Najpierw doświadczenia eugeniczne na początku XX w., potem inżynieria społeczna wdrażana przez socjalistów w latach 70. ub.w., dziś awangardowe podejście do kwestii pandemii koronawirusa. Tak może eksperymentować tylko Szwecja.
Kiedy Borys Johnson oświadczył, że jest chory na COVID-19, a Wielka Brytania zaczęła w panice wprowadzać spóźnione obostrzenia, wszyscy spodziewali się, że Sztokholm zrobi za chwilę to samo. Jednak premier Stefan Löfven pozostał nieugięty. Wyniki tego eksperymentu mocno rozczarowują.
Być może poczucie dziejowej misji i przekonanie o własnej wyższości skłoniło Szwedów do pójścia własną drogą. Rząd w Sztokholmie nie nakazał ścisłej samoizolacji. Otwarte były szkoły i place zabaw, parki gromadziły tłumy, sklepy funkcjonowały normalnie. Efekt jest jednak daleki od oczekiwań.
– Obecnie kryteria pomocy starszym są bardziej zaostrzone. Na początku wydawało się nam, że są nawet zbyt surowe. Klasyfikacja anestezjologiczna podaje, że jeśli ktoś ma powyżej 75 lat i dwie choroby współistniejące (np. nadciśnienie i cukrzyca), nie kwalifikuje się na intensywną terapię, gdzie można mu będzie pomóc – mówiła niedawno lekarka pracująca w tym kraju.
Szwedzkie Ministerstwo Zdrowia skrytykowało podejście większości państw świata do kwestii izolacji, zwracając uwagę, że cenniejsze jest nabycie odporności przez społeczeństwo niż unikanie zakażenia, które w większości przypadków nie jest śmiertelne. Wygląda zatem na to, że potomkowie wikingów traktują COVID-19 jak zwykłą infekcję, ignorując przy okazji jej wiele niebezpiecznych skutków ubocznych.
Sztokholm zamiast na zakazy i nakazy postawił na wolność i zalecenia. Szwedzi bardzo ufają służbom publicznym i stosują się do sugestii władz. Można też odnieść wrażenie, że dla rządu ważniejsza była gospodarka od liczby zgonów i zachorowań. W końcu z powodu takiego podejścia do kwestii zdrowia zbuntowali się lekarze. Grupa 22 znanych medyków opublikowała w gazecie „Dagens Nyheter” list otwarty, w którym stwierdza, że szwedzka strategia dotycząca koronawirusa zawiodła. Przeważają porównania z sąsiadami: z Norwegią, Finlandią i Danią – szwedzkie statystyki są dużo gorsze, co świadczy o porażce rządu – uważają autorzy listu.
Sprawdźmy fakty. Jak podaje Johns Hopkins University, do 22 kwietnia w Szwecji zanotowano 15 322 zachorowania i 1765 zgonów. W Norwegii to odpowiednio 7200 i 182, natomiast w Finlandii 4014 i 141. Gdy przyjmiemy wskaźnik zgonów na 1 mln mieszkańców, wyniki wyglądają jeszcze gorzej. Dla Finlandii ów współczynnik wynosi 25, a dla Szwecji jest siedmiokrotnie wyższy – 174. Szwecja plasuje się w tym zakresie wśród pierwszej siódemki/ósemki państw, gdzie odsetek zgonów jest największy.
Można więc wysnuć wniosek, że szwedzki model zapobiegania COVID-19 okazał się nieskuteczny, choć ze względu na uwarunkowania kulturowe i topograficzne jest z pewnością mniej dotkliwy niż w Wielkiej Brytanii.
Brak głębszych więzi uczuciowych, zanik życia rodzinnego, związki patchworkowe – to skutek szwedzkiego eksperymentu społecznego wprowadzanego przez socjalistów od lat 70. XX w. Specyficzny model dochodzenia do dobrobytu dokonał się bardzo dużym kosztem. Stawiane za wzór rozwoju cywilizacyjnego i przykład sukcesu społeczeństwa obywatelskiego państwo, opiera się w rzeczywistości na konsumpcjonizmie oraz inżynierii społecznej bazującej na neomarksizmie. W rezultacie doprowadziło to do praktycznego demontażu więzi społecznych.
