Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama

Udawanie Greka czy Niemca?

Kryzys dotknął UE na wielu poziomach. Jednak można stwierdzić, że najważniejszym z jego aspektów jest kryzys poparcia dla idei integracji europejskiej, obejmujący coraz szersze rzesze obywateli państw członkowskich Unii Europejskiej.

Kryzys dotknął UE na wielu poziomach. Jednak można stwierdzić, że najważniejszym z jego aspektów jest kryzys poparcia dla idei integracji europejskiej, obejmujący coraz szersze rzesze obywateli państw członkowskich Unii Europejskiej.

Wśród kryzysów dotykających UE najbardziej widoczny jest kryzys finansów w strefie euro. Oprócz niego mamy jednak także do czynienia z kryzysem instytucjonalnym, kryzysem przywództwa, kryzysem skuteczności, kryzysem demokracji, kryzysem tożsamości i kryzysem soft power – miękkiej siły – tzn. z załamaniem się atrakcyjności wzorów ustrojowych i gospodarczych UE, dotąd przyciągających do niej liczne sąsiednie państwa oraz najważniejszy, kryzys poparcia dla idei integracji europejskiej.

Oligarchia mocarstw

Uznanie, że o sile danego państwa w Radzie UE decydować ma wprost proporcjonalnie liczba jego ludności, wzmocniło pozycję Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii i Włoch. Dało podwaliny pod projekt dyrektoriatu mocarstw, który porozumiawszy się we własnym gronie, mógłby już pozostałych państw o zdanie nie pytać. Motorem tego pomysłu byli Niemcy i Francuzi, którzy najwyraźniej pragnęli, by rozszerzenie UE nie zmieniło skali ich wpływów. Jednocześnie rozszerzono odpowiedzialność szefa unijnej dyplomacji o kompetencje dawnego komisarza UE ds. stosunków zewnętrznych i pomocy zagranicznej oraz utworzono urząd przewodniczącego Rady Europejskiej, a następnie powierzono oba te stanowiska osobom bez własnego zaplecza politycznego (Catherine Ashton i Hermanowi Van Rompuyowi). Osłabiło to prezydencję unijną i dominującego dotąd w strukturach UE szefa Komisji Europejskiej. Ani Ashton, ani Van Rompuy nie są rzeczywistymi partnerami do rozmów z szefami rządów mocarstw unijnych, co dodatkowo wzmocniło wspomniane mocarstwa kosztem instytucji wspólnotowych.

Dyrektoriat, tandem czy hegemon?

Kryzys przywództwa nie polega jedynie na braku prawdziwych mężów stanu wśród unijnych polityków. Jest przede wszystkim skutkiem rozpadu dotychczasowego „motoru integracji” w postaci tandemu niemiecko-francuskiego oraz braku innych silnych graczy w UE, zdolnych pełnić funkcję swoistego dyrektoriatu. Pod ciężarem kryzysu finansowego Włochy okazały się niezdolne do współrządzenia Unią. Wielka Brytania odmówiła uczestniczenia w całej konstrukcji, odrzucając pakt fiskalny. Wyborcza klęska Nicolasa Sarkozy’ego zlikwidowała zaś duet Merkozy (Merkel/Sarkozy), a Merkolland (Merkel/Holland) nie powstał. Słabnąca gospodarczo Francja, destabilizowana dodatkowo przez zideologizowane rządy socjalistów, funduje swoim obywatelom własną odmianę obyczajowego zapateryzmu oraz stanęła na czele „bloku łacińskiego” (Francja, Hiszpania, Włochy) domagającego się „polityki prorozwojowej”, a nie „oszczędnościowej”, którą promuje Berlin, wyrastający na hegemona Unii. Walcząca z kryzysem UE nie jest w stanie rozwiązać żadnego z pojawiających się przed nią problemów. Przyjęte pod jej naciskiem programy uzdrawiające pogorszyły, a nie poprawiły sytuację krajów dotkniętych kryzysem. Bezrobocie w Hiszpanii, Grecji, Portugalii, zbliża się do 30 proc. (wśród młodzieży 60 proc.), a dług publiczny nadal rośnie. Na tym tle nienależąca do UE Islandia jawi się jako modelowy przykład skutecznej rekonwalescencji po zapaści finansowej z 2008 r. Nie lepiej jest w innych dziedzinach unijnej aktywności. Schengen się chwieje pod naciskiem uchodźców z Afryki, a w energetyce polityka klimatyczna niszczy konkurencyjność unijnej gospodarki. Unijna „miękka siła” zanika.

