Ostatni tydzień kampanii wyborczej rozpoczął się od dwóch ważnych rozmów: Moniki Olejnik z Ewą Kopacz i Bogdana Rymanowskiego z Andrzejem Dudą. Po weekendzie przyszła pora na debaty: w poniedziałek premier Kopacz z Beatą Szydło, we wtorek liderów wszystkich ugrupowań. Pojawiły się też nowe spoty i kilka nieczystych zagrań.
Ewa Kopacz gościła u Olejnik w audycji Radia Zet „7 dzień tygodnia”. Najważniejsze cytaty, które na bieżąco umieszczane były na oficjalnym Twitterze „7 dnia tygodnia”, czyta się jak zbiór anegdot.
Kopacz u Olejnik
Część audycji polega na odpowiadaniu na pytania zadane przez innych polityków. Gdy Jacek Sasin zapytał o zablokowane referenda, usłyszeliśmy, że „Referendum jest dziś usprawiedliwieniem dla tych, którzy nie chcą podejmować decyzji”. PO najwyraźniej nie próbuje przekonać do siebie osób zaangażowanych w zbieranie podpisów pod inicjatywami społecznymi. To jedna z tych sytuacji, w których arogancję trudno odróżnić od sabotażu. Gdy Paweł Kukiz spytał, czy premier przeprosi za rozkradanie państwa, Ewa Kopacz zauważyła, że jej oponent potrafi jedynie „posługiwać się nieprzyjemnymi słowami”. Chwilę później zaczęło się rytualne straszenie. Słuchacze dowiedzieli się więc, że PiS „sprowadzi nas do średniowiecza” i tylko PO może „powstrzymać to szaleństwo”. Pojawił się też nowy wątek, który powracać będzie w kolejnych wystąpieniach szefowej rządu: ostrzeganie przez utratą głosu poprzez oddanie go na małe partie, które mogą nie wejść do Sejmu. Jest to o tyle zaskakująca strategia, że to ich udział w przyszłym parlamencie zwiększa możliwość powstania koalicji „wszyscy przeciw…”. Czy Platforma zbyt mocno uwierzyła we własne siły, czy poczuła się zagrożona przez swoich potencjalnych partnerów, z których co najmniej jeden, Nowoczesna, był ostatnio silnie promowany w mediach? Trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź na to pytanie, ale zmiana tonu jest tu wyraźna i ryzykowna. Rozmowę Kopacz z Olejnik zapamiętamy jednak głównie z jednego z głupszych ataków na Jarosława Kaczyńskiego. Nawiązując do wypowiedzi prezesa PiS‑u, dotyczącej możliwości przenoszenia chorób przez uchodźców, premier skomentowała: „Wiele chorób odzwierzęcych powoduje, że pan prezes Kaczyński nie powinien mieć kota. A on mówi, że ludzie nas pozarażają?”. Zapowiedź utrzymania wysokości kwoty wolnej od podatku to już tylko wisienka na torcie.
Prezydent jak zwykle – na medal
Andrzej Duda u Bogdana Rymanowskiego wypadł, czemu trudno się dziwić, o wiele lepiej. Rozmowa prowadzona była w sposób spokojny i godny, odbiegający mocno od fatalnych polskich standardów dziennikarskich. Część komentujących na żywo na Twitterze widzów zauważyła, że Rymanowski koncentruje się na tematach, które bliskie są narracjom Platformy Obywatelskiej, jednak odbywało się to z korzyścią dla rozmówcy: kolejne punkty były konsekwentnie rozbrajane na oczach audytorium, którego większość stanowili potencjalni odbiorcy antyprezydenckiego spinu partii rządzącej. Kilka razy (choćby w wypadku pytań o aneks do raportu z likwidacji WSI) Andrzej Duda podkreślił mocno swoją niezależność i to, że wiele spraw pozostaje do jego wyłącznej decyzji. Jest to taktyka, która rozczarować może część wyborców, liczących na szybkie ujawnienie dokumentu, z drugiej strony pozwala to na pokazanie, że prezydent nie podejmuje decyzji na podstawie bieżących potrzeb polityki swojej dawnej partii. Równocześnie Duda dał też do zrozumienia, że nie zamierza tłumaczyć się z rozdmuchanego przez mainstream spotkania z Jarosławem Kaczyńskim, ponieważ znajomi mają prawo się spotykać. Platforma część kampanii wyborczej poświęciła na atakowanie wybranego już prezydenta, ten jednak wymyka się partyjnej nagonce i potrafi utrzymywać sympatię wyborców.
