Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej”, wygrał prawomocnie proces, w którym opisany przez tygodnik mecenas B. żądał publikacji anonimowego sprostowania. Tygodnik miał przepraszać, ale nie ujawniając, kogo dotyczą przeprosiny. Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał to żądanie za niedorzeczne.
Tomasz Sakiewicz we wtorek wygrał proces wytoczony mu jako redaktorowi naczelnemu „Gazety Polskiej” przez adwokata B. – niegdyś pełnomocnika bohatera afery hazardowej Ryszarda Sobiesiaka. Prawnik skierował sprawę do sądu po artykule Doroty Kani i Samuela Pereiry z 2014 r., opisującym m.in. spotkanie z udziałem mecenasa i jego klienta, mającego pewne problemy prawne, w prokuraturze. Spotkanie dotyczyło m.in. nakłonienia śledczych do zamknięcia sprawy w zamian za 2 mln zł łapówki. W tekście tygodnika nie pada w ogóle nazwisko adwokata. Jest przedstawiany jako mecenas B. Prawnik jednak domagał się sprostowania nieprawdziwych jego zdaniem informacji.
Zażądał przy tym wydrukowania przez „Gazetę Polską” sprostowania z pominięciem informacji, kogo ono dotyczy. Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „GP”, odmówił zamieszczenia anonimowego sprostowania.
Mecenas B. wytoczył mu sprawę, która trafiła najpierw do Sądu Okręgowego w Warszawie. Sąd ten nie miał wątpliwości i odrzucił pozew B. w całości. Prawnik odwołał się do Sądu Apelacyjnego w Warszawie. W procesie B. argumentował, że kwestia jego rzekomego spotkania w prokuraturze, podczas którego miały paść deklaracje załatwienia sprawy za łapówkę, stała się przedmiotem badania w postępowaniu prowadzonym przez Prokuraturę Apelacyjną w Gdańsku. Jak stwierdził adwokat, do materiałów tej sprawy dziennikarze nie mogli mieć dostępu przed zakończeniem śledztwa i jego zdaniem nie mieli rzetelnego źródła zamieszczonych informacji. Z kolei mecenas pozwanego Sławomir Sawicki podkreślał, że zamieszczenie sprostowania bez wskazania tego, kogo ono dotyczy, mogłoby wprowadzać czytelników w błąd i prowadzić do dezinformacji.
Sąd Apelacyjny podzielił linię obrony. Stwierdził, że zgodnie z prawem prasowym nierozłącznym elementem sprostowania jest podpis osoby, której ono dotyczy. Dlatego redaktor naczelny „Gazety Polskiej” nie mógł opublikować żądanej przez mecenasa B. treści.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Maciej Marosz