Nie bać Tuska! Osiem gwiazdek zdechło, czas na bunt przeciwko obecnej władzy » więcej w Gazecie Polskiej! CZYTAJ TERAZ »

Saryusz-Wolski z Laurem Maurycego Mochnackiego. „To jest walka o Europę Schumana lub Spinelliego”

"To jest walka o to, czy Europa ma być Europą Schumana, czy Europą Spinelliego, gdzie komunizm, który znamy, który przyszedł do nas na bagnetach ze Wschodu, może w postaci artykułów wracać do nas bumerangiem z Zachodu" - mówił w swoim wystąpieniu Jacek Saryusz-Wolski po otrzymaniu Lauru Maurycego Mochnackiego. "Gazeta Polska" uhonorowała europosła PiS za walkę o suwerenność Polski, przeciwko zmianom w traktatach Unii Europejskiej.

Jacek Saryusz-Wolski
Zbyszek Kaczmarek - Gazeta Polska

- Kiedy Maurycy Mochnacki z Tomaszem Gąbką zakładał "Gazetę Polską" w 1826 roku, ona była odpowiedzią na bardzo mocny brak Polski. To zaledwie 11 lat po upadku Księstwa Warszawskiego, które było namiastką niepodległej Polski - przypominał Tomasz Sakiewicz we wstępie do laudacji. Następnie opowiedział o wpływie "Gazety Polskiej" także na wybuch powstania listopadowego wywołanego przez tych, którzy nie godzili się na zależność Polski od obcych mocarstw.

Dzisiaj ta sytuacja jest nieporównywalnie lepsza. Zagrożenie oczywiście jest potężne, jest projekt zniszczenia państw narodowych, jest projekt pozbawienia szczególnie tej części Europy suwerenności. Ale dysponujemy wszystkimi instytucjami państwa i mało tego, jak się okazuje dysponujemy skutecznymi środkami nacisku nawet w tej sytuacji, która powstała. Żeby walczyć o tę polską niepodległość.

– mówił Tomasz Sakiewicz.

"Nasz laureat jest dowodem na to, że można prowadzić walkę skuteczną. Że coś, co wydawało się przesądzone jeszcze kilka tygodni temu - przeforsowanie zmian w Unii Europejskiej, które pozbawią nas suwerenności - zaczyna się kruszyć. Widzieliśmy ostatnie głosowanie w Parlamencie Europejskim, tam nie było bezwzględnej większości, a wydawało się, że ten parlament przegłosuje wszystko, co nakażą Niemcy. Okazuje się, że nie, nie ma tak lekko. Ten bunt, który Polacy tam wzniecili, zaczyna być zaraźliwy. To jest rodzaj powstania, listopadowego. Tylko tym razem w Unii Europejskiej" - ocenił laudator.

Tym zarzewiem buntu w jakiejś mierze, a może tym współczesnym Wysockim, tylko w Parlamencie Europejskim jest nasz "kadet", a obecnie laureat, Jacek Saryusz-Wolski

– podkreślił Sakiewicz.


Jacek Saryusz-Wolski z Laurem Maurycego Mochnackiego 

Następnie po gromkich brawach na scenę wszedł Saryusz-Wolski, odbierając "laur" zawierający pierwszą stronę pierwszego numeru "Gazety Polskiej". Jego wystąpienie cytujemy w całości poniżej.

"Zapytałem pana red. Sakiewicza, ile mam mówić, powiedział "jak zwykle, jak w Parlamencie Europejskim". Tam na ogół ma się minutę... W przypadku projektu traktatu - 110 stron, 100 artykułów, 267 poprawek - dano mi dwie minuty. Proszę Państwa, po pierwsze to wielki zaszczyt, jestem wielce wzruszony i wyróżniony tą nagrodą, wśród laureatów poprzednich wydań Lauru Mochnackiego. Tym bardziej, że w obecności potomków rodziny Mochnackich i laureatów. To wielki honor, oczywiście niezasłużony. Staram się robić to, co trzeba i zachowywać się jak trzeba, tyle. 

Czterech Niemców, jeden Belg i ja

Akurat to jest rzecz, którą zajmuję się od 55 lat, akademicko i politycznie, więc zostałem rzucony na te wzburzone morze walki w sprawach Unii - jak kiedyś powiedziałem profesorowi Legutce, szefowi naszej frakcji - "wysłany na szafot". 

