W 1919 r., po straszliwych przejściach i hekatombie Europy i Ameryki w okopach I wojny światowej, do konstytucji niemieckiej Republiki Weimarskiej nie wpisano odniesienia do Boga. To Bóg był winny, że milczał, miał teraz zwyciężyć świecki humanizm. Myśl nihilistów siała już ziarno, które w pełni rozkwitło 20 lat później. Pod czujnym okiem aliantów, pokonanym w 1945 r. Niemcom pozwolono powołać Republikę Federalną. Do konstytucji z 1946 r. wpisano odniesienie do Boga; po zjednoczeniu w 1990 r. Bóg w preambule pozostał. Trzeźwi i nowocześni Niemcy rozumieją doskonale, że gdy nie ma Boga, jego miejsce zajmuje człowiek, którego nic nie ogranicza. I tak możliwy staje się Holokaust, łagry, przemoc i najstraszniejsze zwyrodnialstwo, a w mniej masowych formach eutanazja, sterylizacja, aborcja. Tamę temu może stawić tylko dochowanie odwiecznych wartości: nie zabijaj, miłuj bliźniego i rodzinę, strzeż wspólnoty. Starzy ludzie kosztują, dzieci też. Niektórzy rodzą się z chorobami genetycznymi, Żydzi mieli garbate nosy, nie wszystkie kobiety są blondynkami. Dlatego, chcąc to zmienić, najpierw trzeba zniszczyć system wartości, religię, rodzinę. Potem można rozpocząć rzeź.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Teresa Bochwic
Wczytuję ocenę...