Pracownica Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego nie zgodziła się na seks z przełożonym i straciła posadę. O tym do czego dochodzi w jej miejscu pracy poinformowała polityków PO m.in. marszałek województwa Elżbietę Polak, a ta bliskiego współpracownika Donalda Tuska, Marcina Kierwińskiego. Dodatkowo marszałek województwa postanowiła wpłynąć na „Gazetę Lubuską”, która ujawniła całą aferę. Politycy PO milczą na temat skandalu. – Antydemokratyczna sitwa – kwituje krótko postawę polityków PO, Joanna Lichocka.
Patologie do których dochodziło w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego „Gazeta Lubuska” opisuje od czerwca. W instytucji nadzorowanej przez Urząd Marszałkowski województwa lubuskiego dochodziło do mobbingu i niemoralnych propozycji – pracy za seks. Informacje szczegółowo opisała Magdalena Szypiórkowska, która w grudniu straciła pracę w instytucji, a w marcu poinformowała o całej sprawie Krystynę Sibińską posłankę PO, która jest najważniejszym politykiem KO w Gorzowie Wielkopolskim i okolicach. Sprawa przez trzy miesiące rozgrywała się w zaciszu gabinetów, ale nic z niej nie wynikało.
W czerwcu jednak za sprawą „Gazety Lubuskiej” wybuchła bomba, która wstrząsnęła lokalnym układem do tej pory szczelnie kontrolowanym przez PO. Sytuację próbowała „ratować” jeszcze marszałek województwa Elżbieta Polak, która chciała… wpłynąć na dziennikarza. Teraz jednak mgliście tłumaczy, że chciała spotkać się, by jedynie opublikowano jej oświadczenie. W swoich wywiadach atakuje media w tym m.in. „Gazetę Polską”. „Stan psychiczny pisowskich mediów ilustruje okładka ostatniego wydania Gazety Polskiej. Myślę, że należy to pozostawić dalej bez komentarza, ponieważ jest to konanie Gazety Lubuskiej, która bardzo straciła na ilości sprzedawanych egzemplarzy. Teraz niestety chwyta się takich działań, uderzając w samorządy.” – powiedziała własnemu urzędnikowi marszałek Polak. Szczegóły w artykule red. Jacka Liziniewicza pt. „Seksafera w PO. Co zrobili Tusk i Kierwiński?” w poniedziałkowej „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Komisja Europejska stawia Polsce coraz więcej absurdalnych zarzutów. Jak skończy się ten konflikt? Jarosław Kaczyński podczas sobotniego spotkania z wyborcami w Poznaniu odniósł się do ciągłych ataków europejskich „elit” na Polskę. Jeden z uczestników wydarzenia zapytał lidera PiS-u o to, czy jesteśmy w jawnej wojnie z Unią Europejską. - My nie prowadzimy wojny z Unią, bo to Unia prowadzi wojnę z nami – podkreślił prezes Prawa i Sprawiedliwości.
- My tylko po prostu, do pewnego czasu mieliśmy podejście niezwykle koncyliacyjne i pokojowe. Tylko że się okazało, że nic to nie daje, bo nawet jeżeli założyć przez chwilę, że np. sama pani von der Leyen chciałaby coś załatwić, to Parlament Europejski grozi jej, że ją odwoła – mówił prezes PiS, Jarosław Kaczyński. - Ja nie jest pewien, czy to jest taki z góry założony plan, czy też mechanizm szaleństwa, który jest w Unii; plus oczywiście pewne interesy, głównie niemieckie. Ale to z naszego punktu widzenia jest już w tej chwili obojętne. Wynik jest taki, jaki jest: robimy to i czego byśmy nie zrobili, Unia w odpowiedzi, zamiast po prostu dać nam to, co nam się należy absolutnie jak każdemu innemu państwu, to nie daje. No to..., to w takim razie koniec – dodał lider Zjednoczonej Prawicy. Więcej w poniedziałkowej „Gazecie Polskiej Codziennie” w artykule red. Adriana Siwka „Unia prowadzi wojnę z Polską”.
Czy Polsce grozi brak prądu? W mediach rozpowszechniane są pogłoski o braku węgla w elektrowniach i możliwości ograniczenia dostaw prądu dla odbiorców. Zaprzeczają temu zarówno same spółki energetyczne, jak i politycy obozu rządzącego. – Realizowanych zamówień jest tyle, że węgla wystarczy – zapewniał prezes PiS Jarosław Kaczyński na weekendowych spotkaniach z mieszkańcami Wielkopolski.