To był rok. Sześcioosobowa grupa negocjatorów, pod kierownictwem samo-nominującego się Verhofstadta, znanego z "60 tysięcy faszystów na ulicach Warszawy" - Marsz Niepodległości. Było czterech Niemców, jeden Belg i ja. Nie takie nierówne walki żeśmy toczyli. 

To jest zamysł likwidacji Unii Europejskiej, tak niedoskonałej, jaka ona jest. Tak okaleczanej ze wspólnotowości, jak to się zaczęło przy odejściu od traktatu z Nicei. Muszę się przyznać, byłem autorem zawołania "Nicea albo śmierć", a jego ojcem politycznym był Jan Rokita. To był początek kiedy zaczęto różnicować kraje na te lepsze i gorsze. Na te, które miały rządzić i tych, którzy mieli być rządzeni. I to było odejście od Nicei, potem Traktat Konstytucyjny, świętej pamięci, który padł w referendach dwóch. Gdyby nie to, by przeszedł. Jego wersja "light" - Lizbona, a teraz próba w zasadzie likwidacji Unii Europejskiej takiej, jaką znamy, czyli wspólnoty, związku suwerennych państw, na rzecz powołania, czasami mówię "superpaństwa". Młodzi mi mówią, słuchaj, "super" to jest coś bardzo dobrego. Może "europaństwa". I likwidacji państw narodowych w tym kształcie, jakim je znamy i sprowadzenia do roli regionów, województw, czy landów. 

To wszystko jest zawarte w tych 246 - bo po głosowaniu plenarnym się pozmieniały liczby - i 63 zamiast 65 miejsc zlikwidowania weta. To jest zamysł, żeby odwrócić do góry nogami ustrój Unii.

Europa Spinelliego

To nie ma być Europa Roberta Schumana, nota bene idącego na ołtarze dzisiaj, który mówił "nie chcemy likwidować państw narodowych, nie chcemy superpaństwa" (on pierwszy używał tego terminu). Mówił za to Spinelli, trockista, komunista, autor Manifestu z Ventotene - "musimy zlikwidować państwa narodowe. I na początek nie będzie demokracji, tylko będzie władza partii rewolucyjnej". I tenże Manifest z Ventotene jest wymieniony w preambule do tego aktu Parlamentu Europejskiego pierwszy, przed deklaracją Schumana. Pięciu spośród sześciu współsprawozdawców to członkowie grupy Spinelliego. To jest walka o to, czy Europa ma być Europą Schumana, czy Europą Spinelliego, gdzie komunizm, który znamy, który przyszedł do nas na bagnetach ze Wschodu, może w postaci artykułów wracać do nas bumerangiem z Zachodu.

To jest pomysł na likwidację państw narodowych i władzę scentralizowaną, wcale nie federację. Federacja ma dobre konotacje, po drugie to są członkowie równi, jak równi z równymi i wolni z wolnymi. W Stanach stany małe, duże, taka sama reprezentacja. Kantony w Szwajcarii to samo. Landy w Niemczech to samo. To nie jest federacja, to hierarchiczne, pionowe, oligarchiczne superpaństwo, którym mają władać najpotężniejsi i ich akolici. A pozostali mają być wasalami, poddanymi, peryferiami. Władza ma być w rękach koncertu mocarstw, dyrektoriatu, czy żeby użyć polskiego terminu politycznego, grupy trzymającej władzę. To jest zamach stanu.

Suwerenność tracona w ciszy

Ja tego terminu użyłem w moim wystąpieniu w Parlamencie Europejskim. To jest śmiertelne zagrożenie dla polskiej państwowości. Można być, tak jak twierdził Mochnacki, teoretyk politycznego narodu polskiego, pozbawionym państwa, ale trzeba występować i walczyć, by to państwo przywrócić. Nie będąc historykiem muszę powiedzieć, że analogie się nasuwają same. W trakcie tych rocznych bojów, padały i przychodziły na myśl terminy: rozbiór Polski, rozbiory, obce mocarstwa, Targowica, "inni za nas decydują, zdecydują", "będziemy znowu poddanymi", "podległość, nie niepodległość". Także w moim zdaniu nie ma przesady w ocenianiu tej chwili jako czegoś wyjątkowego i zwrotnego. Dlatego rzecz, która nas przejmuje to przekonanie, że trzeba z tym walczyć wszelkimi środkami. I będziemy walczyli. My na pierwszej linii tam w Brukseli, tylu ilu nas będzie po kolejnych wyborach europejskich i państwo tutaj w kraju, wszyscy jak jedna drużyna.

