„Rycerz bez miłości nie może nie być okrutnym i niegodziwym, bowiem okrucieństwo i niegodziwość nie są zgodne ze służbą rycerską, dlatego miłość pozostaje w zgodności z rycerstwem". Wydaje mi się, że to jest najważniejsze przesłanie tej wystawy – mówi w rozmowie z portalem Niezalezna.pl dyrektor Muzeum Archidiecezji Warszawskiej dr Piotr Kopszak.
Zacznijmy od końca. Gdyby chciał Pan opisać współczesnego rycerza – jakie cechy by mu przypisał? Czym by był jego Święty Graal?
Paradoksalnie dzisiejsi rycerze niczym się nie różnią od tych dawnych. Zmieniają się dekoracje, ich wygląd, okoliczności działania. Ale idea jest jedna – poświęcić siebie dla dobra innych.
Z kolei Graal był piękną legendą, ale to wcale nie stanowiło o istocie bycia rycerzem. Natomiast my na naszej wystawie, dzięki odniesieniu do „Księgi stanu rycerskiego” Rajmunda Lulla [średniowiecznego katalońskiego tercjarza franciszkańskiego, medyka, prawnika, filozofa, poety, pisarza, astrologa, matematyka i misjonarza, ok. 1232-1315 r.], chcemy pokazać to, na czym miało polegać doskonalenie duchowe rycerza.
Rajmund Lull w swojej księdze, adresowanej do giermka, który ma zamiar stać się rycerzem, mówi o wszystkich niebezpieczeństwach, jakie na młodzieńca czekają na tej drodze. I mówi o tym, co powinno stać się dla niego najważniejsze.
Stopniowo dochodzi do jego wiadomości, że najważniejsze jest doskonalenie się w cnotach chrześcijańskich, z których naprawdę najważniejsze jest miłosierdzie, któremu powinnni służyć rycerze. Jak czytamy w książce - rycerz, który nie ma w sobie miłości – powinien być wręcz wykluczony ze stanu rycerskiego. I to jest istota bycia rycerzem.
A teraz wracając do początku. Skąd pomysł na wystawę o rycerstwie w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej? Co było impulsem do jej utworzenia?
Autorką pomysłu jest pani Maria Patynowska, która zajmuje się sztuką średniowiecza, teologią, historią kościoła. I ona zwróciła moją uwagę na wydanie przez franciszkańskie wydawnictwo Bratni Zew w Krakowie w 2019 r., pierwszego polskiego tłumaczenia „Księgi stanu rycerskiego”. Wspólnie z franciszkaninem ojcem Andrzejem Zającem zdecydowaliśmy się taki scenariusz przygotować i zrealizować.
Myślę, że muzeum archidiecezjalne jest jak najbardziej odpowiednim miejscem dla tego, żeby mówić o duchowej stronie bycia rycerzem, doskonaleniu się. Bo to jest taki ideał, który dotyczy nie tylko osób zajmujących się kwestiami obrony kraju. To właściwie dotyczy każdego, mimo tego, że mamy świadomość, że prawdziwi rycerze zdążają się rzadko. Zresztą sama legenda, dotycząca początków stanu rycerskiego, mówi o tym, że ci pierwsi rycerze byli wybranymi, najlepszymi ludźmi z wówczas żyjących. Każdy z nich był wybranym spośród tysiąca innych. „Najlepszy z tysiąca”.
Mimo, że inspiracją była księga średniowieczna, wprowadzeniem do wystawy Pana Muzeum są prace bardzo współczesne. Czyli plansze z gier komputerowych, rysunki do komiksu historycznego. W ub. miesiącu na portalu Niezalezna.pl opublikowaliśmy wywiad z minister kultury Norwegii, której zadaliśmy pytanie – „jaki ma stosunek do tego, że nordycka, a też norweska kultura, zostały częścią współczesnej kultury popularnej?” Chciałabym też zapytać Pana – jak Pan widzi polskie rycerstwo we współczesnej kulturze popularnej?
Wydawałoby się, że to są dwa odmienne światy, ale wcale nie. Bo nawet w popkulturze, ten ideał rycerski istnieje. I na naszej wystawie pokazujemy prace Mariusza Kozika, który wykonuje grafiki, ilustrujące gry komputerowe. Mamy też komiksy Huberta Czajkowskiego pt. „Stefan Wielki Batory”. I to pokazuje, że ten wątek wydawałoby się dawny i odległy, cały czas jest nam bliski. Zresztą świadczy o tym ogromna liczba filmów o tematyce rycerskiej, które cały czas się powtarzają. Oczywiście pytaniem pozostaje – na ile one są wyrazem dążenia do realizacji ideału rycerskiego, a na ile są tylko wyrazem powierzchownej fascynacji historyczną scenografią. Ale nawet gdyby tak było i w ich podtekście znajduje się to, co w byciu rycerzem było ważne. I na to chcemy w naszej wystawie położyć nacisk.
Jedna ze współczesnych prac nawet została wykonana specjalnie dla wystawy.
