Donald Tusk zrobi tyle, na ile mu media pozwalają. A skoro pozwalają mu na coraz więcej...
Kurski z „Wyborczej” zawsze na stanowisku
Po ostatniej (jednej z wielu, do jakich doszło w czasie ostatniej kadencji PO) aferze – słusznie uznawanej za skandal o większym nawet znaczeniu niż afera Rywina czy hazardowa – reakcja, jak to określił Andrzej Wajda, „zaprzyjaźnionych” mediów była skandaliczna. Natychmiastowo skierowano uwagę opinii publicznej na bezpieczne dla władzy tory. Podstawowym pytaniem było nie to, co taśmy zawierają, nie to, kiedy i jak rządzący złamali prawo – ale kto ośmielił się ich nagrywać. Jarosław Kurski, niedawno odznaczony orderem przez prezydenta Bronisława Komorowskiego, w swoim tekście, umieszczonym na okładce „Gazety Wyborczej”, zadeklarował swoją solidarność z aferałami z obozu władzy. Dowodzi, że nie oni są problemem, ale zła opozycja i źli ludzie, którzy ten skandal ujawnili. Czytelnikom gazety z Czerskiej wysłany został czytelny komunikat: bać się macie nie rządzącej mafii, która drukuje pieniądze, by wpływać na wynik wyborów, tylko opozycji, która, nie daj Boże, może im tę władzę odebrać. „Źle się dzieje w kraju, którego polityką trzęsą służby specjalne, rodzime czy obce. Gdy nie wiemy, o co chodzi, to najlepiej zapytać, kto na tym korzysta” – pisze Jarosław Kurski. Ten sam, który w 2006 r. po taśmach Beger pisał zgoła inaczej. „Polacy oniemieli. Zastygli w szoku. Domyślaliśmy się, jak wygląda kuchnia władzy PiS. Jednak co innego wiedzieć, a co innego zobaczyć” – oburzał się wówczas obecny wicenaczelny „Wyborczej”. Swój aktualny tekst o aferze taśmowej z szefem MSW Bartłomiejem Sienkiewiczem i prezesem NBP Markiem Belką w rolach głównych opatrzył wymownym tytułem: „Na tej aferze tracimy wszyscy”. Tak, panie Kurski – na tej aferze wy tracicie i dlatego wpadliście w taką histerię. Jednak na bagatelizowaniu jej znaczenia i relatywizowaniu winy obecnie nami rządzących tracimy my – obywatele.
Resortowe dzieci wiedzą, co robić
Przykładów manipulowania informacjami przez media, udawania, że tak naprawdę nic się nie stało, a największą winą polityków obozu władzy jest przeklinanie przy suto zastawionym stole, jest mnóstwo. Zresztą taką narrację podjął sam Donald Tusk, który na swojej konferencji właściwie słowo w słowo powtórzył już to, co w swoim tekście napisał Kurski. Niektórzy, jak TVN24, poszli o krok dalej – programy specjalne poświęcone aferze, w którą są zamieszani rządzący, stacja wielokrotnie opatrywała zdjęciami Marka Belki z… Jarosławem Kaczyńskim. Żeby wiadomo było, kto naprawdę za tym wszystkim stoi.
Nam jednak nie chodzi o załamywanie rąk nad poziomem medialnej manipulacji, do którego niestety należało od kilku lat się przyzwyczaić. Korzenie właścicieli i dziennikarzy najsilniejszych dziś w Polsce mediów dokładnie opisywali autorzy „Resortowych dzieci”. Pragniemy zwrócić uwagę, jak bardzo kłamstwa takich mediów, jak TVN, „Wyborcza” i pochodne, nie tylko wspomagają aktualną władzę, ale głęboko i trwale niszczą standardy demokratyczne, degenerując całe państwo na wiele lat. Rządzący rozzuchwaleni, przyłapani na projekcie drukowania miliardów złotych w celu utrzymania się u władzy, zostali potraktowani tak bardzo pobłażliwie, że w głowie każdego, kto boi się przekroczenia granicy między demokracją a dyktaturą, musiała się zapalić czerwona lampka. Dlaczego Donald Tusk nie miałby dojść do prostego wniosku: skoro na to pozwolili, pójdźmy jeszcze dalej? Przestępca zawsze będzie dążył do dokonywania coraz bardziej skandalicznych przestępstw, jeśli ci, którzy powinni go pilnować, zamiast tego motywują go i zachęcają.
Cały tekst dostępny w aktualnym numerze „Gazety Polskiej Codziennie”.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Samuel Pereira,Dawid Wildstein