Koszulka "Nie Bać Tuska" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Nowi bandyci w miejsce starych

Władza w Polsce przekroczyła cienką czerwoną linię.

Władza w Polsce przekroczyła cienką czerwoną linię. Paweł Chodkowski, sędzia z Wrocławia, wydał haniebny wyrok skazujący na bezwzględny areszt uczestników protestu przeciwko Zygmuntowi Baumanowi za wznoszenie okrzyków. Tego po 1989 r. jeszcze nie było. Szok musi być tym większy, że wcześniej takiego właśnie wyroku żądał otwartym tekstem premier.

Na wrocławskiej sali sądowej był przedwczoraj Aleksiej, młody Białorusin, emigrant z państwa Łukaszenki. Podczas ogłaszania wyroku – 30 dni aresztu dla czterech protestujących – oczy robiły mu się coraz większe. – To u nas za coś takiego Łukaszenka daje najwyżej 15 dni – skomentował w rozmowie z naszą redakcyjną koleżanką.

Sam premier mówi do mnie
A my spróbujmy sobie wyobrazić, jak to się rozegrało. Może był telefon z Kancelarii Premiera do prezesa wrocławskiego sądu, jak niegdyś do sędziego Ryszarda Milewskiego w Gdańsku? Ten stanął na baczność, wezwał sędziego Chodkowskiego i powiedział: „Wicie, rozumicie, mamy problem”. A może żaden telefon nie był potrzebny? Może do tego, by Chodkowski stanął na baczność, wystarczył artykuł z „Gazety Wyborczej”?
Sędzia pogrążył się w swojej ulubionej lekturze i przeczytał słowa premiera Tuska: „Jest najwyższy czas na poważną refleksję, jeśli chodzi o sędziów w Polsce; nie można udawać, jak niektórzy w Polsce, że jak ktoś […] używa wulgarnych, brutalnych słów wobec polskich uczonych, że to jest lekkie wykroczenie albo że właściwie nie ma o czym mówić”.
Sam premier mówi do mnie – skonstatował sędzia. Jego intuicyjne podejrzenie, że premier ma rację, pogłębiły całostronicowe artykuły o tym, że ci, których będzie sądził, to chuligani i faszyści.
Potem sędzia zobaczył akta sprawy, no i wyszło mu, że niekoniecznie. Kibice, owszem, są, ale niekoniecznie chuligani, ale autorzy patriotycznych opraw. Narodowcy – jak najbardziej, ale obok nich także ludzie z innych klimatów, jak Piotr Malawski, w latach 80. działacz Solidarności Walczącej i uczestnik happeningów Pomarańczowej Alternatywy, a także Łukasz Wysoczański z fundacji „Sapere aude”, organizującej akcję w sprawie Żołnierzy Wyklętych „Upominamy się o Was”.
Tym pilniej sędzia zaczął więc śledzić kolejne artykuły w „GW”, by sprawdzić, czy napisze o jakichś „niechuliganach”, którzy zaplątali mu się na ławę oskarżonych przez przypadek. Nie napisała, więc uznał, że Malawski z Wysoczańskim to muszą być jeszcze bardziej perfidni od reszty chuliganów, bo lepiej zamaskowani.

