Jedni żyją od oburzenia do oburzenia, inni radzą, by zrobić film o ignorowaniu raportów Jana Karskiego z niemieckiej eksterminacji. „Odpłaćmy Amerykanom pięknym za nadobne” – nawołuje Robert Mazurek. Niech dyrektor FBI przyjedzie do Polski i pozna historię – zapraszają w liście dyrektorzy muzeów. Gdzie w tym wszystkim państwo? Wyjdźmy z piaskownicy! Uznaliśmy za normę, że państwo istnieje tylko teoretycznie czy może brak nam odwagi, by coś w Polsce zmienić?
Może zabrzmi to patetycznie, ale to ostatnia chwila. Jestem przekonany, że jeżeli nic się nie zmieni w sprawie tego, jak kształtujemy wewnętrzne i zewnętrzne spojrzenie na historię II wojny światowej, to już nasze dzieci będą żyły w świecie, w którym normą dla Polaka będzie tłumaczenie się z niemieckich zbrodni wojennych.
Naziści z Rzeczypospolitej
To nie jest tak, że dyrektor Federalnego Biura Śledczego James Comey w oficjalnym wystąpieniu w Muzeum Holokaustu przy wymienianiu sprawców eliminacji narodu żydowskiego ustawił Polskę w jednej linii z Węgrami i Niemcami z powodu swojej historycznej ignorancji. Jeśli spojrzeć na treść wystąpienia, Niemcy pojawiają się w nim raz. Obok Polski. Tak już się przyjęło, że na Zachodzie mówi się „naziści”, nie „Niemcy”. A może nie „przyjęło się”, ale państwo niemieckie doprowadziło do tego, że normą jest mówienie o tajemniczych „nazistach”, nie o konkretnym kraju i o konkretnym narodzie: niemieckim. Nie wiem, czy są jakiekolwiek aktualne badania na temat wiedzy społeczeństw europejskich, dotyczącej realnej niemieckiej winy za II wojnę światową – sam chętnie bym się z nimi zapoznał. Opierając się na obserwacji tego, o czym w Europie mówi się i pisze, zaryzykuję twierdzenie, że gdyby zwykły Europejczyk miał odpowiedzieć na pytanie: „Z czym konkretnie kojarzy ci się słowo »nazista« oprócz okresu II wojny światowej?” – odpowiedziałby, że z prawicowym ekstremizmem, łysymi skinami o radykalnych poglądach, których działa trochę w Europie. Gdzie? Np. w Polsce. A z czym kojarzą się Niemcy w okresie lat 30. zeszłego stulecia? Biedny, naród stłamszony przez tajemniczych nazistów, ludzi złych, którzy jak się okazuje, pojawiali się ot nagle wszędzie. Gdzie? Np. w Polsce.
Samobiczowanie
W tym miejscu należy uczciwie Niemcom pogratulować. Przez lata zmieniały się rządy u naszego zachodniego sąsiada, ale nie zmieniało się jedno. Polityka historyczna, strategia na opowiedzenie współczesnej historii w sposób najbardziej dla Niemiec korzystny. Trzeba przyznać, udało się znakomicie. Czy w Niemczech nie można mówić o niemieckiej winie, o konkretnej drodze ideologiczno-politycznej która doprowadziła do tego, że nasz sąsiad w demokratyczny sposób dał władzę myśli tak skrajnie nieludzkiej, a jednocześnie wywodzącej się z rzekomo „racjonalnej” ówczesnej wizji państwa? Można, ale na szczęście dla Niemców, w ich kraju nikt rozsądny nie neguje sensu polityki pokazywania tylko dobrych stron niemieckiej historii i negowania bądź rozmydlania tej złej.
W Polsce się „nie da”. Polska jako kraj, za którego wolność tak wielu oddało życie – nie jest w stanie nawet tej ofiary dzisiaj, w okresie pokoju, wykorzystać. Wręcz przeciwnie. Dla tzw. elit i kolejnych lewicowych, czy liberalnych władz III RP ważniejsze jest, by podtrzymywać inną wizję. Kraju szaleństwa, ohydy, antysemityzmu, szmalcownictwa, głupoty, małości, zacofania itd. itp. Tylko w Polsce od lat polityką historyczną jest promowanie najgorszego wizerunku Polaka. Przesadzam? Kto finansował takie produkcje jak „Pokłosie” czy „Ida”? Kto promował kolejne szaleńcze produkcje Grossa? Książka „Inferno of choices”, w której powielano te stereotypy, promowana była odgórnym zaleceniem ministra Radosława Sikorskiego przez samo Ministerstwo Spraw Zagranicznych Polski. Już nie wspomnę tysięcy publikacji w tzw. głównych mediach, których co roku jest mnóstwo. Elity III RP, jako masa cierpiąca na chroniczną nienawiść do narodu polskiego, bardzo chętnie tę swoją nienawiść wyładowują w swojej produkcji, w tym, co mówią, robią i piszą.