Tak. W zeszłym roku mieliśmy wystawę ukraińskiej artystki Oli Krawczenko i kiedy powiedziałem jej, że przygotowujemy wystawę o ideale rycerskim o „Księdze stanu rycerskiego”, ona zaproponowała przysłanie swojej pracy, którą wykonała specjalnie na naszą wystawę. Artystka pracuje w technice ikonowej. Przygotowuje odpowiednie grunty, kładzie kolejne warstwy. I tu zaprezentowała pracę, przedstawiającą konfrontację dwóch rycerzy. Jest to jej wizja tego, do czego są powołani rycerzy – do obrony i walki.
Na wystawie można również obejrzeć film z 2019 r. (w reżyserii Pawła Deląga) – pt. „Zrodzeni do Szabli”. Film, który powstała z datek i w którym wystąpili liczni polscy rekonstruktorzy.
W obecnej chwili historyczna szermierka jest bardziej dyscypliną sportową. A sport oczywiście też jest bardzo ważną częścią naszej współczesnej kultury. Dlatego chcieliśmy pokazać ten film. Zwłaszcza, że jest on doskonały.
Natomiast co jest na tej wystawie ważne, to to, że nie można jej tylko oglądać, zaś trzeba też czytać fragmenty z „Księgi stanu rycerskiego”. Jednym z najważniejszych jest ten pierwszy, który wprowadza nas w historyczną cześć wystawy.
„Uważaj, giermku, co czynisz, gdy zostaniesz już pasowany na rycerza, bowiem jako rycerz przyjmujesz tak zaszczyty, jak i obowiązki należne przyjaciołom rycerstwa. A ponieważ masz najszlachetniejsze początki, jesteś też najbardziej zobligowany do bycia dobrym i miłym Bogu i ludziom. Zaś jeśliś jest podły, stajesz się największym wrogiem rycerstwa w największej sprzeczności z jego początkami i zaszczytami”.
Nie ukrywam, że dla mnie ważną postacią ukazaną na wystawie jest Joanna d’Arc.
Pojawia się ona w grafice Mariusza Kozika, ale także w pracach artystki z okresu międzywojennego – Wiktorii Goryńskiej. I jesteśmy szczęśliwi, że mogliśmy ją przypomnieć. Przed wojną ta artystka odnosiła ogromne sukcesy zarówno w Polsce, jak i za granicą – w Europie Zachodniej, w Stanach Zjednoczonych.
Mamy cztery jej prace, poświęcone Joannie d’Arc. Jedna z nich została wybrana na plakat wystawy.
Goryńska urodziła się w Wiedniu, wychowała – w Wielkiej Brytanii i wróciła do Polski po odzyskaniu niepodległości. Była uczennicą Władysława Skoczylasa [polski malarz, grafik, rzeźbiarz i pedagog; uważany za twórcę polskiej szkoły drzeworytu (1883-1934 r.) i osiągnęła absolutne mistrzostwo w technice drzeworytu sztorcowego. Więc rzadko można tak dobry efekt zobaczyć.
Drugim artystą, którego także pokazujemy, a który również był mistrzem drzeworytu, jest Stefan Mrożewski. On jeszcze przed wojną działał i w Polsce i zagranicą. Przedstawiony przez nas cykl wykonał w Amsterdamie w roku 1934 i poświęcił go legendzie Parsifala [według legend arturiańskich, jeden z towarzyszy króla Artura i jego rycerzy Okrągłego Stołu].
Są to absolutne wyżyny techniki drzeworytu sztorcowego.
Oprócz Joanny d’Arc ważną postacią wystawy jest rycerz - św. Jerzy.
Mamy na wystawie obraz zupełnie wyjątkowy, który pochodzi z Kościoła św. Stanisława Kostki i przedstawia ks. Jerzego Popiełuszko jako św. Jerzego. Autorką obrazu jest pani Krystyna Brzechwa, córka poety Jana Brzechwy. W latach 80-ych XX w. była ona zaangażowana w ruch kultury niezależnej, w działania artystów w czasie stanu wojennego, które miały miejsce w Kościele św. Stanisława Kostki. Ten obraz powstał w roku śmierci ks. Jerzego.
Jednak na tym wystawa bynajmniej się nie kończy.
Tak. W niej dosłownie dotknęliśmy tylko te matu XIX-wiecznego kolekcjonerstwa. Bo dzięki tym kolekcjonerom, zachowaliśmy stare zbroje, miecze. To wszystko było pieczołowicie przez nich przechowywane.
Tu pochyliliśmy się szczególnie nad kolekcjonerem Dominikiem Witke-Jeżewskim. On zainicjował powstanie albumu, poświęconego warszawskim kolekcjom. Do robienia ilustracji zatrudnił akwarelistę, dokumentującego zbiory. Księgę nie udało się dokończyć i wydać, ale do dziś w Muzeum Narodowym zachowało się kilkadziesiąt takich akwarel. Kilka z nich pokazujemy na wystawie – ukazujące ryngrafy i skaplerze. Uzupełniliśmy je ryngrafem i skaplerzem ze zbiorów naszego muzeum.
