Film Borysa Lankosza „Ziarno prawdy” to bardzo dobry kryminał ze znakomitą kreacją Roberta Więckiewicza. I przy okazji to zaangażowane kino Miłoszewskiego (autora kryminału i współscenarzysty filmu). Zaangażowane w to, co dość zabawne, by pokazać, jak bardzo Miłoszewski, pokazując nasze narodowe spory, nie chce się w nie angażować.
Znany czytelnikom kryminałów Miłoszewskiego prokurator Teodor Szacki (Robert Więckiewicz)
musi rozwikłać zagadkę rytualnych mordów w Sandomierzu. W mrocznej scenerii miasta prokurator próbuje szukać drogi do rozwikłania tajemnicy. Tropów ma aż nadto, trupów zresztą, jak niebawem się okaże, też. Lankosz, znany m.in. z „Rewersu”, serwuje nam kino kryminalne według najlepszych wzorców. Hipnotyzująca rola genialnego Roberta Więckiewicza i stale utrzymywane na nieznośnym poziomie napięcie nie pozwalają oderwać wzroku i myśli od filmu. Realizacja jest tu również godna pochwały. Widz ma okazję poczuć wręcz aromat gorącej kawy prokuratora, jak i jego zawroty głowy, gdy ten dowiaduje się o utracie bliskiej osoby. W warstwie wizualnej film utwierdza nas w budowanym przez ostatnie kilkanaście miesięcy przeświadczeniu, że polskie kino jest nareszcie na fali wznoszącej.
Sandomierz w oku kamery Lankosza i wyobraźni Miłoszewskiego to miasteczko, które jawi się jako stolica polskich antysemitów i wariatkowo dla tzw. prawdziwych Polaków. Słowo „patriotyzm” jest tu odmieniane przez wszystkie przypadki, ze szczególnym upodobaniem tych, które najłatwiej obśmiać.
Tymczasem nasz bohater Szacki nie ufa nikomu. Zapowiada, że zaciągnie zabójcę przed sąd za pejsy czy też za warkocz. Że dorwie mordercę bez względu na to, czy będzie to „wskrzeszony z martwych Karol Wojtyła, Ahmed z budki z kebabami czy jakiś krwiożerczy Żyd”. Miłoszewski tworzy karykatury. Pokazuje ludzi z gębami pełnymi frazesów. Hipokryzji szuka wszędzie, zaczynając od Kościoła katolickiego. Nie omija w swojej krytyce Żołnierzy Wyklętych. Bezpardonowo uderza w symbolikę narodową. I jest w tej krytyce bezwzględny. Przy okazji próbuje zaznaczyć, że jest „ponad to”.
Tak bardzo się stara nie angażować, że się angażuje. Tak bardzo stara się być niepoprawny, że ulega poprawności. Można powiedzieć, że w jego filmie obrywa się wszystkim i że współautor scenariusza rozlicza się z każdym. Nawet ze swoim bohaterem. Miłoszewski nie dba o proporcje. I w efekcie z prawdy pozostaje jedynie jej ziarno. Przy okazji – bardzo efektowne.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Sylwia Krasnodębska