Od 25 sierpnia 1937 roku do 15 listopada 1938 roku w bolszewickiej Rosji aresztowano 143 810 Polaków, za winnych uznano 139 835. I tak na karę śmierci skazano 111 091 osób, 10 lat łagru otrzymało 25 967, 8 lat – 2224, 3 lata – 153 osoby, zsyłkę – 400. Dodatkowe śledztwo wdrożono wobec 3995 osób, uniewinniono – 40. Taki był wynik „Operacji Polskiej” NKWD, przeprowadzonej w ciągu dwóch lat eksterminacji ludzi, których jedyną „winą” było to, że byli Polakami. Profesor Norman Naimark z Uniwersytetu Stanforda porównał sytuację Polaków pod panowaniem sowieckim lat 1937-1941 do sytuacji Żydów w czasie Holocaustu.
Rozkaz do mordów wydał 11 sierpnia 1937 roku szef NKWD Nikołaj Jeżow. Ten złowrogi rozkaz nr 00485 napisany został w oparciu o decyzję podjętą przez Politbiuro Wszechrosyjskiej Komunistycznej Partii i głosił „całkowitą likwidację” Polaków, rzekomo spiskujących i szpiegujących na terenie Rosji. Po czterech dniach wydano rozkaz o kolejnym numerze 00486 dotyczący rodzin „zdrajców ojczyzny”. Do domów, z których zabrano ojców i mężów, znów zapukało NKWD – tym razem na śmierć lub zesłanie szły kobiety. Dzieci powyżej 15 roku życia były „sądzone” jak dorośli, młodsze kierowano do domów dziecka lub do… pracy. Jak pisze prof. Andrzej Nowak w książce „Polska i Rosja. Sąsiedztwo wolności i despotyzmu X-XXI wiek” tę „wielką zbrodnię można zobaczyć przez pryzmat indywidualnych losów ludzi rozstrzeliwanych tylko za stwierdzenie >>Polska to dobry kraj<< (to oznaczało >>faszystowską agitację<<) albo za niezgodę na wyrzeczenie się polskiego męża czy żony”.
Wśród wspomnień tych, co ocaleli pojawia się ogromny strach, lęk, trauma, która pozostała na całe życie. „O godz. 3 nad ranem pod dom przyjechała czarna buda. (…) Wychodząc z domu, ojciec powiedział: To nieporozumienie, wkrótce wrócę, nie będę się nawet żegnać z wami. Nigdy więcej go nie zobaczyliśmy” (cytat z Tomasza Sommera „Operacja Antypolska NKWD”). W „Operacji Polskiej” zapadały tzw. „wyroki albumowe”. Dwójka śledczych przygotowywała wyrok, wpisywała go do specjalnego albumu, wysyłała do zatwierdzenia Jeżowowi, po czym czekała na zwrot i potwierdzenie. Ze wszystkich spraw, jakie przechodziły przez ręce „dwójek”, 80 procent to były wyroki śmierci. Jeżow albumów nie czytał. Rzucał okiem i zatwierdzał. Potem zrobiło się ich tak dużo, że zalegały dziesiątkami i setkami, a „teren” się skarżył, że mają coraz więcej polskich więźniów, a cele są przepełnione ponad wszelką możliwość. Albumy i wyroki zaczęli więc akceptować zwykli urzędnicy z biur Jeżowa, czasem zupełnie przypadkowi. Ale i to nie pomogło rozładować „kolejek”. Dlatego „operację polską” przedłużono…
Bardzo dobrze! Kopcie i czyśćcie nadal ten polsko-szpiegowski brud. Niszczcie go w interesie Związku Sowieckiego.
Naczelnik więzienia NKWD w Żytomierzu zeznawał w 1939 roku o tym jak mordowano Polaków:
Do przyjazdu Wiatkina skazanych rozstrzeliwali. Wiatkin znalazł bardziej uproszczoną metodę: za jednym razem wiązali duże partie, po 100 i więcej ludzi, wyprowadzali ich wszystkich razem, i potem […] bili ich po głowie żelaznym łomem lub drewnianą maczugą i w ten sposób zabijali.
Wypracowane metody mordowania Polaków z lat 1937–1938 zostały później jeszcze „ulepszone” wiosną 1940 roku w Katyniu, Kalininie i Charkowie.
W Uchwałach sejmowych RP eksterminację dokonaną na Polakach w Związku Sowieckim w latach 1937–1938 oficjalnie nazwano zbrodnią ludobójstwa.