Zastanawiając się nad kolekcjami polskich muzeów przychodzi na myśl to, jakie zniszczenia oraz grabieży przeżyły zbiory z powodu kolejnych wojen.
Polskie kolekcje były bardzo bogate, mimo tego, że Polska była, właściwie ograbiana przez wiele wieków ze swoich zbiorów. Najbardziej znanym był Potop, w trakcie którego wojska szwedzkie wywiozły wszystko co mogły. A mimo to sporo zabytków w Polsce zostało.
Z kolei straty z czasów II wojny światowej są naprawdę nie do zastąpienia. Z tego powodu ucierpiało również nasze muzeum, ponieważ zbiory zostały w przeważającej części zrabowane w czasie wojny i do tej pory nie odzyskaliśmy większości z nich. Mamy dosłownie pojedyncze obiekty sprzed wojennej kolekcji muzeum archidiecezjalnego. Jako największą stratę wskazałbym kolekcję rzeźby średniowiecznej. Ponieważ była ona bardzo istotna, zawierała bardzo ciekawe dzieła. Ale także – kolekcja tkanin, w której mieliśmy kilka bardzo cennych zabytków.
Niezwykłą rzeczą jest to, że powojenna kolekcja naszego muzeum, po jego reaktywacji w 1978 r., powstała właściwie od zera dzięki darom społeczeństwa i kościoła. A dzisiaj muzeum liczy ponad 20 tys. obiektów.
Zbiory jak i życie Polaków odbudowało się. Cieszymy się tym co jest i dziś ogromny sukces odnoszą wystawy dzieł polskich mistrzów. Ich prac nie zabrakło również na państwa wystawie.
Przedstawiamy np. oryginalne rysunki Stanisława Wyspiańskiego. Mamy projekt Jana Matejki do dekoracji Kościoła Mariackiego.
Również obraz Leona Wyczółkowskiego, który łączy się z legendą o śpiących rycerzach [według legendy Śpiący Rycerz strzeże Zakopanego, a tym samym całej Polski i w razie niebezpieczeństwa powstanie by przyjść jej z pomocą]. To był mit, który w okresie Młodej Polski był bardzo ważnym. I Leon Wyczółkowski namalował szereg widoków Tatr, pokazujących Giewont, mający profil śpiącego rycerza, który ma się obudzić wtedy, kiedy zacznie się walka o wolność i niepodległość. Jest to odniesienie do mitologii celtyckiej.
I jeden z późnych obrazów Jacka Malczewskiego, w których dokonuje podsumowania swojej twórczości i myśli o sztuce. Więc widzimy jego autoportret w czapce dawnego malarza z czasów Renesansu. A w tle - rycerza, prowadzonego przez trzy postacie – ubrane w kolory – zielony, niebieski i czerwony. Są to personifikacje trzech cnót – wiary, nadziei, miłości. I rycerz, którego one prowadzą, to, jak myślę, jest odniesienie do samego Malczewskiego, który wielokrotnie przedstawiał się w zbroi rycerskiej. Z jednej strony jako rycerz sztuki, ale też jako artysta, dążył do realizacji ideału rycerskiego. Miał też świadomość znaczenia sztuki dla walki o niepodległość. Bo tak jak jego nauczyciel Matejko mówił, że „będzie walczył o Polskę swoim pędzlem”, tak samo robił Malczewski mówił swoim studentom: „Malujcie tak, aby Polska zmartwychwstała”.
Z kolei cnoty z obrazu połączyliśmy ponownie z tekstem z „Księgi stanu rycerskiego”, który wprost mówi, że miłość jest najważniejszą cechą rycerza.
„Rycerz bez miłości nie może nie być okrutnym i niegodziwym, bowiem okrucieństwo i niegodziwość nie są zgodne ze służbą rycerską, dlatego miłość pozostaje w zgodności z rycerstwem. Miłość jest cnota, która łączy inne cnoty ze sobą i rozdziela przywary; miłość jest kochaniem, który każdy rycerz i każdy człowiek mieć może w ilości koniecznej do sprawowania swej służby. I miłość sprawia, że brzemię rycerskiej profesji staje się lekki”.
Wydaje mi się, że to jest najważniejsze przesłanie tej wystawy.
I zamykają ją trzy obrazy z pierwszego okresu działalności naszego muzeum po jego reaktywacji, kiedy ono mieściło się jeszcze na Solcu i było centrum kultury niezależnej. Artyści, którzy w czasie stanu wojennego odmówili pokazywania swoich prac w galeriach państwowych, bojkotując ich, zaczęli pokazywać je w kościołach i m.in. w naszym muzeum. Więc pokazujemy pracy Henryka Musiałowicza „Matka Boska Rycerska” i dwa obrazy Jacka Waltosia „Płaszcz miłosiernego Samarytanina”.