Chociaż prezes Kaczyński nie chciał operować konkretnymi liczbami, to zapewnił, że węgiel jest kupowany w dużych ilościach. – W tej chwili tych zamówień, w różnych miejscach na świecie, jest tyle, że tego węgla wystarczy – stwierdził lider PiS. Zwrócił też uwagę, że wąskim gardłem w imporcie węgla może być ograniczona przepustowość portów morskich. Tymczasem wiceminister infrastruktury Grzegorz Witkowski zapewnił, że polskie porty dadzą sobie z tym radę. – Rokrocznie pobijamy kolejne rekordy w przeładunkach. Jeśli w ubiegłym roku przeładowaliśmy w polskich portach 113 mln ton towarów, to jesteśmy w stanie przeładować o kolejne 7 czy 8 mln ton więcej – zapewnił. Szczegóły w artykule red. red. Pawła Woźniaka i Mariusza Urbanke „Zamówień jest tyle, że węgla wystarczy”.
Berlińskie Espresso: Przypominamy dokumenty i raporty: Berlin miał wszelkie podstawy, by przewidzieć kryzys gazowy, a największy magazyn gazu Europy Zachodniej sprzedano Gazpromowi za zgodą Komisji Europejskiej. W 2009 r., na dwa lata przed uruchomieniem Nord Streamu 1, klub parlamentarny FDP zapytał ówczesną koalicję rządową CDU/CSU-SPD o ryzyko uzależnienia Niemiec od rosyjskiego gazu. Rząd, w odpowiedzi wskazując na dostępne analizy resortu gospodarki, argumentował, że nie ma przesłanek, by obawiać się uzależnienia, a jako nadzieję na zwiększenie dywersyfikacji dostaw wskazywał powstający wtedy Gazociąg Północny. Sześć lat później ministerstwo gospodarki opublikowało raport rekomendujący wzmocnienie bezpieczeństwa gazowego Niemiec w oparciu m.in. o magazyny gazu. Zewnętrzna firma doradcza uwzględniła w opracowaniu scenariusze zakładające zablokowanie dostaw surowca w wypadku tymczasowego problemu technicznego i konfliktu politycznego z Rosją. Raport opublikowano na cztery miesiące przed sfinalizowaniem sprzedaży największego magazynu gazu Niemiec w dolnosaksońskim Rehden Gazpromowi. O tę transakcję z kolei w kwietniu 2014 r. pytali oficjalnie zaniepokojeni nią Zieloni. W odpowiedzi usłyszeli, że rząd federalny z zadowoleniem przyjmuje „każdą zagraniczną inwestycję w Niemczech”. Więcej w analizie „Caryca Katarzyna, patronka doskonała” red. red. Olgi Doleśniak-Harczuk i Antoniego Opalińskiego (PR24).
Zachęcamy do przeczytania wywiadu z dr hab. prof. INP PAN MARKIEM ANDRZEJEWSKIM kierownikiem poznańskiego Centrum Prawa Rodzinnego i Praw Dziecka, którym rozmawiał JACEK LIZINIEWICZ.
- Jeżeli mówi się, że teraz 10-latka wyślemy gdzieś w kajdankach, albo w ogóle sugeruje się coś takiego, to ci którzy to podnoszą zakładają w sposób niedopowiedziany, że sędzia jest durniem, a pedagodzy dodatkowo są sadystami. Może krytycy projektu wiedzą coś o sędziach, czego ja nie wiem, ale od lat krytykując sądy rodzinne nigdy bym się tak daleko nie posunął – twierdzi prof. Marek Andrzejewski.
W ostatnich tygodniach wiele kontrowersji wzbudza nowelizacja ustaw o wspieraniu i resocjalizacji nieletnich. Czy nowe rozwiązania są potrzebne?
Zajmując się tematem resocjalizacji wiem, że było w ciągu ostatnich trzech dekad wiele prób zmian przepisów Ustawy o postępowaniu w sprawach nieletnich. Z tej perspektywy zmiana ustawy nie jest więc niczym zaskakującym. Pan się przejęzyczył i powiedział o nowelizacji. Teoretycznie to błąd, bo mamy do czynienia z nową ustawą, ale jednocześnie to przejęzyczenie ma sens, bo ustawa ta tak naprawdę jest kontynuacją starej. Przepisy zostały zmienione w kierunku względniejszym dla nieletnich. Nie ma w tym nowym projekcie zmian radykalnych, które tak naprawdę uzasadniałyby konieczność tworzenia nowej ustawy. To jednak kwestia drugorzędna. Chciałem zwrócić uwagę na prostą konsekwencję tego, że przez lata mieliśmy wiele projektów zmiany prawa o resocjalizacji nieletnich. Otóż nikt nie ma patentu na to jak poradzić sobie z przestępczością dzieci i młodzieży. Ja też go nie mam. I nie znam kogoś kto by miał. Oznacza to, że wszystkie rozwiązania jakie są i jakie będą zawsze spotkają krytykę. Jest kwestia skali i sposobu rozmowy na ten temat. Jak zmieni się prawo względem nieletnich? Odpowiedź w poniedziałkowej „Codziennej” w artykule pt. „Nowa ustawa lepsza niż mówi o niej opozycja”.
„Gazetę Polską Codziennie” polecamy nie tylko na poniedziałek.