Księża i socjaliści, endeccy politycy i marksistowscy socjologowie, przedwojenne emancypantki i ubogie chłopstwo, liberalni ekonomiści i ludzie lewicy – oni wszyscy w czasach zaborów i II Rzeczypospolitej byli zaangażowani w budowę „Rzeczypospolitej spółdzielczej”.
Od września 2016 r. prowadzę zajęcia z dziejów i praktyki spółdzielczości w kilku liceach w ramach projektu „Patriotyzm jutra”, finansowego przez Muzeum Historii Polski. Są to – w kolejności chronologicznej – krakowskie VI LO im. Adama Mickiewicza, stołeczne XXVII LO im. Tadeusza Czackiego, CIX LO z Oddziałami Integracyjnymi im. Heleny Modrzejewskiej, LXIII LO im. Lajosa Kossutha, IX LO w Zabrzu oraz najstarsza szkoła rolnicza w Polsce, czyli Zespół Szkół Rolnicze Centrum Kształcenia Ustawicznego w podkrakowskim Czernichowie.
Jak mam okazję naocznie się przekonać, z jednej strony tradycje rodzimego kooperatyzmu są na pierwszy rzut oka mało znane młodzieży, z drugiej – budzą zaciekawienie, a niektóre wątki z historii spółdzielczości okazują się czytelniejsze dla uczennic i uczniów, jeśli skojarzyć je choćby z literackim obrazem szklanych domów Stefana Żeromskiego, postacią Franciszka Stefczyka albo siecią sklepów Społem.
Księża, polskość i pieniądze
Polska spółdzielczość narodziła się na terenie zaboru pruskiego. W latach 70. XX w. w Wielkopolsce, na Kujawach i Kociewiu zaczęły powstawać pierwsze kółka rolnicze. W 1872 r. ks. Augustyn Szamarzewski stanął na czele Związku Spółek Zarobkowych Polskich. Jak podkreśla Remigiusz Okraska na kartach książki „Kooperatyzm, spółdzielczość, demokracja. Wybór pism”: „Ważną rolę w rozwoju ruchu w zaborze pruskim odgrywali kapłani, co pozwalało przełamać obawy ludności wiejskiej. Towarzyszyło temu propagowanie oszczędności oraz podkreślanie znaczenia współpracy warstw słabszych”.
Jeden z liderów polskiej spółdzielczości tamtego czasu, ks. Stanisław Adamski, tak wprost o tym pisał: „Kwestii socjalnej nie usunie się choćby najwięcej licznymi kasami oszczędnościowymi, ani też samymi wykładami o oszczędności – to pewne. Ale niemało przyczynić się można zakładaniem kas oszczędności do tego, żeby (…) rozbudzić chęć oszczędzania u tych, co dotąd niejeden grosz niepotrzebnie zmarnowali”.
W wielkopolskim Śremie swoją wielką pracę społeczno-gospodarczą wykonywał ks. Piotr Wawrzyniak, dyrektor tamtejszego Banku Ludowego, prezes Towarzystwa Przemysłowego św. Wojciecha, patron Związku Spółek Gospodarczych i Przemysłowych. Jego wieloletnie wszechstronne zainteresowanie ojczystymi sprawami, od gospodarczych przez religijne i oświatowe po polityczne, sprawiało, że po jego śmierci w 1910 r. niemiecka gazeta „Die Ostmark” tak pisała: „Śmierć mogileńskiego proboszcza wyrwała ze społeczności najniebezpieczniejszego, ale zarazem i najskuteczniejszego przeciwnika wschodnich marchii Niemiec. Był on rzeczywistym przywódcą polskiego społeczeństwa. Jako finansista oraz mężczyzna z żelazną wolą i niewyczerpaną energią musiał mądrze łączyć zagorzałą nienawiść wobec niemczyzny ze zdrowym rozsądkiem; był on nie tylko polskim ministrem finansów, ale w wyniku równoczesnego pełnienia wielu różnych ważnych funkcji społecznych również osobą wywierającą decydujący wpływ na wszystkie duże polskie organizacje. W każdym razie jego śmierć spowodowała w wojującej społeczności polskiej w Wielkopolsce dużą lukę, którą niełatwo będzie wypełnić”.
Przeciwko nędzy. Działalność Stefczyka
Spółdzielczość polską w zaborze austriackim słusznie kojarzy się z postacią Franciszka Stefczyka. W tym niebywale trudnym gospodarczo regionie zdołał on stworzyć prężnie działający system kooperatyw, który już w II Rzeczypospolitej stał się jedną z istotniejszych instytucji finansowych wolnego państwa. Na kartach artykułu „Kochaj bliźniego jak siebie samego. Solidaryzm Franciszka Stefczyka” prof. Rafał Łętocha przypomina, że w wydanej we Lwowie w 1888 r. pracy „Nędza Galicji w cyfrach” Stanisław Szczepanowski wyliczał m.in., iż przeciętna długość życia w Galicji wynosi 27 lat dla mężczyzn oraz 28,5 roku dla kobiet (sic!), w porównaniu z 33 i 37 latami w Czechach, 39 i 41 we Francji czy 40 i 42 w Anglii. Z kolei przeciętny roczny dochód na głowę w Galicji wynosił 53 zł reńskie, w Królestwie Polskim 91 zł reńskich, a w Anglii 450 zł reńskich.