Najlepszym przykładem, jakie znaczenie ta nagonka ma w praktyce, było przemilczenie przez główne media, w tym Telewizję Polską, wizyty belgijskiej pary królewskiej. Temat, został pominięty z powodu „małego znaczenia wizyty”. Tymczasem dla mediów, na co dzień gnających za sensacją, pokazanie, jak nowy prezydent i jego małżonka radzą sobie, reprezentując Polskę na wysokim dyplomatycznym szczeblu, nie powinno wymagać uzasadnienia politycznego – jest to po prostu interesujące dla widzów, również tych, którzy od analiz politycznych wolą oglądać gwiazdy. Uczynienie celebrytów z pary prezydenckiej nie leży jednak w interesie politycznych mocodawców naszej telewizji. Media społecznościowe pokazały, że mogą wywierać presję na dotychczas silniejsze starsze rodzeństwo. Użytkownicy Twittera i Facebooka tak intensywnie rozpowszechniali we własnym zakresie pobierane z oficjalnego profilu Andrzeja Dudy zdjęcia, aż wykreowali najpoważniejszy w tym dniu trend. Wieczorem dzienniki po raz pierwszy zamieściły krótkie migawki ze spotkania pary prezydenckiej z parą królewską. Kilka dni później do sprawy odniósł się sam Andrzej Duda, który zaatakowany przez TVP Info za podanie gościom zbyt według stacji taniego wina, odpisał: „Była świetna atmosfera i spotkania. Belgijska Para Królewska to wspaniali i życzliwi Polsce ludzie. Szkoda, że tego nie pokazaliście”.
Sukces Szydło
W poniedziałek i wtorek odbyły się debaty telewizyjne. Pierwsza, tylko z udziałem Ewy Kopacz i Beaty Szydło, druga uzupełniona przez liderów pozostałych sześciu ugrupowań, które zarejestrowały listy ogólnopolskie. Pierwsze starcie wygrała Beata Szydło. Jej przewaga była na tyle mocna, że media, które dotąd zawsze ogłaszały zwycięstwo kandydatów PO, musiały napisać o remisie, oczywiście zaznaczając, że był to remis bez wskazania. Kopacz tym razem postanowiła pokazać wydruk strony internetowej, na której wcześniej można było znaleźć projekt konstytucji PiS‑u. Dziś widzimy tam ekran z błędem 404, czyli strony nieodnalezionej, co dało pretekst do kreowania opinii, że opozycja ma coś do ukrycia. Projekt PiS‑u, nad którym prace chwilowo wstrzymano, według premier ma pozbawiać kobiety praw. To zaklęcie dołączyło do stałego zestawu, mającego zniechęcić do głosowania na PiS. Znalazły się w nim SKOK-i jako afera dwudziestopięciolecia czy straszenie „republiką wyznaniową”. Tradycyjnie już głos Ewy Kopacz bliski był histerii.
Beata Szydło przed debatą i po niej wystąpiła w otoczeniu radosnej młodzieżówki Prawa i Sprawiedliwości, skandującej jej imię. Późnym wieczorem, gdy na autobus służący do kampanii PiS‑u po anonimowym telefonie z Krakowa nasłano kontrolę policji, zostało to odebrane jako zemsta w brzydkim stylu za telewizyjną przegraną. Nie był to jednak koniec. Przed debatą wszystkich liderów doszło do kolejnej prowokacji przy wejściu do gmachu TVP. W roli Andrzeja Hadacza wystąpili tego wieczoru ochroniarze, czy raczej bojówkarze stacji, którzy, używając przemocy, nie wpuścili do budynku części działaczy PiS‑u, mimo że posiadali oni przepustki. Pozostałych poddano o wiele ostrzejszej kontroli przy wejściu. W internecie możemy zobaczyć filmik, na którym umundurowany pracownik ochrony telewizji wyrywa dziewczynie z Prawa i Sprawiedliwości polską flagę.
Sama debata w pewnym stopniu była powtórzeniem rozmowy wszystkich kandydatów przed wyborami prezydenckimi. Doświadczenie solisty pomogło na pewno Pawłowi Kukizowi, jako nowa (choć dla obserwatorów polityki – nienowa) twarz zaskoczył Adrian Zandberg, rozczarowała Barbara Nowacka. Janusz Korwin-Mikke był sobą, Janusz Piechociński intrygował przyniesionym jabłkiem, lecz nie wypowiedziami, zaś Ryszard Petru miał tyle charyzmy, co przyniesione przez niego papiery. Beata Szydło, początkowo zdenerwowana, w trakcie wypadała coraz lepiej, Ewa Kopacz zaś – coraz gorzej. Premier po debacie zorganizowała jeszcze wiec w siedzibie telewizji, co ostatecznie pokazało, jaką fikcją jest równe traktowanie kandydatów. Tym razem to ona pojawiła się na tle krzyczącej młodzieży, ponieważ jednak PO nie jest dziś partią na fali wznoszącej, ten fałszywy entuzjazm, którego apogeum było skandowanie „Wolna Polska”, wyborców raczej zirytowało, niż porwało.
Żadna z debat nie odwróci wyborczych trendów, choć można się spodziewać, że wtorkowy program wzmocni Pawła Kukiza, a osłabi Zjednoczoną Lewicę, na czym zyska Partia Razem. Zobaczyliśmy jednak dobrze skalę zaangażowania partyjnego Telewizji Polskiej i determinację Platformy, która jawnie sięga już po prowokacje z udziałem aparatu przemocy.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Krzysztof Karnkowski