O czym są te wybory? – takie pytanie to podstawa kampanii wyborczych. Odpowiedź na nie to dla wyborcy niezdecydowanego klucz do podjęcia ostatecznej decyzji przy urnie. Sam Bronisław Komorowski swoim zachowaniem pokazał, że głosowanie 24 maja będzie wyborem między Polską buty a Polską empatii. Ostatnio zobaczyliśmy jednak jeszcze coś. Polityk, który walczy o reelekcję, jest zwyczajnie sterowany. Jak nie kartką, to przez suflerkę.
Nie jest tajemnicą, że ludzie pełniący tak wysokie stanowiska jak urząd głowy państwa, muszą polegać na współpracownikach. O ludziach z otoczenia Bronisława Komorowskiego media związane z „Gazetą Polską” pisały wielokrotnie. Tomasz Nałęcz, Stanisław Koziej czy Roman Kuźniar – to oni odpowiadają za realne działania bądź ich brak. To oni w dużym stopniu odpowiadają za kierunek polityki, jaki chce obrać prezydent.
Ludzie wpływu
O czym świadczy otoczenie się komunistami czy ludźmi szkolonymi w Moskwie przez GRU? O czym świadczy honorowanie takich ludzi jak Wojciech Jaruzelski zaproszeniami do Rady Bezpieczeństwa Narodowego czy tworzenie przez prezydenckie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego dokumentów, w których Rosja przedstawiana jest nie tylko jako sojusznik, lecz także gwarant bezpieczeństwa w regionie.
To właśnie w 2012 r., za kadencji Bronisława Komorowskiego, do konsultacji nad strategią bezpieczeństwa naszego kraju zaproszono byłych kagebistów, odpowiedzialnych za zamachy terrorystyczne na własnych obywateli. W opracowaniach, jakie powstają w BBN od pierwszych dni po 10 kwietnia 2010 r., Rosja jest przedstawiona jako gwarant bezpieczeństwa Polski, a w naszych relacjach z Moskwą rola NATO stała się drugorzędna.
To urzędnicy Kancelarii Prezydenta Komorowskiego zbywali ostrzeżenia Jarosława Kaczyńskiego przed Rosją, określając je jako sprzeczne z polską racją stanu. To Komorowski 9 maja 2010 r. chwalił się prezydentowi Rosji Dmitrijowi Miedwiediewowi, że jego ojciec „ramię w ramię” z Armią Czerwoną zdobywał Drezno. W tekście opublikowanym 20 kwietnia br. „Panie Komorowski, ile Rosja dała nam zgody i bezpieczeństwa?” pisałem o prorosyjskiej linii Bronisława Komorowskiego, którą obrał on już pierwszego dnia urzędowania.
Gdy obserwuje się otoczenie Komorowskiego, ludzi Wojskowych Służb Informacyjnych, które prof. Sławomir Cenckiewicz określa jako „długie ramię Moskwy”,
zasadne staje się pytanie: czy to Komorowski kieruje swoim dworem, czy sam jest przez ten dwór kierowany?
Pewne jest, że obywatel w tej prezydenturze praktycznie nie istnieje. Widzimy to niezwykle mocno w kończącej się kampanii prezydenckiej. Taktyka pogardzania konkurentami, zamykania się w pałacu, do którego dostęp mieli jedynie zaprzyjaźnieni dziennikarze, okazała się katastrofą. Z napompowanych sondaży na poziomie ponad 70 proc. realne, poświadczone w głosowaniu w I turze poparcie dla Komorowskiego zjechało do 33 proc.
Wystraszony lokator Belwederu sięgnął po kilka negatywnych spotów i użył prerogatyw prezydenta, by zgłosić projekt zmiany konstytucji. Ten, jak się okazuje, może być niekonstytucyjny, a na pewno nie został z nikim skonsultowany. Ani z ugrupowaniami, które obecnie tworzą rządzącą koalicję, ani tym bardziej z obywatelami. Wielu zażenowało zestawienie działania Komorowskiego z jego wypowiedzią sprzed zaledwie tygodnia, że „konstytucję chcą zmieniać ci, którzy są frustratami politycznymi”.
Suflowana kampania
Zaraz potem kandydat PO wykonał kolejną woltę. Kopiując Andrzeja Dudę, który w trakcie kampanii zdążył odbyć 250 spotkań w całej Polsce, urzędujący prezydent zorganizował dwa spacery po Warszawie. Niestety, każde „wyjście do ludzi” kończyło się twardym zderzeniem z polską rzeczywistością. Młody człowiek opowiedział Komorowskiemu o siostrze, która trzy lata szukała pracy i nie ma za co kupić mieszkania. Usłyszał: „Niech weźmie kredyt”. Pani na wózku nie chciała rozmawiać z prezydentem o in vitro, ale o problemach ludzi chorych. „Żałuje pani studentom?” – odrzekł jej Komorowski.
Nawet urzędniczka Kancelarii Prezydenta Jowita Kacik, która podpowiadała Komorowskiemu, jak reagować w rozmowach ze zwykłymi obywatelami, nie dała rady. Mimowolnie zdemaskowała swojego szefa jako osobę skrajnie niesamodzielną. Co to za przywódca, który w sytuacji rozmowy z drugim człowiekiem, gdy wystarczy czasem go wysłuchać, potrzebuje suflerki? Który cofa się, by przytulić kobietę, bo tak mu zasugerowano. Można by spytać: kto sufluje Komorowskiemu, co robić w dużo poważniejszych sytuacjach? Czy telefony od Putina i innych światowych przywódców też odbiera pani Kacik?
Czy stać nas na kolejne pięć lat takiej prezydentury? Z drugiej strony mamy odważną, ambitną wizję pełnienia najwyższego urzędu w państwie, przedstawioną przez Andrzeja Dudę. Owszem, kandydat Prawa i Sprawiedliwości wysoko postawił sobie poprzeczkę. Otwarcie na ludzi, obowiązek zwołania referendum, gdy taką ideę popiera milion obywateli – to odważne postulaty. Andrzej Duda będzie za nie rozliczany. Jeśli im sprosta, to zyska on (zapewne drugą kadencję w 2020 r.), ale i zyskamy my wszyscy. Odzyskamy wiarę w prezydenta, którego nie tylko nie musimy się wstydzić, ale który po prostu jest naszym reprezentantem. Polska na to zasługuje.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Samuel Pereira