Franciszek Stefczyk pierwszą w Galicji kasę oszczędnościowo-pożyczkową zorganizowaną według systemu Fryderyka Wilhelma Raiffeisena powołał na początku 1890 r. Zasady tej spółdzielczości, stanowiącej formę samopomocy biedoty chłopskiej i ratunek przed lichwą, były następujące: mały teren działalności (na ogół parafia katolicka), solidarna poręka, niskie udziały, ograniczenie zysków oraz dywidend, bezpłatne pełnienie obowiązków, wykluczenie weksli.
Franciszek Stefczyk odwoływał się do liberalizmu gospodarczego, ale uważał, że lekarstwem na negatywne cechy kapitalizmu powinien być katolicki solidaryzm, wcielony w kooperatyzm. Pod koniec XIX w. tak pisał na ten temat: „Wierzymy, że system Raiffeisena (…) przyjąwszy się w kraju naszym, utoruje drogę do dalszego rozpowszechnienia się w dziedzinie życia ekonomicznego zasad i pojęć zgodniejszych z poczuciem obowiązków obywatelskich i chrześcijańskich, aniżeli przeważające dziś jeszcze doktryny”.
Z czasem udało się stworzyć w zaborze austriackim Biuro Krajowe Patronatu dla Spółek Oszczędności i Pożyczek, które obejmowało 1372 kasy skupiające 145 tys. członków. Gdy wybuchła I wojna światowa, Franciszek Stefczyk wprost zaapelował do kas oszczędnościowo-pożyczkowych do składania ofiar na „polski skarb wojenny”. Legiony uzyskały w ten sposób blisko 300 tys. koron.
Społem znaczy razem
Najpóźniej rozwinęła się polska kooperatywa w zaborze rosyjskim. Zaborca długo hamował jej wzrost, ale po 1906 r. zaczęła się rozwijać nader dynamicznie. Powstał Bank Towarzystw Spółdzielczych, Towarzystwo Kółek Rolniczych im. Stanisława Staszica, Związek Towarzystw Samopomocy Społecznej oraz Towarzystwo Kooperatystów, do którego powstania asumpt dał Edward Abramowski. W 1911 r. powstał Warszawski Związek Stowarzyszeń Spożywczych (zaborca zakazał w nazwie przymiotnika „polski”), który w 1919 r. zmienił nazwę na Związek Polskich Stowarzyszeń Spożywców. Potocznie był nazywany... Społem. Długo kierowana przez ekspepeesowca Romualda Mielczarskiego organizacja była największą spółdzielnią spożywców w II Rzeczypospolitej, pozostawiając daleko w tyle podobne spółdzielnie endeków i tzw. klasistów, czyli kooperatywy robotniczo-socjalistycznej.
Przy okazji: trudno jest wyjaśnić dzisiejszym licealistkom i licealistom, ludziom urodzonym już w III Rzeczypospolitej, jak wiele problemów dla polskiego społeczeństwa wynikało z braku własnego państwa, także w kwestiach pracowniczych, w epoce kształtowania się kapitalizmu na naszych ziemiach. Niekiedy posiłkuję się znakomitym cytatem z ks. Józefa Panasia, społecznika i publicysty, kapelana wojsk legionowych, a po przewrocie majowym zdeklarowanego antypiłsudczyka, który tak wspominał czas zaborów: „Przed wojną [I wojną światową – red.] robotnik polski tak strasznie wyzyskiwany, swoją krwawicą wzmagający siłę i dobrobyt obcego nam narodu, nigdzie żadnej pomocy znaleźć nie mógł. Bo któż by się za nim miał ująć, chyba przygodnie pracujący wśród robotników ksiądz, bo konsulaty austriacki i rosyjski zupełnie się robotnikiem polskim nie interesowały. Gdy zaciskając zęby i zagryzając wargi, jako jednostka bezsilna rzucona w morze gwałtów niemieckich, a z miną mimo bólu obojętną i ze wszystkimi formami towarzyskimi, chodziłem prosić o sprawiedliwość dla robotników u chlebodawców, fabrykantów, właścicieli dóbr, obiecywano wiele i zawsze bardzo grzecznie, a nie dotrzymywano nigdy” (cytuję za artykułem Przemysława Juchy pt. „Niepokorny ksiądz Panaś”, „Ha! art”, nr 53).
Spółdzielczość była dla naszych przodków ważnym ruchem oddolnej samoorganizacji, samoobrony i samopomocy. To był patriotyzm wcielony w życie.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#spółdzielczość
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Krzysztof Wołodźko