Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Nowy film twórcy „Znachora”. Lubaszenko i Hycnar o swoich rolach w „Napadzie”

Jeden z najbardziej doświadczonych polskich aktorów, Olaf Lubaszenko, spotkał się na planie thrillera „Napad” z gwiazdą młodego pokolenia, Jędrzejem Hycnarem. Jak układała się ich współpraca? „Spodobało mi się, że Jędrek umie słuchać, chce słuchać i bardzo chce się rozwijać. A to jest podstawowa rzecz w aktorstwie” – stwierdził Olaf Lubaszenko. Z kolei Hycnar bardzo docenia to, że starszy kolega traktował go po partnersku.

"Napad"
"Napad"
Kadr z filmu - materiały prasowe

Film „Napad” inspirowany jest prawdziwymi wydarzeniami. W marcu 2001 doszło do napadu na warszawską filię Kredyt Banku, podczas którego trzyosobowa grupa przestępców - pracowników firm ochroniarskich, zamordowała czworo pracowników banku - trzy kasjerki i ochroniarza. Od początku więc wiemy, kto w filmowej opowieści jest sprawcą. Ale „Napad” nie jest przecież tylko o sprawie kryminalnej. O czym waszym zdaniem jest ten film? 

Olaf Lubaszenko: Jest filmem o ludziach. Ich determinacji - czasem dobrej, czasem złej. O zderzeniu dwóch postaw, czyli Kacpra Surmiaka (młody ochroniarz stojący na czele grupy, która dokonuje napadu na bank – red.), granego przez Jędrzeja (Hycnara – red.) oraz mojego bohatera, Tadeusza Gadacza (wydalony ze służby funkcjonariusz policji, który, jeśli szybko rozwiąże sprawę napadu, to wróci do zawodu – red.). Ale dla mnie, w największym stopniu, jest to film, który bardzo dobrze oddaje ducha czasów, kiedy my jako społeczeństwo po raz pierwszy zetknęliśmy się z możliwością zarobienia dużych pieniędzy. Akcja filmu dzieje się w połowie lat 90. Wtedy w bardzo szybkim tempie powstawały mniejsze lub większe fortuny i, w związku z tym, wszystkimi zawładnęła pewnego rodzaju gorączka. Ważne stało się „mieć”, zaspokoić wieloletni deficyt, ten głód posiadania. A to w konsekwencji wpłynęło na rozedrganie społeczne, którego w filmie przedstawicielami są Kacper i jego dwaj kompani, Marek i Bartek. 

Jędrzej Hycnar: Z mojego punktu widzenia jest to przede wszystkim film opowiadający o tym, ile można poświęcić w imię miłości, jakie zasady złamać, jakich wartości się wyrzec. Opowiada o ludziach, którzy próbują zmienić swoje życie, chcą mieć więcej, bo myślą, że wtedy będzie im lepiej. 

Dla mnie to także film o ogromnej samotności, wykluczeniu. Dotyczy to obu waszych bohaterów, chociaż stoją po przeciwnej stronie.

O.L.: Jak najbardziej. To jest też o tym, co się dzieje z ludźmi, kiedy drogowskazy moralne znikają. O zmianie systemu wartości, która na naszych oczach dokonała się poprzez zmianę systemową. Pamiętajmy, że w tamtych czasach bardzo wielu ludzi straciło poczucie bezpieczeństwa ekonomicznego. Ale też bezpieczeństwa w dosłownym znaczeniu - przestępcy czuli się bezkarni. Ten film opowiada także o tym, że nawet najbardziej sumienne, najbardziej oddane wykonywanie swojej pracy nie gwarantuje nam, że osiągniemy spełnienie, bo gdzieś nad nami są jakieś tryby, które mielą i są sznurki, które się wyginają.

J.H: Zarówno w przypadku Kacpra, jak i majora Tadeusza Gadacza, mamy do czynienia z wyrzutkami, próbującymi zaistnieć w społeczeństwie, które ich odrzuciło. Chcą pokazać, że coś potrafią, coś od nich zależy, mają potrzebę kontroli.

