Ostatnie dni upłynęły pod znakiem sztucznie rozdmuchiwanej sprawy udziału przedstawicieli Polski w nieoficjalnym, poświęconym uchodźcom szczycie UE na Malcie, a także na spekulacjach, kto znajdzie się w nowym rządzie, wreszcie – na komentarzach na temat składu gabinetu Beaty Szydło.
Wszystkie te sprawy zasługują na poważną, pogłębioną analizę, napisaną pod kątem kreowania medialnych zjawisk, by nie rzec – histerii, i podchwytywania ich, z różnym stopniem natężenia, przez media jawnie wrogie wobec PiS-u i te, które jedynie pochylają się nad Andrzejem Dudą, Jarosławem Kaczyńskim czy Beatą Szydło w trosce o jak najlepszą jakość ich rządów, dopasowanych do wyśrubowanych standardów dziennikarskich oczekiwań.
Tajny pogrzeb twórcy III RP
Nowy rząd wkrótce zacznie pracę, stary wspominać będziemy jako tragikomiczny epizod polskiej demokracji, tymczasem tracimy z oczu inne zdarzenie, przed którego symboliczną wymową trudno uciec. Śmierć Czesława Kiszczaka i jego szybki, na wpół tajny pogrzeb.
Oczywiście sama informacja o śmierci komunistycznego kata i jednego z architektów Trzeciej Rzeczypospolitej wzbudziła spore emocje. Inaczej być nie mogło. Kiszczak jest przecież symbolem komunistycznych zbrodni i braku ich rozliczenia po 1989 r., zblatowania elit Polski komunistycznej i postkomunistycznej. Nieprzypadkowo w ostatnich latach w internecie najczęściej pojawiała się fotografia, na której widzimy go z Adamem Michnikiem, Moniką Olejnik i Agnieszką Kublik. Pokolenie Twittera zapamięta go pewnie przede wszystkim z tego właśnie zdjęcia. Z perspektywy czasu warto się zastanowić, czy ta znajomość Michnikowi i Kiszczakowi bardziej pomogła, czy raczej zaszkodziła. Z jednej strony wpływy redaktora naczelnego na polską politykę na pewno zaowocowały faktyczną bezkarnością czerwonego bandyty, z drugiej jednak to słowa o „człowieku honoru” definitywnie pogrzebały dla wielu osób wiarygodność Michnika jako, mimo późniejszych wyborów politycznych, niekwestionowanej legendy antykomunistycznej opozycji.
Nachalne próby wybielania Kiszczaka musiały też mieć duży wpływ na podtrzymanie jego symbolicznej obecności w zbiorowej pamięci Polaków, pamięci bynajmniej nie wdzięcznej. Tyle tylko, że ta pamięć okazała się na swój sposób bezsilna. Jeśli więc ktoś wygrał, to tylko Kiszczak. Nie pierwszy raz (przypomnijmy sobie toksyczne relacje Lecha Wałęsy z Wojciechem Jaruzelskim) komunistyczny aparatczyk ograł dawnego opozycjonistę. Michnik w pewnym momencie zdał sobie z tego zresztą sprawę, próbując przypisać tę wypowiedź wyłącznie do kontekstu dotrzymania umów Okrągłego Stołu i przyznając się, że była ona nieostrożna, jednak po śmierci byłego szefa MSW myśl tę powtórzył, ostatni już zapewne raz budząc irytację osób, mających zupełnie inny stosunek do zmarłego.
Zanim przejdę do swoich wniosków, chciałbym cofnąć się do maja 2014 r. 14 maja „Fakt” podał informację o śmierci Wojciecha Jaruzelskiego, która jednak bardzo szybko została zdementowana.
Dwa tygodnie później jednak Jaruzelski faktycznie umiera. Pomimo licznych protestów pochowany zostaje w Alei Zasłużonych na Powązkach. Wcześniej w katedrze Wojska Polskiego odbywa się msza święta, której przewodniczy biskup polowy Wojska Polskiego, ksiądz Józef Guzdek. W kościele nie ma urny z prochami, są za to wszyscy żyjący prezydenci III RP, najważniejsi ambasadorowie, dowództwo Wojska Polskiego, wreszcie szef MON u Tomasz Siemoniak, który dziś, co symboliczne, udziału w tej uroczystości się wypiera. Aleksander Kwaśniewski, mówiący o dobrej służbie Jaruzelskiego dla Polski, nikogo nie dziwił. Bronisław Komorowski, wygłaszający okrągłe i nic nieznaczące przemówienie o tragicznych polskich losach i żegnający Jaruzelskiego słowami „Śpij, kolego, w ciemnym grobie, niech się Polska przyśni tobie”, musiał być jednak trudnym widokiem dla naiwniejszej, kojarzącej go z konserwatyzmem części elektoratu, pamiętającego jeszcze czasy walk z komuną i mylnie utożsamiającego PO z solidarnościową stroną dawnych podziałów. Bardzo możliwe, że to na tym pogrzebie zaczęła się utrata wyborczych punktów, która finalnie doprowadziła do porażki w maju 2015 r.
