„Sposób na cholernie #SzczęśliweŻycie”, czyli wywiad rzeka z siostrą Małgorzatą Chmielewską, to kilkanaście godzin lektury, która przypomina, że chrześcijaństwo to nie okołorozporkowe spory lewicy i prawicy. Chrześcijaństwo to naśladowanie Chrystusa – dotykanie ran, brudu, nieszczęść, chorób fizycznych, psychicznych i duchowych ludzi najsłabszych i pokiereszowanych przez życie.
Dawno temu Thomas Stearns Eliot, autor „Ziemi jałowej”, w tekście zatytułowanym „Idea społeczeństwa chrześcijańskiego” zapisał zdania, które uderzają swoją aktualnością: „Być może główną przywarą naszych czasów, patrząc z punktu widzenia Kościoła, okaże się skąpstwo. Z pewnością coś jest nie w porządku z naszym stosunkiem do pieniędzy. Podsyca się raczej zachłanne, a nie twórcze czy duchowe instynkty człowieka. Fakt, że pieniądze są zawsze łatwo dostępne, gdy celem jest robienie kolejnych, podczas gdy tak trudno uzyskać je (…) na zaspokojenie potrzeb najuboższych, niepokoi tych, którzy nie są ekonomistami”. Czy pogląd ponad pięćdziesiąt lat temu zmarłego poety i myśliciela się zdezaktualizował? Co prawda we współczesnej ekonomii mamy do czynienia z coraz częstszą świadomością, że chciwość jest złem, a nie – jak chcą piewcy neoliberalizmu – cnotą, to jednak zdumiewa fakt, że polskie społeczeństwo, podobno arcykatolickie, tak bardzo pogodziło się z logiką skrajnego urynkowienia rzeczywistości.
Przy okazji: znakomite książki, które właśnie na gruncie gospodarczym merytorycznie zaprzeczają logice ekonomicznej chciwości, to choćby „Dobrobyt bez wzrostu. Ekonomia dla planety o ograniczonych możliwościach” Tima Jacksona i „Cena nierówności. W jaki sposób dzisiejsze podziały społeczne zagrażają naszej przyszłości?” Josepha E. Stiglitza.
Jednostka i wspólnota
W trakcie lektury długiej rozmowy z siostrą Chmielewską, którą przeprowadzili Piotr Żyłka i Błażej Strzelczyk, mocno wracała do mnie prosta myśl: „miłosierdzie albo barbarzyństwo”. Dodam – bardzo praktyczne miłosierdzie, głęboko zaangażowane w ludzkie sprawy w wymiarze indywidualnym, społecznym, instytucjonalnym. To ważne połączenie, bo wbrew pozorom, na zdecydowanej kontrze wobec dość typowego u nas myślenia, nie da się indywidualnej pomocy konkretnym ludziom odseparować od wspólnotowego porządku, od legislacyjnego i instytucjonalnego stanu rzeczy.
Nie bez powodu siostra Chmielewska mówi o swojej pracy i życiowym powołaniu: „chcę reperować to, co zepsuł człowiek, co zepsuły grzech i zło”. Jasno wskazuje przyczyny tego stanu rzeczy: „źródłem zła jest grzech pierworodny. Gdy on się wydarzył, zachorowała nasza wolność”. Tego typu perspektywa sprawia, że działanie na rzecz słabszych nie jest skazane na protekcjonalizm i paternalizm w wykonaniu instytucji publicznych lub prywatnych filantropek i filantropów. Raz jeszcze Chmielewska: „Największym prawem miłości jest dzielenie się miłosierdziem. I to jest naszym celem. Chcieć zmienić człowieka, powiedzieć mu: »masz się zmienić«, to jest absurd, tego nie da się zrobić. Natomiast można stworzyć warunki, w których człowiek zechce sam, zachęcony naszym działaniem, zrobić coś ze swoim życiem”.
Jeden drugich brzemiona noście
Warto to podkreślić: to nie jest program, który usprawiedliwia skrajny indywidualizm zdawkowymi aktami filantropii, nie jest to wizja charytatywna. To wyraźne wskazanie, że wszyscy jesteśmy współodpowiedzialni za to, czy współczesna Polska to kraj przyjazny, czy wrogi ludziom słabym, życiowo niezaradnym, na różne sposoby przegranym.