Wiedza „made in Poland”
To nie jest tak, że się nie da postępować inaczej. Nie jest tak, że trzeba – jak Bronisław Komorowski – mówić o zbrodni marginalnej grupki Polaków w kontekście Jedwabnego jako o działaniu „narodu sprawców”, albo negować fakt istnienia na ziemiach polskich w czasie wojny również ludzi, którzy w warunkach wojny oddali duszę diabłu. Każda wojna może rodzić w człowieku anioła albo diabła. Jednak Polska w swojej historii – szczególnie tej związanej w II wojną światową – jest tym „dobrym” krajem – i to należy akcentować. Polityka historyczna promująca ten dobry wizerunek to nie tylko poprawienie sobie jako naród samopoczucia czy obrona prawdy historycznej. To również korzyść, konkretna korzyść w kształtowaniu wysokiej pozycji Polski na arenie europejskiej i międzynarodowej, jako spadkobiercy krajów naszego kontynentu, którym się ona – ze względu na zasługi przeszłości – należy.
Od 2007 r. mamy sytuację odmienną. Mamy sposób myślenia o Polsce jako o „biednej pannie bez posagu”, czy wieczne już nie tylko samobiczowanie się, ale wręcz codzienne insynuowanie najgorszych rzeczy o nas samych. Jako naród mamy nienawidzić innych Polaków, najbliższych, gardzić nimi, szufladkując według kolejnych kategorii: mohery, katolicy, robotnicy, antysemici, ciemnogród, złodzieje, prowincjonalni, zakompleksieni i tak dalej, wiele, wiele innych.
Po takim systemowym zmieleniu, ciągłym obrzucaniu się błotem – sami siebie mamy dosyć, sami do siebie jako naród nie mamy szacunku. A skoro sami do siebie nie mamy szacunku, dlaczego oczekujemy go od innych? Jeśli na co dzień pozwalamy, by najważniejsze polskie instytucje krzewiły obraz złego Polaka, to dlaczego mamy za złe Amerykanom, że robią to samo w stosunku do nas? Dyrektor FBI, gdyby chciał, mógłby wyjść na konferencję prasową i tłumacząc, dlaczego powiedział to, co powiedział – wyciągnąć setki tekstów z wiodących gazet, tygodników i portali internetowych w Polsce. Wypowiedzi z ogólnopolskich telewizji czy produkcji, jakie promują polskie władze bądź instytucje kulturalne czy historyczne. „Czego Polacy ode mnie chcecie? Ja tego wszystkiego od was się dowiedziałem!”.
Przywrócić wiarę w Polskę
To jest podstawa, to jest fundament polskiego myślenia w erze Tuska-Kopacz, i tego, jak myśli bądź może twierdzić, że o nas myśli, Zachód. Ekipa rządząca obecnie w Polsce według zasady „na przekór Kaczyńskim zrobimy wszystko, nawet jeśli to miałoby być złe dla Polski” – zrobiła w polityce historycznej zwrot o 180 stopni. Z wizerunku Polski jako bohatera europejskiej trudnej historii, władza przedstawia nas jako najgłupszą, najbrzydszą z córek, a najlepiej obcą. Instytucjonalna, stale prowadzona walka z taką polityką powinna być podstawą. Nie zastąpią jej jakieś historyjki o filmach, tekstach na łamach gazet, zaproszeniach do muzeum czy notach dyplomatycznych. To też jest ważne, nie neguję tego. Jednak tego typu działania ad hoc, od przypadku do przypadku, w emocjach, by przypomnieć sobie o problemie przy kolejnym razie – to droga donikąd. Wzmożenie moralne, kilkudniowe, kilkutygodniowe nawet oburzenie – tym się wiele zmienić nie da, oprócz spotęgowania bezsilności, bo państwo kolejny raz nie zdało egzaminu. Musimy w końcu wyjść z tej piaskownicy i przywrócić podmiotową politykę historyczną. Na serio. Realizować ją z konsekwencją, z pasją i determinacją, z poczuciem, że jako naród zasługujemy na to, by żyć bez kompleksów. Zasługujemy na więcej niż wieczna bylejakość i wychowanie w nienawiści do samych siebie. Wybaczcie patetyzm, ale głęboka, poważna wizja tego, jak chcemy opowiedzieć naszą historię, to też szansa dla nas, głównie dla młodych, by przywrócić wiarę w nasz kraj.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Samuel Pereira