Państwo skupiło się na dobrobycie materialnym, ignorując społeczne potrzeby człowieka. Dlatego bardzo łatwo wmówiono ludziom, opierając się na ideologii gender, że instytucja rodziny jest czymś zbędnym i przestarzałym. Szwecja zbiera owoce tego eksperymentu. Co czwarty obywatel umiera w samotności, nierzadko w wyniku śmierci samobójczej, a denata znajduje się po wielu tygodniach. Nie ma więzi rodzinnych czy sąsiedzkich. Izolacja jest faktem, więc być może dlatego rządowi eksperci zdecydowali się puścić wszytko na żywioł. Wnuki i dzieci palą po śmierci zwłoki dziadków w ekologicznych krematoriach, pełniących funkcję osiedlowych kotłowni. Rzadko kto fatyguje się po odbiór urny z prochami.
Szwedki, chcąc mieć potomstwo, poddają się sztucznej inseminacji. Masowo korzystają z banków spermy, bo boją się bliskości i miłości. Nic więc dziwnego, że ludzie są wewnętrznie zniszczeni. Można nie mieć nic, ale bez miłości żyć się nie da.
Bezpieczeństwo socjalne, dobrobyt, sprowadzające szczęście do wygody i konsumpcji, zdegenerowały duszę człowieka. Aby znaleźć sens życia, Skandynawowie oddają się aktywności socjalnej. Jej elementem była otwartość na imigrantów, dla których kraje Północy stały się łatwym łupem. Większość z przybyłych nie pracuje, a policja nie kontroluje już dzielnic, które przeszły pod władzę islamskich radykałów i zwykłych bandytów. Ten 10-milionowy kraj przyjmuje rocznie 100 tys. imigrantów. Nic więc dziwnego, że Szwecja zmienia się powoli w islamski kalifat. Przoduje za to w liczbie gwałtów (za RPA), a większość z nich popełniają imigranci.
Wychowawcą Szwedów stały się instytucje państwowe. Funkcjonujące od 1979 r. restrykcyjne prawo dotyczące stosowania kar cielesnych doprowadziło do takich absurdów, że za klapsa czy potarganie za ucho można było trafić na wiele lat do więzienia. Rodzice stali się zakładnikami dzieci. Politycznie poprawne przepisy doprowadziły do ich masowego nadużywania, rozbijając rodziny, rodząc wzajemną niechęć, osłabiając miłość i zaufanie.
Kilkanaście tysięcy rodzin rocznie jest pozbawiane praw rodzicielskich tylko na podstawie orzeczenia państwowej instytucji o niemożności zapewnienia godziwego bytu dzieciom. W ten sposób tworzy się socjalistyczny raj, gdzie państwowa nadopiekuńczość staje się źródłem cierpienia i przemocy wobec rodziny. Młodzi ludzie wychowują się bez ojców, stają się rozdarci i zagubieni. Dlatego trudno im potem stworzyć rodziny. Rewolucja seksualna to z kolei masowa emancypacja kobiet i dezawuowanie tradycyjnej roli mężczyzny. Stale rośnie liczba kobiet samotnie wychowujących dzieci, ale aktywnych na rynku pracy.
Religia została praktycznie wyrugowana z życia publicznego. Zastąpiono ją poprawnością polityczną, gdzie króluje gender, lewicowość i postęp. Nawet zbory protestanckie należą do awangard reformacji. Można powiedzieć, że są swoistymi notariuszami rewolucyjnych przemian w kraju.
Według twardych danych ekonomicznych Skandynawia wciąż należy do najbogatszych rejonów świata. Bezrobocie w Szwecji jest zaskakująco niskie i wynosi kilka procent. Ponadto, mimo rozbudowanych systemów socjalnych, pracuje tam grubo ponad 70 proc. populacji w wieku produkcyjnym. Szwecja jest więc wysoko oceniana w kwestii przedsiębiorczości i rozwoju gospodarczego, mimo oczywiście bardzo wysokiego opodatkowania. Jest to także kraj o bardzo wysokich dochodach na głowę mieszkańca, bardzo niskim poziomie korupcji i stabilnej sytuacji finansowej, zarówno w makro-, jak i mikroskali. Można więc z dużym prawdopodobieństwem obronić tezę, że to właśnie dobrobyt jest jedną z przyczyn chaosu moralnego i społecznego w tym kraju. Ludzie opływający w dostatek, myśląc, że zawdzięczają go wyłącznie sobie (czy państwu), odwracają się od wyższych wartości i giną w zaspokajaniu swoich egoistycznych zachcianek.
Czy Szwedom uda się zatrzymać owe budzące grozę tendencje? Przy tak wysokim stopniu rozwoju instytucji państwowego nadzoru i rozchwianiu społeczeństwa, wydaje się to prawie niemożliwe.