Analiza moczu – uroskopia – jako procedura medyczna rozwinęła się już w starożytności. O znaczeniu uroskopii pisali Galen i Avicenna. W średniowieczu stworzono nawet specjalny wykres w formie koła, podzielonego na 20 części, które obrazowały kolory moczu i choroby powodujące konkretne zabarwienie. Lekarze używali „koła moczu” do diagnozowania chorób aż do połowy XIX wieku.
W średniowiecznej ikonografii medycy byli często przedstawiani ze szklanym naczyniem do badania moczu zwanym matulą. W naczyniu z moczem górna warstwa (circulus) odpowiadała chorobom głowy, druga (superficies) – klatki piersiowej, trzecia (perforatio) – jamy brzusznej do pępka, czwarta (fundus) – jamy brzusznej od pępka do narządu moczowo-płciowego.
Aby postawić diagnozę lekarz musiał ocenić kolor, skład i konsystencję moczu. Oprócz obserwacji uryny, dawni medycy polegali także na zmyśle smaku i węchu. XVII-wieczny angielski lekarz Thomas Willis zauważył, że mocz chorego na cukrzycę smakował „cudownie słodko, jakby był przesiąknięty miodem lub cukrem”. To Willis ukuł termin „mellitus” (co oznacza „słodzony miodem”) w cukrzycy, nazywanej od tego momentu „chorobą Willisa”.
Według doniesień mocz króla Wielkiej Brytanii Jerzego III był fioletowy, co mogło być oznaką, że cierpiał na porfirię, chorobę negatywnie wpływającą na układ nerwowy. Spekulowano, że mogła ona spowodować jego szaleństwo. Uroskopia i koło moczu były nadal wykorzystywane przez europejskich lekarzy do diagnozowania swoich pacjentów aż do połowy XIX wieku. Pod koniec XIX wieku zaczęto stosować analizę chemiczną. W konsekwencji koło przestało być potrzebne, a lekarze nie musieli już smakować moczu swoich pacjentów.