Niestety wynik wyborów jest jaki jest i w obronie niepodległości, bo ludzie nie rozumieją, co to jest suwerenność. W odbiorze polskim wybrzmiewa słowo niepodległość. Te sztandary, pod jakimi się jednoczymy my, przeciwnicy tego zamachu ustrojowego w Unii, to "suwerenność". Suwerenność można tracić cząstkowo, na raty. Problem polega na tym, że gdy traci się niepodległość, rozlegają się strzały armatnie, wjeżdżają tanki. Tutaj wjeżdża 100 artykułów i 267 poprawek i ludzie tego nie widzą. I można się nazajutrz obudzić w kraju Polska, który już nie będzie tym, czym był. I nikt tego nie zauważy. Cała operacja w Unii Europejskiej, jest w tej chwili przeprowadzana w absolutnym milczeniu, ciszy społeczno-medialnej i to jest celowe. Na razie tę batalię przegrywamy. W mediach zachodnioeuropejskich jest w tej chwili na ten temat informacji zero. 

Zatrzymać to w Sejmie

To jest spisek elit, które chcą to zrobić za plecami obywateli. Jedyny kraj, gdzie będzie referendum, to jest Irlandia, bo tylko tam jest ten wymógł konstytucyjny. Od razu dopowiem, że pomysł na referendum w Polsce jest fatalny. Łatwiej i pewniej to zatrzymać w Sejmie, a w referendum ludzie niedoinformowani postawieni przed pytaniem "Polexit czy Unia", mogą dać, tak, jak dali w tych wyborach - złą odpowiedź na źle zadane pytanie. Ale bitwa się toczy.

Rzeczywiście przegraliśmy nieznaczną ilością głosów. Gdyby ta dziewiątka polskich zdrajców zagłosowała inaczej, to byłoby 283 do 282 i jednym głosem byśmy odrzucili ten dokument. Rezolucję. Tak naprawdę liczy się raport, gdzie było 356 do 276, było tak naprawdę 35 głosów różnicy. To jest formalny dokument, który uruchamia procedurę. 12 grudnia, mam nadzieję, że to będzie rząd premiera Morawieckiego, na posiedzeniu Rady Ministrów Unii pierwszy raz zostanie przekazany na szczebel Rady Europejskiej, głosowany zwykłą większością . Dwa dni później Rade Europejska może - co nie jest jeszcze pewne - zdecydować o zwołaniu Konwentu. Jest on instytucją traktatową, która pracuje nad nowym tekstem, potem Rada Europejska, potem ratyfikacje itd. 

Nie lekceważyć przeciwnika

Wydaje mi się, że lepiej przeceniać siłę przeciwnika, niż nie doceniać. I lepiej się go bać, niż go lekceważyć. Taką radę miałbym do wszystkich, którzy to będą oceniali i komentowali, żeby nie nie doceniać niebezpieczeństwa. Dlaczego? Traktat Konstytucyjny, który stanowił ogromny skok ustrojowy - szereg krajów był przeciw, szereg potężnych sił politycznych był przeciw - w końcu drogi nawet Wielka Brytania najbardziej euroodporna się poddała, gdyby nie francuskie referendum (bo holenderskie by pominięto, albo jak Irlandczykom kazano by głosować drugi raz), on by przeszedł. Świadomi tego Francuzi zmienili artykuł 52 swojej konstytucji i już nie muszą mieć referendum. W Polsce jest ta pułapka, w Niemczech ustawa zasadnicza zakazuje wręcz referendum.

Tak, są kraje, które są przeciw i siły polityczne, które będą rosły - naprawdę druga strona ma przewagę. Dlatego wszystkie siły muszą być skierowane, by ten proces odbierania nam niepodległości zabrać. 

Zastanawiałem się, jakie przesłanie może nam przyświecać ze spuścizny Maurycego Mochnackiego. Po pierwsze są to te analogie rozbiorowe i utraty państwowości, walki o niepodległość i wolność. Jest potrzebny ruch obrony, oporu przeciwko temu, szerzej, niż partie polityczne. Ale sądzę, że jedna myśl Maurycego Mochnackiego stanowi dzisiaj adekwatną sugestię i radę dla nas.

Napisał to - przepraszam, bo w "Dzienniku Krajowym", nie w "Gazecie Polskiej" - 22 sierpnia 1831.