Podobno, żeby zagrać złego bohatera, nie trzeba go lubić, ale trzeba go rozumieć. Jędrzeju, czy ty rozumiesz Kacpra? 

J.H: Próbuję go zrozumieć i uzasadnić, co z czego wyniknęło. Nie zgadzam się z jego pomysłem na poradzenie sobie z okolicznościami, które w jego życiu wystąpiły. Ale rozumiem jego motywację, bo wiem, co się w jego życiu wydarzyło wcześniej. Moim zdaniem to zostało bardzo dobrze uchwycone w scenariuszu. Widzimy, że mamy do czynienia z chłopakiem, który był zdolny, inteligentny, mógł w życiu wiele osiągnąć, ale mu się to nie udało. Zaważyła sytuacja na starcie, strata najbliższych, pobyt w domu dziecka, zawiódł system, zawiodło społeczeństwo. Mamy więc bardzo wiele kwestii, które mocno zdeterminowały życie tego chłopaka. W jakiś sposób budzi on nasze współczucie. I teraz to wszystko zostaje zestawione ze złymi decyzjami, które podejmuje. Wydaje się, że właśnie pokazanie w mojej roli tego całego spektrum było dla mnie najważniejsze i najtrudniejsze. Kacper mógłby być gdzie indziej, mógł zostać dobrym człowiekiem. Jego życie mogło się tak potoczyć, że zamieszkałby razem z siostrą, byłby wspaniałym bratem, opiekunem, może kiedyś bardzo dobrym partnerem, świetnym ojcem, itd. Ale któregoś dnia czuje, że staje przed ścianą, czuje, że traci najbliższą dla siebie osobę i postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Podejmuje jedną złą decyzję, która pociąga za sobą kolejne. Dochodzi do odwrócenia podstawowych wartości. 

Atmosferę lat 90. dobrze oddają szarobure zdjęcia. Świat, w którym żyją bohaterowie, jest ponury, brzydki. Kiedy oglądamy film, aż trudno uwierzyć, że jeszcze niedawno tak wyglądały polskie ulice, domy. 

O.L.: W wymiarze estetycznym te czasy były straszne. Od tamtej pory minęło 30 lat i w klasyfikacji producenckiej to już jest film historyczny - tak się go właśnie określa. Ale myślę, że emocjonalnie jest to film absolutnie niehistoryczny, tylko aktualny. I mocno wierzę, że widzowie to poczują. 

Cillian Murphy mówił, że rekwizyty i elementy garderoby były dla niego bardzo pomocne w pracy nad rolą Oppenheimera. Co wam pomogło zbudować swoich bohaterów?

O.L.: Rzeczywiście jest coś takiego, że kiedy aktor zakłada kostium, zaczyna widzieć charakteryzację, to jest krok do przodu w budowaniu postaci. Dla mnie takimi niewątpliwymi dwoma elementami w przypadku Gadacza były okulary i płaszcz. To „zrobiło” tę postać, pomogło mi ją nieść. 

J.H: Dla mnie ważne były buty, które nosi Kacper. Bardzo twarde, robocze, niewygodne, miały wpływ na sposób poruszania mojego bohatera. Drugim atrybutem była kurtka – nieźle zmechacona, z kilkoma dziurami, co odzwierciedlało także sytuację materialną tego chłopaka. W tej jednej kurtce zagrałem cały film. 

Wasi bohaterowie walczą ze sobą, ale też wzajemnie się obserwują, uczą się od siebie. Jak wyglądała wasza zawodowa relacja w tym projekcie? 

J.H: Wspaniale, od samego początku. Rozpoczęło się od wspólnej próby czytanej z Michałem Gazdą (reżyser filmu – red.), połączyliśmy się na kamerce przez internet i pierwsze słowa Olafa brzmiały: „Cieszę się, że to jesteś ty. Cieszę się, że cię widzę i że będziemy razem pracować”. To od razu nadało charakter partnerstwa. Dla mnie - dla kogoś, kto patrzył na Olafa z podziwem, było to czymś cudownym. Bo to wcale nie jest oczywiste, żeby w taki sposób rozmawiać z młodym aktorem jak ja. Właściwie debiutującym w tak dużej roli w pełnym metrażu.

