Ostatnie dni kampanii wyborczej przyniosły wielką aktywizację zwolenników Bronisława Komorowskiego. W karnym szeregu ustawili się celebryci, sportowcy, aktorzy różnych pokoleń, by oddzielnie lub razem wyrazić jednoznaczne poparcie dla prezydenta i symbolizowanego przez niego status quo. Środowisko to okazało się najbardziej odporną na rzeczywistość grupą społeczną.
Dziennikarze telewizji publicznej tylko z nazwy, którzy ani przez chwilę nie udawali obiektywizmu, wznosili się na szczyty manipulacji. Piątkowy wieczór w TVP Info przejdzie do historii polskiego dziennikarstwa dyspozycyjnego. Narzucony przez sztab Bronisława Komorowskiego temat Barbary Blidy i poparcia, jakiego dotychczasowemu prezydentowi udzielił wdowiec po byłej minister rządu Millera, zdominował rozmowy z gośćmi. Ta tura przedwyborcza, gdy wszystko inne zawiodło, miała być wygrana dzięki trumnie Blidy i „zamachowi toruńskiemu”.
Zamach T-shirtem
To wydarzenie to jeden z bardziej tajemniczych epizodów kampanii. 22 maja prezydent Komorowski udał się do Torunia, gdzie spotkał się z fatalnym przyjęciem. Nie dość, że powitała go grupa głośnych przeciwników, w której znaleźli się narodowcy, sympatycy PiS-u i osoby niepełnosprawne, to jeszcze jeden ze stojących za nim wolontariuszy okazał się happenerem – niespodziewanie zaczął wznosić okrzyki na temat książki Sumlińskiego. Sieć nie zdążyła jeszcze w pełni skomentować brutalnego potraktowania chłopaka przez BOR, gdy dowiedzieliśmy się o „próbie zamachu” przeprowadzonej przez agresywnego mężczyznę. Podczas gdy media kreowały zdarzenie jako naprawdę groźne, internet obiegły informacje, że był to człowiek związany z fundacją Prawo do Życia, który chciał przekazać prezydentowi ulotki. Czynił to jednak na tyle widowiskowo i zamaszyście, że rzecz została wzięta za atak i tak pokazana w mediach. Wątpliwości wzbudził fakt prawie natychmiastowego zwolnienia z aresztu tak groźnego przestępcy, opisany w liście toruńskiego adwokata, który zaproponował mu pomoc. Czy to dowód na ordynarną ustawkę, czy tylko prokuratura nie miała ochoty kreować kolejnego Brunona K. na dwa dni przed wyborami, których wynik nie był pewny, tego się prawdopodobnie nie dowiemy.
Kamienowanie itp.
Ważnym elementem ostatniego tygodnia były manipulacje i kłamstwa, mające uderzyć w Andrzeja Dudę, jego rodzinę i współpracowników. W pierwszej debacie prezydenckiej Bronisław Komorowski przeinaczał poglądy Dudy, zaatakował również jego asystentkę, młodą działaczkę PiS-u i publicystkę Magdalenę Żuraw, całkowicie zmieniając sens jej wypowiedzi na temat kamienowania kobiet. Żuraw przez cały tydzień prześladowana była w mediach za słowa, które nigdy nie padły, wreszcie zdecydowała się na wytoczenie procesu jednemu z powtarzających je oszczerców. Dalej niż prezydent dzień później poszli Tomasz Karolak i Tomasz Lis. W audycji Lisa dziennikarz i aktor, który na ostatniej prostej kampanii rzucił się słabnącemu Komorowskiemu na odsiecz, cytowali wypowiedzi z fałszywego twitterowego konta, przypisując je córce kandydata PiS-u. Gdy przez internet przeszła fala oburzenia, obaj przeprosili, jednak w konsekwencji, by stworzyć wrażenie fałszywej symetrii, z anteny zdjęto audycję Jana Pospieszalskiego (pretekstem stało się pytanie z ankiety przeprowadzonej wśród widzów). Cała operacja zaszkodziła jej autorom. Po ataku na córkę Andrzej Duda zyskał sympatię wielu wyborców, dodatkowo zaś mocno narażono się Pawłowi Kukizowi. Kukiz miał bowiem być gościem Pospieszalskiego, z Dudą wyraził solidarność jako ojciec córek, dodatkowo zaś nie dogadał się ze sztabem Komorowskiego w sprawie planowanej wspólnej debaty. Elektorat muzyka w większości poparł ostatecznie Andrzeja Dudę.
Cały tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie"
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Krzysztof Karnkowski