Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Eschatologia stuka do naszych drzwi

Niemądre byłoby mówienie o dobrodziejstwie choroby, która w najlepszym wypadku wywróciła do góry nogami codzienne funkcjonowanie większości osób, w skrajnym zaś spowodowała śmierć tysięcy ludzi na świecie. Niemniej pojawienie się COVID-19 spowodowało przebicie się do przestrzeni publicznej wygodnych społeczeństw Europy Zachodniej problemów zepchniętych na margines zbiorowej świadomości. 

Wartość życia, śmierć, pytanie o sens cierpienia, troska o ludzi starszych powoli zaczynają znajdować miejsce w przestrzeni publicznej. Czy kryzys epidemiologiczny obudzi z letargu hedonizmu beztroskie społeczeństwa Europy Zachodniej?

Zdecydowana większość z nas w pierwszej kolejności myśli o tym, jak uniknąć zakażenia, potem jak przeorganizować życie rodzinne, zawodowe w tym nadzwyczajnym okresie. Jednak trochę przy okazji człowiek zaczyna się otwierać na sprawy ostateczne. Wygodne hedonistyczne społeczeństwa Europy Zachodniej, które spychają na margines wszystkie sprawy trudne dla człowieka, jak choroby, starość i śmierć, nagle stanęły z nimi twarzą w twarz. We Włoszech, potem w Hiszpanii nabrało to wymiaru dramatycznej walki o życie tysięcy ludzi. Każdej doby umiera tam kilkaset osób. Służby ratownicze pracują niemal bez wytchnienia, brakuje sprzętu medycznego. Mimo krzepiących wieści o tym, że stabilizuje się przyrost liczby zakażeń, sytuacja jest graniczna, zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i społecznym. 

Śmierć a społeczeństwo przyjemności

W krajach, w których sytuacja nie jest tak ekstremalnie trudna, problem śmierci jawi się w wymiarze bardziej duchowym. Dla mentalności współczesnego człowieka często obce jest myślenie o sprawach ostatecznych, żyje on w swoistej bańce przyjemności, zabawy, beztroski. Pisał o tym Peter Hahne, który w książce „Dość tej zabawy. Koniec społeczeństwa przyjemności” diagnozuje kondycję Niemców: „W społeczeństwie przyjemności chodzi przede wszystkim o to, aby czuć się dobrze, żyć fajnie, przyjemnie, wygodnie i bezstresowo, żyć bez problemów, trosk i kłopotów, być zadowolonym i się bawić”. Przeciętny Europejczyk żyje dziś tak – przynajmniej do czasu obecnej epidemii tak było – jakby nie było śmierci. 

Podobnie jak w przypadku innych tragedii, które dotykały niszczycielską mocą ludzi na całym świecie, tak i tym razem powraca pytanie o sens tego wydarzenia, które przyczyniło się do cierpienia tak wielu ludzi. Na jednym z chrześcijańskich portali autor artykułu stawia pytanie, czy COVID-19 jest karą Bożą. Inicjatorzy akcji „Różaniec bez Granic” wprost twierdzą, że „koronawirus jest narzędziem Bożej sprawiedliwości”. Polemizuje z nimi prymas abp Wojciech Polak, który podkreśla, że „Pan nie przychodzi do nas jako epidemia. Pandemia nie jest karą zesłaną na nas przez Pana Boga. On jest miłością”. I dodaje: „Nie bójmy się. Jesteśmy w rękach Boga. On nie zostawia nas samych w momentach doświadczenia, choroby czy cierpienia”. Ta interpretacja z jednej strony jasno daje nam do zrozumienia, że chrześcijaninowi nie wolno ulegać łatwym próbom wyjaśnień katastrof naturalnych w perspektywie kary Bożej. Z drugiej wlewa nadzieję, że w trudnym czasie czuwa nad nami Opatrzność.

Odnaleźć sens w cierpieniu

Wprawdzie w Polsce kryzys wywołany przez COVID-19 nie zebrał tak wielkiego żniwa jak w innych krajach europejskich, ale przyczynił się do innego wymiaru cierpienia. Nie tylko wszystkich, którzy bezpośrednio zostali zakażeni wirusem, ich rodzin, lecz także tych, którzy żyją w poczuciu zagrożenia, strachu przede wszystkim o swoich bliskich w starszym wieku. Władysław Tatarkiewicz nazywa ten rodzaj cierpienia lękiem przed złem, które może nas spotkać, nieszczęściem, chorobą. Teraz ów lęk przybrał bardzo realny charakter. 