Oczywiście również samemu pochówkowi towarzyszyły protesty, jednak oficjalnie stał się on smutnym świętem III RP, które połączyło całą polityczną elitę, kojarzoną z afirmacją kształtu Polski po 1989 r. – Platformę, postkomunistów, media, które zadbały o doniosłą transmisję uroczystości… Zbrodniarz odchodził bez sprawiedliwego wyroku, otoczony pochlebcami, którym wiele lat wcześniej rozdał koncesje na udział w polskim życiu politycznym. O tym, że nie wszystko jest załatwione, zaświadczała jednak kamera, którą musiano na stałe zamontować przy grobie tego zbyt dobrze znanego żołnierza.
Na początku października, a więc już po objęciu funkcji prezydenta przez Andrzeja Dudę, lecz ponad dwa tygodnie przed wyborami parlamentarnymi, na Powązkach Wojskowych pochowano kolejną niesławną postać polskiego komunizmu – Stanisława Kociołka. Kociołek wspólnie z Jaruzelskim odpowiadający za masakrę na Wybrzeżu w 1970 r., i jak Jaruzelski bezkarny, w pamięci pozostanie jednak nie jako człowiek z wydanym niewiele wcześniej wyrokiem uniewinniającym, lecz jako „krwawy kat Trójmiasta” ze słynnej pieśni. Pogrzeb Kociołka nie tylko chronologicznie lokuje się pomiędzy pożegnaniami dwóch generałów. Choć pomimo protestów rodzin ofiar oraz IPN u pogrzeb odbył się na prestiżowym cmentarzu, jednak zabrakło na nim przedstawicieli władz i znanych twarzy polskiej lewicy. Czy miało to związek z nadchodzącymi wyborami, czy też po prostu wobec Stanisława Kociołka nikt nie odczuwa dziś żadnego długu wdzięczności? Pamiętajmy, że choć w 1971 r. wyrzucono go z KC PZPR, pełnił jeszcze przez kolejnych 11 lat rozmaite funkcje publiczne, ale w odróżnieniu od Jaruzelskiego i Kiszczaka nie rozdawał już kart w polskiej polityce.
Kaci celebryci
Kariery Kiszczaka i Jaruzelskiego są ze sobą mocno splecione. Jaruzelski wielokroć wykazywał się nielojalnością wobec swoich promotorów, co zresztą znakomicie mu się zawsze opłacało, wspierał natomiast awanse Kiszczaka, czyniąc go najbardziej zaufanym pomocnikiem. O roli szefa MSW w procesach politycznych, trwających w latach 80., nie wiemy jeszcze wszystkiego, jednak mamy wystarczająco wiele danych, by stwierdzić, że jednym z ojców III RP nazywamy go nie tylko z racji jego udziału w rozmowach toczonych przy Okrągłym Stole i w Magdalence. Prawdziwą twarz Czesława Kiszczaka zobaczyć możemy w dostępnym w internecie przemówieniu, wygłoszonym z okazji 40-lecia MO i SB. „Człowiek honoru” wspomina w nim walkę z czasów tworzenia się PRL-u i opowiada o jej aktualności kilkadziesiąt lat później. Znajdziemy tu cały „przemysł pogardy” w jego komunistycznej wersji w jednej, kilkuminutowej pigułce.
Jeszcze kilka tygodni temu, gdy żona Kiszczaka wydała swoje wspomnienia, darmowej reklamy chętnie dostarczały jej prawie wszystkie media z tabloidami na czele. W kilka dni po wyborach pogrzeb Czesława Kiszczaka, choć poprzedzony kilkoma typowymi wypowiedziami dziennikarzy z obozu odchodzącej zmiany, odbył się po cichu. Bez znanych twarzy, bez kwatery zasłużonych i bez przemówień polityków. Minister Siemoniak z góry wykluczył udział wojska, o dacie i miejscu pogrzebu zaś dowiedzieliśmy się w ostatniej chwili. Skromnej uroczystości na cmentarzu prawosławnym towarzyszyła tylko kamera telewizji Republika. Wiadomości TVP nie poświęciły uwagi temu wydarzeniu. Skali różnicy między pogrzebami obu autorów stanu wojennego nie tłumaczy mniejsze znaczenie drugiego z nich. I być może właśnie ta różnica jest największym symbolem dokonującej się głębokiej zmiany, symbolem, który chwilowo przesłania nam bieżąca polityka.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Krzysztof Karnkowski