KSIĄŻKA | ZGODA - rząd i służby Tuska w objęciach Putina Zamów zanim Tusk zakaże tej książki!

Premier o filmie Ridleya Scotta: To bitwa o dusze widzów [WIDEO]

Napoleon w filmie Ridleya Scotta to polityk niesiony żądzą władzy i potęgi, to obraz krytyczno-komiczny. Być może ten obraz ma nam przypominać czasy imperializmu. Politycy imperialni jak Napoleon i Henry Kissinger byli w stanie poświęcić życie milionów dla swoich celów - podkreślił premier Mateusz Morawiecki.

"Napoleon" Ridleya Scotta
"Napoleon" Ridleya Scotta
materiały prasowe - materiały prasowe

W najnowszym podcaście premier Morawiecki nawiązał do filmu "Napoleon" w reżyserii Ridleya Scotta, który miał premierę kinową pod koniec listopada. Morawiecki stwierdził, że dla wielu polskich widzów "szokiem będzie fakt, że Scott nie lubi Napoleona".

- My, Polacy, kochamy Napoleona i to czasami bezgranicznie, i zbyt często bezkrytycznie. Wychowywaliśmy się przecież na wspomnieniach Ignacego Rzeckiego z "Lalki" i na "Panu Tadeuszu". Dla nas Napoleon był często niczym zbawiciel. Ja nie uważam, żeby taka wizja historii była prawdziwa

- zauważył premier.

"Wolność to nie jest sprawa, którą można dostać w prezencie. Znaczenie Księstwa Warszawskiego i faktu, że Napoleon dał nam namiastkę niepodległości jest ważne, ale to nie gest Napoleona zapewnił nam odbudowę państwa. Nawet szukając silnych sojuszników musimy być skoncentrowani na budowaniu własnej siły. Napoleon też nie był człowiekiem wielkiego miłosierdzia, ale politykiem. Być może kochał Polaków, ale tym bardziej kochał, im bardziej dowodzili swojego męstwa na polu bitwy"

- mówił szef rządu.

Jak dodał, "mocna krytyka" postaci Napoleona to rzadkość w Polsce, ale norma na Zachodzie. Premier zaznaczył, że Napoleon Bonaparte w obrazie Scotta jest "wycofany, mrukliwy, zakompleksiony, zależny od otoczenia, często bierny, czasem komiczny, czasem wręcz żałosny, niesiony poczuciem swojej wielkości, żądzą władzy i potęgi".

"Być może Napoleon Scotta ma nam przypominać czasy Putina, czasy imperializmu, gdy znowu zaczyna się wojna o władzę lub ustanowienie nowego porządku światowego. Być może dobrze się stało, że współczesny obraz Napoleona jest krytyczno-komiczny - bo to znaczy, że artyści pokazują nam krytyczno-komiczne oblicze imperializmu. W takim imperializmie nie ma chwały, są tylko kompleksy niedowartościowanego wodza, które prowadzą do globalnej katastrofy" - powiedział premier,

"To również bitwa o dusze widzów - film na pewno wpłynie na to, jak Napoleona postrzegać będzie przyszłe pokolenie Brytyjczyków" - zaznaczył premier. Jak podkreślił, Bonaparte został w filmie pokazany zdecydowanie negatywnie. "To memento dla wszystkich, którym wydaje się, że polityka historyczna nie jest nikomu w XXI wieku już potrzebna" - ocenił premier.

Morawiecki zwrócił również uwagę na przedstawioną w "Napoleonie" postać Talleyranda - francuskiego polityka i dyplomaty z okresu rewolucji, epoki napoleońskiej, restauracji Burbonów i monarchii lipcowej. Premier wskazał, że Talleyrand, deklarując pracę dla Francji niezależnie od aktualnie panującego w niej reżimu może być porównany ze zmarłym niedawno Henrym Kissingerem, kluczową postacią amerykańskiej polityki zagranicznej drugiej połowy XX wieku.

"Gdy chodzi o polityczną zręczność, Kissinger był dla wielu wzorem, jednocześnie jednak pozostaje dzisiaj postacią niezwykle kontrowersyjną, o czym świadczą reakcje na jego śmierć. Był bowiem politykiem imperialnym, a to oznacza, że jego decyzje przesądzały o wojnach i pokoju, o życiu i śmierci milionów"

- wskazał premier. Jak dodał, film Scotta o Napoleonie kończy się planszą, na której przedstawiono liczby osób, które straciły życie w wyniku wojen napoleońskich.

"Gdyby powstał film o Kissingerze i kończył się taką samą planszą, jego wynik byłby jeszcze większy, niż samego Boga Wojny" - stwierdził premier. Przypomniał, ze Kissinger był jednym z autorów polityki odprężenia w relacjach USA ze Związkiem Sowieckim i przekonywał, że USA powinny współistnieć z drugim imperium "za wszelką cenę", by uniknąć nuklearnej konfrontacji" - mówił premier. Dodał, że dopiero zmiana paradygmatu i uznanie ZSRR za "imperium zła" przez prezydenta USA Ronalda Reagana pozwoliły przyczynić się do rozpadu Związku Radzieckiego.

Premier nawiązał również do reakcji państw zachodnich na inwazję Rosji na Ukrainę. Jak mówił, reakcje niektórych państw pokazały, że "realizm polityczny Kissingera wciąż cieszy się niezasłużoną popularnością - także wśród tych, którzy kształtują otaczającą nas rzeczywistość". "Napoleon, Talleyrand czy Kissinger to politycy imperialni, uczestniczący w swoich czasach w grze o największą stawkę - o władzę nad światem. W imię swoich celów są w stanie poświęcić miliony ludzkich istnień; uznają, że to cena, jaką warto płacić za pokój" - stwierdził.

"Każdy z nich reprezentował pogląd, który jeszcze dziś pozostaje kuszący dla wielu światowych przywódców. Jednak zarówno wydźwięk filmu Scotta, jak i reakcja na śmierć Kissingera pokazują, że większość ludzi na świecie nie chce już tak rozumianej polityki - i to jest dobra wiadomość"

- ocenił Morawiecki.

 



Źródło: niezalezna.pl, pap