"We wszelkiem politycznem działaniu trzeba mieć jakąś zasadę (...) Tą zasadą w sprawie restauracji polskiego narodu jest jego przeszłość historyczna, której teraz żadną miarą, ani wyrzec się, ani w niepamięć puścić nie możemy. Dzisiejszem dziełem naszem jest dzieło odzyskania. (...) Nowej nie improwizujemy Polski, ale z grobu wywołujemy Ojczyznę... wygrzebujemy z gruzów starożytną budowlę, której części zebrać w jedną całość, potem zaś naprawić i tylko wewnątrz inaczej urządzić potrzeba."

"Targowica" u władzy

Czyż nie brzmi to aktualnie wobec wyzwania, nad jakim stoimy? Mamy za sobą 30 lat nieudanego pożegnania z komunizmem. Mądrzejsi na ten temat mówią i piszą. Moja prywatna teoria brzmi, że postkomuna trwa co najmniej tak długo, jak trwała komuna, czyli 50 lat. Potrzebna jest strategia długiego marszu. Na tym najtęższe głowy i jak Brukselczycy by powiedzieli, twardy pień polskiego patriotyzmu - Gazeta Polska i jej Kluby - powinni wysilić swoje umysły i podjąć działania. Nikt za nas tego nie zrobi. 

Do władzy dochodzi "Targowica", gotowa zaprzedać naszą ojczyznę. Ma potężnych sojuszników, wśród tych którzy chcą nie tylko nadpaństwa, superpaństwa w miejsce wspólnoty suwerennych narodów, ale ma plan geopolityczny jeszcze bardziej dla nas zły. To jest plan Eurazji od Lizbony do Władywostoku. To jest plan kolaboracji i sojuszu między niemieckim europaństwem a Rosją, a my - Polska Europa Środkowo-wschodnia? Ściśnięci płytami tektonicznymi, mamy być ofiarą tych geopolitycznych tektonicznych przesunięć. 

Zatem moment, chyba nie nadużyję terminu, historyczny. Ale i odpowiedzialność historyczna, taka jaką ponieśli z sobą ci, którzy szli na Belweder, ci którzy szli jak mój prapradziadek w powstaniu styczniowym, ci którzy walczyli na barykadach Powstania Warszawskiego. I ci, który tworzyli "Solidarność" w 1980 i 1981 roku. A zatem czas wielkiej mobilizacji jest potrzebny, jest potrzebny pesymizm jeśli chodzi o to, czy tamta strona zwycięży. Lekcje o Traktacie Konstytucyjnym są bardzo pouczające i groźne. 

Metody walki o Polskę

I trzeba robić trzy rzeczy, tylko trzy. Obudzić społeczeństwa - nasze i inne. Zmobilizować ruchy społeczne i partie polityczne, Polska i wszyscy inni. Zbudować koalicję oporu, sprzeciwu państw i rządów, w zasadzie tam, gdzie rządzą konserwatyści. Wtedy może to zagrożenie uda się zatrzymać, oddalić, opóźnić, okroić. Druga strona jest przygotowana na to, że nawet jeżeli 50 procent tych wet zostanie zlikwidowanych, 9 nowych kompetencji unijnych, nawet 20 procent jeżeli przejdzie, to oni to zrobią na dwa, na trzy, na raty. Robili to w ten sposób i mają to przećwiczone w swoim warsztacie. 

Nie powinniśmy się cofać, powinniśmy u zarania i w zarodku to zwalczać. Bo to nie będzie nasza Europa. Siedząc tam, w Brukseli, przerażające jest to, jak bardzo jest to podobne - podobno nie wolno nam tego mówić - do tego, co znamy z epoki realnego socjalizmu, komunizmu. Bardzo podobne, jeżeli chodzi o metody, w tym rodzaj centralnego planowania, jeżeli chodzi o rodzaj wolności jednostek, jeśli chodzi o prawa człowieka. Te wszystkie stare pojęcia, stare walki, trzeba wyciągnąć, odkurzyć... i naostrzyć broń."

Partnerzy Gali Laur im. M MochnackiegoNWP / NWP

 

 

 



Źródło: niezalezna.pl

 

#Jacek Saryusz-Wolski #Laur Maurycego Mochnackiego #Unia Europejska #Tomasz Sakiewicz

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Mateusz Tomaszewski
Wczytuję ocenę...
Wideo