Monika Olejnik odpowiadała w sądzie na pytanie, czy wie o opinii o jej programach w TVN24, że są forum prezentacji idei antykościelnych i antyklerykalnych, a język tych audycji jest mową nienawiści.
Monika Olejnik zeznawała w procesie, który wytoczyła przed Sądem Okręgowym w Warszawie tygodnikowi „wSieci”. Dziennikarka żąda przeprosin za to, że w tekście "Brunatne pióra" z 2013 r. zilustrowanego zdjęciem Tomasza Lisa w niemieckim mundurze zostało wykorzystane także jej zdjęcie. Olejnik zażądała też zasądzenia 50 tys. zł na rzecz Fundacji Radia Zet.
Olejnik powtarzała w sądzie, że tekst „wSieci” ją zbulwersował. –
Łączy mnie z ludźmi, którzy chcieliby mordować księży – mówiła. Na dowód, że jest inaczej, chwaliła się kontaktami z ludźmi Kościoła.
Przedstawiła też w sądzie swoje osobliwe wspomnienie z PRL, gdy papież św. Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Polski spotkał się w jednej z łódzkich fabryk z robotnikami. Olejnik miała skierować mikrofon na długim wysięgniku w stronę papieża, a w reakcji została uderzona przez papieską ochronę. –
Rozpłakałam się a wtedy papież podszedł i pogłaskał mnie po głowie – opowiadała Olejnik.
Obrona w procesie wykazuje jednak, że już sam dobór gości w programie Olejnik jest manipulacją. Mec. Dariusz Pluta wskazywał, że po katastrofie smoleńskiej jej najczęstszym gościem był Janusz Palikot. Przytaczał też artykuł „Wyborczej” z 2012 r., z którego wynika,
że obok PO to Ruch Palikota i jego lider mieli największy udział w programach redaktor. –
Od dwóch lat zapraszam Jarosława Kaczyńskiego. Nie przychodzi. Zapraszam prymasa Polski. Odmawia – usiłowała odeprzeć argument adwersarzy Olejnik. Adwokat „wSieci” udowadniał dalej, że dziennikarka zna dobrze poglądy osób, które zaprasza, a gdy występują później w jej programie, nie kontruje ich wulgarnych, obraźliwych i nie popartych dowodami wypowiedzi. –
Nie odpowiadam za poglądy polityków – mówiła dziennikarka.
Mecenas Pluta pytał Olejnik, czy znane są jej opinie także znawców mediów, że jej programy dotyczące Kościoła stają się „
forum prezentacji idei antykościelnych i antyklerykalnych i język tych audycji jest mową nienawiści”. –
Pierwsze słyszę. To z „wSieci” dowiedziałam się, że jestem propagandystką Hitlera i Goebbelsa – mówiła dziennikarka.
Dziennikarka przyznała jednak w sądzie, że stwierdzenia obraźliwe pod adresem Kościoła i hierarchów wypowiadane przez gości jej programów Janusza Palikota czy europoseł Joanny Senyszyn, mogły urazić uczucia religijne osób wierzących.
Źródło: niezalezna.pl
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Maciej Marosz