Niemcy to obecnie piąty kraj na świecie z największą liczbą osób zakażonych koronawirusem. Liczba zgonów przekroczyła tam 200, a rząd stara się powstrzymać epidemię. – Widzę tu wyraźne kopiowanie polskich rozwiązań – mówi „Codziennej” szef klubu „Gazety Polskiej” w Essen Wojciech Kusy. Opowiedział również o tym, jak wygląda tam życie Polonii w dobie epidemii.
Koronawirus zaskoczył – podobnie jak inne kraje – również Niemcy. COVID-19 rozprzestrzenia się szybko. Wczoraj rano było w tym kraju już ponad 37 tys. osób zarażonych, a ponad 200 zmarło. W niedzielę 22 marca kanclerz Angela Merkel wydała rozporządzenie ograniczające kontakty międzyludzkie: w przestrzeni publicznej do dwóch osób, które zobowiązane są do utrzymywania 1,5 m odległości od siebie. Zamknięto również wszystkie restauracje. Nieprzestrzeganie tych restrykcji grozi karą do 25 tys. Euro.
Życie Polonii zostało, podobnie jak wszystkich tutaj mieszkających, zredukowane do minimum. Głównym miejscem spotkań Polaków w Essen jest polskojęzyczna parafia przy kościele św. Klemensa. Świątynia ta w myśl rządowego rozporządzenia i decyzji biskupa Franza-Josefa Overbecka została zamknięta. Polacy zrzeszeni w klubie „Gazety Polskiej” utrzymują więc kontakt tylko za pomocą komunikatorów.
- tłumaczy „Codziennej” Wojciech Kusy.
Szef klubu „GP” w Essen dodaje, że niektórzy Polacy zdecydowali się na powrót do kraju, by czas epidemii przeczekać w ojczyźnie. Wśród nich są również klubowicze. Ci, którzy zostali, starają się sobie pomagać i wspierają się w tej trudnej sytuacji.
Wojciech Kusy twierdzi, że w Niemczech widać wyraźnie, że rząd stara się naśladować czy kopiować polskie rozwiązania i wprowadzane ograniczenia. Ale – jak podkreśla – obecnie jest więcej nakazów i zaleceń niż deklaracji pomocy. Co nie oznacza, że nie ma jej w ogóle. W mediach przekazywane są informacje o numerach telefonów, pod które należy dzwonić np. w razie problemów zdrowotnych. Niestety – jak podkreśla Kusy – są problemy z dodzwonieniem się do lekarza. Porady lekarskie ograniczają się tylko do rozmowy telefonicznej.
Kusy tłumaczy również, w jakiej sytuacji są wykonywane testy na obecność koronawirusa.
Telefoniczne zameldowanie o złym samopoczuciu pacjenta zezwala lekarzowi na wystawienie zwolnienia lekarskiego od pracy. W razie podejrzenia zakażenia koronawirusem urząd zdrowia nakazuje dwutygodniową kwarantannę i dopiero w razie pogorszenia stanu zdrowia pacjent musi zadzwonić ponownie. W dalszej kolejności urząd podejmuje decyzję o kolejnych krokach, np. wykonaniu testu.
- mówi w rozmowie z „Codzienną”.
Szef klubu „GP” w Essen zapewnia, że Niemcy przestrzegają wprowadzonych przez rząd w niedzielę zakazów. Wcześniej niestety tak nie było, ale jak twierdzi, wynika to z wielonarodowościowej społeczności i częstego niezrozumienia języka. Niemcy również zdawali się nieświadomi zagrożenia. Wychodzili na ulice, do restauracji, spotykali się ze znajomymi. Głośno było także o organizowanych przez młodzież tzw. koronaparty. Odnotowano imprezy, które gromadziły nawet do 100 osób. Młodzi argumentowali, że chorobę wywołaną przez COVID-19 rzekomo przechodzą łagodnie i nie są zagrożeniem dla innych osób.
W niemieckich sklepach, podobnie jak w Polsce, brakuje niektórych produktów. Na sklepowych półkach próżno szukać papieru toaletowego, mydła czy środków dezynfekujących. Jeśli chodzi o produkty spożywcze, to jak wskazuje Wojciech Kusy, powoli do marketów wraca taki asortyment, jak olej, makarony czy mąka.