Spotkałem majdanową wersję Aloszy Karamazowa. Paweł Dobrański. Przystojny. Wielkie oczy i twarz pełna uduchowienia i naiwności. Członek Kijowskiego Patriarchatu. Kojarzyłem go już wcześniej z widzenia. Był na pierwszej linii frontu podczas walk z Berkutem. Usiłował też ich powstrzymać, gdy katowali w sobotnią noc bezbronnych studentów. Dopiero dzięki niemu zrozumiałem o co idzie gra.
Bóg jest na Majdanie. Ale ze wschodu napiera wiatr. Na gruzach pozostałych po Wielkim Głodzie, w tym zniszczonym świecie powstała inna Cerkiew. Ale wciąż niesie w sobie zło tamtej apokalipsy.
Tymczasem Majdan to świat miłości chrześcijańskiej. Miłości, która może zmienić Europę. Miłości, w której odnajdują się Ci, co tak długo byli wykluczani z kijowskiego społeczeństwa. Biedni, chorzy, zmęczeni, nieudani.
Kapłan chce do Europy, ale na pewno nie na klęczkach. Mówi „owszem, my potrzebujemy Europy politycznie, ale oni nas duchowo. Bo dziś to Majdan, który pokazuje źródło cywilizacji europejskiej. Więc ten fundament, tę chrześcijańską miłość może obronić”. Ojciec jest niesamowicie dumny i honorny. A jest taki dzięki swojej wierze. To dzięki niej Ukraina odmieni Europę. „Odnowimy jej ducha! Powstrzymamy laicyzację. Widzisz jak młodzi i biedni tu przychodzą, na Majdan? Tak samo będzie w naszej Europie. Do chrześcijaństwa będą przychodzić, nie do islamu”. „my, z peryferii”.
Przy okazji, wiecie, że św. Piotr był z Galilei? To były peryferie peryferyjnego Izraela...
Paweł opisuje swoją walkę z Berkutem. Nie chce walczyć ale to ni przelali pierwsi krew. Więc on sam musi być na pierwszej linii frontu. Ale nie walczy przemocą, jakżeby mógł? Stoi w pierwszy szeregu i się modli. Opowiada jak głośno się modlił podczas berkutowego ataku i w funkcjonariuszach złamał się duch. Bo to też ludzie i jak im powiedzieć, że służą diabłu, to będą się bali i nie będą chcieli.
Na Majdanie wyrosła kaplica. Jest nią wielki namiot. W środku inny świat. Półmrok, zawieszone ikony, niczym totemy – dwa obrazy – matki Zbawiciela i samego Chrystusa postawione na ziemi, w centralnym punkcie namiotu. Otoczone kwiatami i świecami. Na płytach betonowych trochę zniszczonych dywanów. Przybywają pielgrzymi, protestujący i w pełnej ciszy się modlą. Tylko mnisi półszeptem odprawiają modły. Czasem tylko jakiś polityczny okrzyk przebije się przez gruby materiał namiotu. Wśród mnichów zaś Paweł Dobrański...
Wiem, że znowu zobaczę tego kapłana. Jak będzie dostawał pałą od Berkutu, albo, jeśli szczęście dopisze, cieszącego się z pokojowego rozwiązania. I trzymam za niego kciuki z całych sił.
Źródło: niezalezna.pl
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Dawid Wildstein