W środę 15 kwietnia Gazeta.pl rozpoczęła serie „hangoutów” z kandydatami na urząd prezydenta. Gościem pierwszego i na razie ostatniego był Bronisław Komorowski. Wydarzenie to zostanie zapamiętane, choć niekoniecznie tak, jak życzyliby sobie gość i pomysłodawcy.
Czym – poza technikaliami i zastąpieniem audio przez wideo – tajemniczy „hangout” różni się od moderowanego czatu, podczas którego moderator wybiera pytania, jakie zada gościowi? Tym, że jeszcze trudniej przypadkowej osobie dostać się do bohatera spotkania. Choć bowiem pytania od internautów w kilku miejscach zbierano przez cały dzień, krótkie interview z Bronisławem Komorowskim zdominowała zaproszona czwórka gości, którzy reklamowali swoje blogi i pytali o – w swoim odczuciu – kluczowe oraz kontrowersyjne tematy, takie jak związki partnerskie.
Audycja z Bronkiem
Symboliczne było pytanie Przemysława Pająka z serwisu Spider’s Web o to, czy prezydent powinien być bardziej księdzem, czy kreatorem odważnych zmian społecznych. Jedyną osobą próbującą ustalić coś konkretnego był łączący się z Londynu Jakub Krupa, którego interesowały kwestie emigracji i szans młodego pokolenia. I to właśnie Krupa, tuż po spotkaniu, na bieżąco komentował na Twitterze: „Po #HangoutPBK wiem, że chętnie poszedłbym z PBK na pierogi, ale wyborcą pozostaję niezdecydowanym. Odpowiedzi ogólne, średnio na temat”. Ta część programu była mdła, niegroźna, usypiająca. Zaproszeni przez organizatora goście sami nie dowiedzieli się zbyt wiele, ale stworzyli pozór dyskusji i zabrali czas dociekliwym internautom. W ten sposób zniknęły wszelkie pozory życia i spontaniczności.
Użytkownicy Twittera raczej nie mieli złudzeń, że ich pytania o związki z WSI, tajemnicze oszczędności w markach czy sprawę Wojciecha Sumlińskiego nie zostaną zaprezentowane przez prowadzącego audycję (to słowo o wiele bardziej niż określenie „hangout” oddaje to, co widzieliśmy – co samo w sobie jest porażką autorów). Jednak sposób podejścia do pytań z zewnątrz zaskoczył chyba wszystkich. Potraktowano je podobnie, jak władza traktuje podpisy pod wnioskami o referenda – zwyczajnie nie przyjęto ich do wiadomości. Dzięki czujnej postawie Bronisław Komorowski dowiedział się, że internautów interesują jedynie tak ogólne kwestie jak to, czy czuje się szczęśliwy. A któżby się nie czuł, rządząc narodem, który ma takie jedynie problemy.
Tramwaj i kury
Internet nie najlepiej sprawdza się jako narzędzie kampanii wyborczej urzędującego prezydenta, bezlitośnie natomiast eksponuje wszystkie jej niepowodzenia. Pasmo nieszczęść zaczęło się w niedzielę 12 kwietnia. Podczas wizyty w aglomeracji łódzkiej doszło do wypadku. Zabytkowy tramwaj, którym Komorowski miał się przejechać z Konstantynowa do Lutomierska, wypadł z szyn. To zdarzenie zostało zbagatelizowane i wyśmiane przez prezydenta, który, z przyrodzonym sobie wdziękiem, żartował, że niektórzy szukaliby w nim zamachu. Osobom nieinteresującym się specjalnie tramwajową infrastrukturą warto jednak w tym miejscu uświadomić, że jest to odcinek od lat nieremontowany, znajdujący się w opłakanym stanie, który przed likwidacją ratuje jedynie opór części mieszkańców i miłośników komunikacji. Zaplanowanie podróży głowy państwa linią tramwajową dość ciekawą (to wyjątkowa w polskich warunkach podmiejska trasa), jednak niebezpieczną, uznać należy za lekkomyślne.
Cztery dni później, dzień po drętwym spotkaniu z blogerami, prezydent udał się z wizytą do Lublina, gdzie zaliczył największą jak dotąd wpadkę wizerunkową bieżącej kampanii. Podczas wiecu sprawiający wrażenie mocno niedysponowanego Komorowski wielokrotnie powtarzał niezrozumiałą frazę o „specjaliście od kur”, która szybko stała się przebojem internetu. Dopiero później okazało się, że chodzi o okrzyk „Na Mazury macać kury!” wzniesiony przez jednego z uczestników, który najwyraźniej bardzo poruszył prezydenta. Szczyt fantazji i uniesienia Bronisław Komorowski osiągnął, mówiąc „ [Polsce] szkodzi wrzask, szkodzi specjalista od kur, szkodzi ten, który chce, aby wszystko wetować, co chodzi, fruwa i się rusza”. Pojawienie się setek komentarzy i memów z prezydentem i kurami było jedynie kwestią minut. O ile jednak występ Komorowskiego wzbudził niedowierzanie i poruszenie w internecie, o tyle zaprzyjaźnione media praktycznie nie podjęły tematu. Widzowie Polsatu dowiedzieli się, że w Lublinie prezydent świetnie poradził sobie z przeciwnikami. W „Wiadomościach” pokazano protestujących prawicowców, nie powiedziano jednak niczego o dyskusyjnym stanie i sposobie artykulacji ważnego gościa. Wkrótce potem pojawiły się natomiast komentarze o „bojówkarzach PiS-u”, względnie koalicji „PiS-KORWiN”, atakującej wiece Komorowskiego. Rzecz jednak jest zbyt nośna, by udało się ją zupełnie wyciszyć. Można też spodziewać się, że do nieodłącznych krzeseł przynoszonych przez opozycję na spotkania dołączą gumowe kurczaki i pluszowe kury.
Całość artykułu w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Krzysztof Karnkowski