Niemal od razu po zakończeniu tzw. referendum nad zmianami w konstytucji umożliwiającymi sprawowanie władzy w Rosji przez Władimira Putina do 2036 r. ruszyła fala represji. Zatrzymywani i poddawani rewizjom są wszyscy, którzy podważają rzetelność głosowania – dziennikarze, prawnicy, działacze opozycji.
Aresztowany został były dziennikarz, specjalista od spraw wojskowości, a w chwili aresztowania doradca szefa rosyjskiej agencji kosmicznej – Iwan Safronow – za rzekome przekazywanie tajemnic państwowych... Czechom. (Swoją drogą, Czesi przez lata starali się o dobre relacje z Rosją, a teraz robią w propagandzie kremlowskiej za chłopca do bicia.) Grozi mu do 20 lat łagrów. Zatrzymywani są też koledzy Safronowa protestujący w jego obronie. W toczącym się od wielu miesięcy pokazowym procesie prokuratura zażądała też 15 lat łagrów (za rzekomą pedofilię) dla Jurija Dmitriewa, historyka organizacji Memoriał, badającego zbrodnie stalinowskie. Rosyjski aparat represji znowu się rozkręca i wydaje się, że wejdzie na niespotykane dotychczas obroty. Pytanie tylko, czy to oznaka siły, czy słabości systemu. Moim zdaniem jednak słabości.