To wasz pierwszy wspólny projekt?

J.H: Tak. Dlatego ta otwartość i zaufanie Olafa były dla mnie tak ogromnie zaskakujące. Wydaje mi się, że nasza relacja przełożyła się potem na pracę w filmie i na to, jak wyglądają relacje naszych bohaterów. 

O.L: Jędrzej wniósł do tego projektu prawdę, ciekawość i też otwartość. To jest świetne, kiedy właściwie po pierwszym czy drugim dniu zdjęciowym wiemy, że możemy być partnerami, że się wzajemnie szanujemy i że to będzie dobrze służyć pracy. Od czasu, kiedy kręciliśmy ten film, minął już rok i nic się między nami nie zmieniło. Myślę więc, że nasza relacja ułożyła się nie tylko ze względów praktycznych na czas realizacji projektu, tylko my się po prostu dobrze dogadujemy. Spodobało mi się, że Jędrek umie słuchać, chce słuchać i bardzo chce się rozwijać. A to jest podstawowa rzecz w aktorstwie. Ja w sobie tę chęć rozwoju też pielęgnuję, mimo że dzieli nas kilkadziesiąt lat.

Napisał pan na swoim Instagramie, że rola Tadeusza Gadacza jest jedną z ważniejszych. Ma pan w dorobku ponad 100 ról, głównych, drugoplanowych. Dlaczego więc akurat ta w „Napadzie” jest szczególna?

O.L: Nie napisałem tego na zasadzie, że każda rola jest najważniejsza. Chociaż można i tak odpowiedzieć. Nie o to mi chodziło. Przede wszystkim ten film był ważny ze względu na ludzi, z którymi przez kilka miesięcy przebywałem. Jędrzej, Wiktoria Gorodeckaja (odtwórczyni roli policjantki), Michał Gazda i jeszcze bardzo wiele innych osób. Czasami są takie projekty, w których wiele rzeczy się zbiega i zaczynamy funkcjonować trochę jak jeden organizm. I tak też było tym razem. A druga ważna rzecz, to pewna bliskość z bohaterem. Nie chodzi o to, że jestem taki sam jak mój bohater, ale że po prostu długo z nim żyłem i udało mi się go trochę polubić. Tadeusz Gadacz to nie jest taki miś do przytulania. Ma pęknięcie w życiorysie, które jest jego problemem. Ma świadomość, że robił złe rzeczy w przeszłości. Wstydzi się ich, ale podejmuje próbę, żeby odkupić swoje grzechy. Na koniec filmu przekonuje się, że chyba takie pełne wymazanie win nie jest możliwe. A jednak budzi moją sympatię. I myślę, że nie tylko moją. Myślę, że każdy z nas może w nim odnaleźć jakąś cząstkę siebie. Bo chyba każdy ma coś, czego się wstydzi, co chciałby ukryć przed światem. 


Olaf Lubaszenko – aktor, reżyser teatralny i filmowy. Syn aktora Edwarda Linde-Lubaszenki. W 1991 roku zdał aktorski egzamin eksternistyczny. Zadebiutował w wieku 14 lat tytułową rolą w serialu „Życie Kamila Kuranta”. Na przełomie lat 80. I 90. stworzył wiele znaczących kreacji w polskim kinie, m.in. w filmach Władysława Pasikowskiego: „Krollu”, „Psach” i „Demonach wojny według Goi”. Zajmuje się też reżyserią. Spod jego ręki wyszły takie hity jak „Sztos” i „Chłopaki nie płaczą”. Ma 55 lat.

Jędrzej Hycnar – aktor filmowy i teatralny. Pochodzi z Tarnowa, studiował aktorstwo na Akademii Teatralnej w Warszawie. Wystąpił m.in. w serialach: „Osiecka” oraz „Dziewczyna i kosmonauta”. Jego starszym bratem jest Marcin Hycnar - aktor, reżyser. Ma 27 lat.

Film „Napad” można oglądać na platformie Netflix od 16 października.

 



Źródło: niezalezna.pl, pap