw zagranicznych”.
Opisana sprawa ma jeszcze jeden smaczek. Wszystko to dotyczy ekipy, która po pierwsze na wyprzódki chwaliła się swoimi znakomitymi kontaktami i możliwościami w zachodnim świecie; po drugie – uwielbiała przedstawiać się jako rzecznik polskiego biznesu, prawdziwie liberalna siła polityczna. Fakty przeczą mitomanii „przegrańców” z Platformy. Gdy jeszcze ich kiedyś państwo usłyszycie, jak przekonują o swoich kompetencjach i zasługach – dajcie im do przeczytania choćby omówiony w tym artykule raport Najwyższej Izby Kontroli.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#polityka #Sejm #Platforma Obywatelska #PO
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Krzysztof Wołodźko