Kryzys demokracji

Im mniej demokracji, tym lepiej dla rynków finansowych – to zdanie mogłoby być mottem unijnej walki z kryzysem strefy euro. Wdrażane pod naciskiem unijnego centrum (Niemiec) programy oszczędnościowe wymuszane na „chorych” państwach Południa są pod stałym zagrożeniem ze strony buntujących się obywateli, stąd próby wyjęcia ich spod demokratycznej kontroli wyborców. Projekt budżetu Irlandii, zanim został zaprezentowany parlamentowi w Dublinie, przekazano do oceny Komisji Europejskiej, z której „przeciekł” do niemieckiego ministerstwa finansów, a stamtąd do komisji budżetowej Bundestagu! Z kolei budżet Grecji – w myśl żądań niemieckich – miał znaleźć się pod kontrolą wyznaczonego przez UE komisarza. Wreszcie 18 października 2012 r. kanclerz Merkel zaproponowała, by komisarzowi UE ds. gospodarczych i walutowych nadać prawo wetowania budżetów państw członkowskich. Już nie obywatele-podatnicy mieliby decydować przez swoich reprezentantów w parlamencie, jak będą wydawane ich pieniądze, lecz brukselski urzędnik, niemający żadnego demokratycznego mandatu, by to czynić.

Minister finansów Niemiec Wolfgang Schäuble jesienią 2012 r. publicznie oświadczył: „Cokolwiek się zdarzy, Grecja ma się trzymać uzgodnionego programu. Nowy rząd, stary rząd, nowe wybory czy referendum: forma nie jest ważna”. Wtórował mu ówczesny szef Eurogrupy (rady ministrów finansów państw strefy euro) Jean-Claude Juncker, stwierdzając: „Suwerenność Greków będzie znacznie ograniczona. Muszą być przygotowani, że cudzoziemcy będą pomagali im decydować, jak radzić sobie z prywatyzacją”. Kryzys bankowy na Cyprze wywołał podobną reakcję jego następcy – Jeroena Dijsselbloema. W przypływie szczerości powiedział on, że decyzje dotyczące Cypru staną się wzorem do postępowania w stosunku do innych krajów dotkniętych kryzysem.

Wyobrażenia to też rzeczywistość

Niemcy są głównym płatnikiem do budżetu UE. Są także głównym beneficjentem jednolitego rynku europejskiego, z którego wyroby przemysłu niemieckiego wypierają towary wytwarzane w innych państwach. Niemiecka rola płatnika UE (podobnie jak innych państw płatników netto) nie jest więc rolą charytatywną, lecz dobrze skalkulowanym interesem, dającym zatrudnienie i dochody milionom Niemców. Jednocześnie Niemcy i pozostałe państwa unijnego rdzenia wysysają z państw peryferyjnych rzesze bezrobotnej młodzieży, dynamizując tym własną gospodarkę i pogłębiając zapaść demograficzną u innych.

Niemcy wierzą, że „utrzymują leniwych Greków”, a Grecy, że są wykorzystywani przez „dybiących na ich suwerenność Niemców”. Do grona niechętnych wobec Niemiec narodów dołączają Portugalczycy, Hiszpanie i Włosi, o których Niemcy też zaczynają myśleć, że ich „utrzymują”. Buntują się przeciw temu niemieccy wyborcy oburzeni na niewdzięczność „obdarowywanych”. Nastroje społeczne zaś są takim samym składnikiem rzeczywistości jak kondycja finansowa państw. Dotyczy to wszelkich wyobrażeń zbiorowych – także błędnych i niesprawiedliwych. Niemieccy podatnicy naturalnie mogą nie wspierać południowców, tylko że w razie rozpadu strefy euro powrót do walut narodowych spowoduje silny wzrost wartości waluty, którą będą się posługiwali Niemcy. Prowadziłoby to do poważnych kłopotów z eksportem podrożałych gwałtownie niemieckich wyrobów na pozbawione siły nabywczej rynki państw peryferyjnych. W konsekwencji zatem wiodłoby do bezrobocia setek tysięcy, a może i milionów oburzonych dziś niemieckich podatników. Wiedzą o tym niemieccy eksperci, nie znaczy to jednak, że zdołają do tego poglądu przekonać niemieckich wyborców.

Ponoć w sytuacji, w której w Polsce mówimy „nie udawaj Greka”, Grecy mówią „nie udawaj Niemca”. Opisanie położenia, w jakim znalazła się Unia Europejska, wymagałoby zastosowania obu tych formuł jednocześnie.
Reklama