Ideowiec Bauman
Przebieg rozpraw musiał sędziego nieco skonfundować. No bo jak to, chuligani zeznają spójnie i logicznie, a na sali wspierają ich tacy, co też kiedyś byli nazywani chuliganami, ale po 1989 r. dostali za swoją działalność odznaczenia, jak lider Solidarności Walczącej Kornel Morawiecki. Z kolei w mowach drugiej strony nic nie trzyma się kupy, jej przedstawiciele jakby wstydzili się tego, co robią.
Bauman, ciągle ten Bauman, jakieś opowieści, że to zbrodniarz, jakieś dokumenty historyków, a to przecież profesor szanowany, komu wierzyć? Sędzia mógł odczuć lekki niepokój. Na szczęście wyczytał, że portret prof. Baumana w białej ramce stoi na półeczce w gabinecie Adama Michnika, i się uspokoił.
Michnik to autorytet, a do tego facet z rodziny prawniczej, jego brat Stefan był sędzią, znaczy się – człowiek swój. Pewnie i w willi sędziego Michnika w miasteczku Storvreta, koło szwedzkiej Uppsali, stoi portret Baumana. Wiadomo, światowiec.
Uspokojony Chodkowski zajrzał jeszcze do „GW” i napisał sobie uzasadnienie wyroku, którego odczytanie przed lustrem przećwiczył: „Ideowe wybory Zygmunta Baumana dokonane przez niego w latach 1945–1953, tak krytycznie oceniane przez oskarżonych, nie dają jakiejkolwiek legitymacji do kreowania nienawiści wobec tych, których postaw i wyborów oni nie akceptują”.
Przyjrzał się swojej twarzy w lustrze zaskoczony, że tak intelektualnie przemówić potrafi. Tylko chuligani na sali nie potrafili jego erudycji docenić. Krzyczeli coś, że mordowanie ludzi w takich formacjach, jak NKWD czy KBW, to nie były „ideowe wybory”, tylko rzeź polskich patriotów dokonywana na polecenie Moskwy.
Nienawiść, znowu ta nienawiść, jeszcze za łagodnie bandyterkę potraktował – żachnął się sędzia Chodkowski i nakazał przegnać hołotę z sali.

Łza w oku Stefana Michnika
Kolejne dni sędzia Chodkowski spędził przy komputerze, czytając zaniepokojony, że plują na niego chuligani ze wszystkich pokoleń, od młodzieży po nestora polskiego dziennikarstwa Jerzego Jachowicza i Krzysztofa Wyszkowskiego, człowieka, który niegdyś wymyślił nazwę „Solidarność”. A teraz nazwał wyrok jego, Chodkowskiego, przypadkiem „najbardziej obrzydliwego oportunizmu sądowego po 1989 r.”.
Zbladł sędzia Chodkowski, ale po sekundzie wróciła mu pewność, że zrobił dobrze. Bo czy miał lepsze wyjście, skoro podrzucono mu już to kukułcze jajo? Wrzawa przetoczy się i ucichnie – pomyślał. A przecież układy rządzące wymiarem sprawiedliwości będą trwały, bo jakże miałoby być inaczej? Trwają od 1945 r., nawet z groźnie wyglądającej burzy w okolicach roku 1989 wyniknął zaledwie mały deszczyk.
Wyszkowski to nikt, stanowisk nie rozdaje. A może i jego by skazać? – zamarzyło mu się.
A w tym samym czasie w rezydencjach majora Baumana i sędziego Michnika w krajach dalekiego, zgniłego Zachodu twarz sędziego Chodkowskiego oglądano w telewizji z rozczuleniem. Ciężkie to były czasy, gdy w pierwszych latach komuny nie tylko trzeba było strzelać do bandytów po lasach, ale i przedwojenne „reakcyjne elementy w prawnictwie” z sądów wyrzucać.
W pismach prawniczych nazywało się to wówczas „walka o nowy typ sędziego”. Przypomniał sobie sędzia Stefan Michnik ówczesne naukowe rozprawy postulujące, by miejsce tamtych reakcyjnych elementów zajął „młody narybek prawniczy” wyszkolony – jak on sam – w trybie przyspieszonym, potrafiący pokonać „skostnienie i formalizm”.
To były dziesięciolecia ciężkiej pracy, którą prowadzili tacy twardzi goście, jak jego druh serdeczny major Bauman, by „młody narybek prawniczy” pozbył się staromodnych skrupułów i potrafił „dojrzeć – gdzie czyha wróg”. Spojrzał stary człowiek na twarz przemawiającego Pawła Chodkowskiego – i łza serdeczna spłynęła mu po jego pomarszczonej twarzy.
 
Cytaty pochodzą ze stalinowskiej prasy prawniczej, podaję za książką historyka IPN-u dr. Grzegorza Jakubowskiego „Sądownictwo powszechne w Polsce w latach 1944–1950”.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

Piotr Lisiewicz