Nie zawsze potrafimy o tym mówić, choć i ludzi wierzących nuży religijność sprowadzona do odświętnych gestów. A przecież chrześcijańska duchowość nie jest pięknoduchostwem, ale zgodą na bliskość obcej biedy, rozpaczy, krzywdy; jest praktyczną odpowiedzią na pytanie: kto jest moim bliźnim? Tak powszechnie używany dziś termin „empatia” bliski jest również chrześcijańskiej antropologii. Człowiek zdolny jest nie tylko do ostrej konkurencji, ale też do współczucia, rezygnacji z własnego komfortu czy nawet elementarnych potrzeb dla dobra innych, jest zdolny do współpracy, która pomaga słabszym albo stanąć na nogi, albo lepiej przeżyć życie z pomocą innych.
Na kartach „Sposobu...” siostra Chmielewska nie tylko opowiada o swojej codzienności we wspólnocie „gorszych ludzi”. Z lepszym lub gorszym skutkiem stara się także zrozumieć otaczającą nas rzeczywistość społeczno-gospodarczą. Pozwolę sobie na dłuższy cytat: „jest taka grupa fantastycznych ludzi, chrześcijańskich przedsiębiorców, którzy się spotykają na rekolekcjach, na formacji, organizują kongresy. To nie jest tak, że mały czy średni przedsiębiorca to jest krwiopijca, który leży do góry brzuchem i wykorzystuje pracownika. To są ludzie, którzy żyją w niepewności z dnia na dzień, którzy muszą walczyć o rynek zbytu dla swoich wyrobów, którzy muszą płacić bardzo wysokie składki zusowskie, mają rodziny na utrzymaniu i nie wiedzą czy jutro nie splajtują”.
Chrześcijański pozytywizm
Po części zgadzam się z poglądem siostry Chmielewskiej – pomysły na „składkowy suwak” pojawiają się zresztą również na lewicy, z drugiej jednak strony wyzysk pracownika w małym biznesie również jest faktem, a często właśnie ze względu na kumulację różnorakich trudności jest jeszcze silniejszy niż np. w transnarodowych korporacjach. Na marginesie: warto sobie uświadomić, że niskie polskie zarobki zdecydowanie utrudniają małym i drobnym przedsiębiorcom rozwój własnych firm, szczególnie w wyludniających się wsiach i miasteczkach. Jak prowadzić biznes tam, gdzie nie ma klientów? – to osobny, długi temat.
Bardzo świadomie zwracam uwagę na taki konkret w wywiadzie rzece z siostrą Chmielewską, ponieważ jest ona kimś w rodzaju „chrześcijańskiej pozytywistki”. Nie jest to nurt kompletnie obcy rodzimemu katolicyzmowi. Ma on swoich nader konkretnych bohaterów: myślę o ks. Wacławie Blizińskim, twórcy spółdzielczości w podkieleckiej wsi Lisków, myślę o ks. Piotrze Wawrzyniaku z wielkopolskiego Śremu – kapłanie, patriocie, spółdzielcy, myślę o ks. Władysławie Korniłowiczu, współtwórcy ośrodka w Laskach. A patrząc bliżej naszych czasów, wśród księży pozytywistów znajdzie się choćby ojciec Czesław „Kuba” Marchewicz, zmartwychwstaniec z Kościerzyny, twórca ośrodka dla niepełnosprawnych. Myślę także o Adrianie Porowskiej, szefowej Misji Kamiliańskiej w podwarszawskim Ursusie. Wielu z tych kobiet i mężczyzn, zakonnic, zakonników i księży kompletnie nie znamy. A wielka szkoda. Wszak to oni, mówiąc językiem siostry Chmielewskiej, cerowali i cerują nasz świat.
„Rolą katolików świeckich jest oczywiście zaangażowanie się w życie społeczne, budowanie tu, na ziemi Królestwa Bożego” – to proste stwierdzenie „chrześcijańskiej pozytywistki” Chmielewskiej koresponduje z refleksjami T.S. Eliota. Chciwości i skąpstwu świata rządzonego według logiki panekonomizmu może przeciwstawić się jedynie miłosierdzie w działaniu. Inaczej świat, nasz świat pod tym kawałkiem nieba, okaże się jedynie polskim piekłem dla słabych, chorych i samotnych.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#wywiad #Małgorzata Chmielewska
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Krzysztof Wołodźko