Z pewnością w codziennej krzątaninie zajmujemy się raczej sprawami bardziej przyziemnymi, jak praca, nauka dzieci, minimalizowanie ryzyka zakażenia. Niemniej część stawia sobie pytanie o sens cierpienia, które w Europie dotknęło setki tysięcy ludzi. W książce autorstwa lekarki więziennej i lekarza zajmującego się nosicielami HIV „Gdzie jesteś, gdy cierpię” czytamy: „Nieszczęście przychodzi zawsze wtedy, kiedy się go nie spodziewamy, albo w innej, niż się obawialiśmy, formie. Jakiekolwiek by było, zawsze jest zbyt wielkie, zbyt trudne do zniesienia, trwa zbyt długo”. Tak jest z koronawirusem, który zupełnie zaskoczył Europę Zachodnią. Polacy byli bardziej czujni, mimo to niemal z dnia na dzień musieli się zmierzyć z nową rzeczywistością. Dziś, kiedy epidemia się rozwija, pytanie o cierpienie staje przed nami z coraz większą mocą. Jak sobie z nim poradzić? Perspektywie chrześcijańskiej dalekie jest poszukiwanie przyczyn zła. Myślenie w tym paradygmacie nie koncentruje się na przeszłości, ale wybiega w przód. Chrześcijaństwo to religia nadziei, że zło i cierpienie nie będą trwać wiecznie, ale zostaną przezwyciężone przez ostateczną postać rzeczywistości – życie wieczne. 

Kryzys epidemiologiczny nie jest karą Bożą, ale jest być może znakiem czasu. Czeski duszpasterz i myśliciel ks. Halík podczas kazania poświęconego epidemii koronawirusa wprost postawił pytanie o to, co Bóg chce nam przekazać takim znakiem czasu. „Znaki czasu wzywają do nawrócenia, rozumianego jako przemiana. To więcej niż tylko poprawa. Chodzi o zmianę postrzegania siebie, świata i Boga, a także wprowadzenie w życie konsekwencji tych zmian” – odpowiadał.

Kultura życia i kultura śmierci

O kulturze śmierci i kulturze życia proroczo pisał papież Jan Paweł II przede wszystkim w dwóch encyklikach „Veritatis splendor” i „Evangelium vitae”, w których potępił m.in. aborcję, eutanazję, ludobójstwo. Przeciwstawił im rodzinę jako pewnego rodzaju gwarancję cywilizacji życia. Śledząc bacznie przemiany, które zachodzą w ostatnich dekadach w Europie Zachodniej, trudno dziś zaprzeczyć, że kultura śmierci wygrywa cywilizacyjną batalię z kulturą życia. W kolejnych krajach (nie tylko w Europie Zachodniej) liberalizowane jest prawo aborcyjne. W wielu z nich aborcję można przeprowadzić na życzenie. W Holandii tylko w 2009 r. przeprowadzono 2500 eutanazji. Czy epidemia koronawirusa nie jest znakiem czasu, który stawia przed współczesnym człowiekiem pytanie o wartość życia ludzkiego? Czy nie powinna się stać impulsem, który wstrząśnie orędownikami aborcji czy eutanazji? Nawet jeśli w jakiś sposób trwale lub chwilowo wpłynie na jego życie, to trudno mieć złudzenia, że człowiek podejmie poważną refleksję nad wartością ludzkiego życia. Tym bardziej wątpliwe, by pandemia i jej konsekwencje w jakikolwiek sposób przyczyniły się do zahamowania ekspansji kultury śmierci. 

W Polsce największe wyzwanie w koronawirusowej walce dopiero przed nami. Kolejne miesiące będą okresem spotęgowania niepewności, obaw, trudnych doświadczeń. Jak przejdziemy przez tę próbę jako społeczeństwo? Czy odnajdziemy sens w trudnej do wytłumaczenia dla nas sytuacji? Czy pozostanie w nas coś z empatycznego pochylenia się nad problemami ludzi starszych? Na ile zdamy egzamin ze swojego człowieczeństwa?
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Leszek Galarowicz