Pojedynkowano się od czasów starożytnych, w średniowieczu rozstrzygano tak spory sądowe, w XVII wieku modne stało się pojedynkowanie o honor, ale nie tylko… walczono o kobiety, o pensje, o zaszczyty, o miejsce na dworze. Co ciekawe królowie polscy pojedynków zakazali już w XIV wieku uznając, że rozstrzygnięcia w nich są często niesprawiedliwie. Można było w drodze wyjątku uzyskać pozwolenie królewskie na takie rozwiązanie sporu, ale było ono wydawane niezmiernie rzadko, np. Zygmunt August wyraził zgodę tylko raz. Mimo tego moda na pojedynki przetrwała i walczono ze sobą coraz częściej, nie zważając na konsekwencje.
Za Ludwika XIV w Lasku Bulońskim pojedynkowały się na pistolety margrabina de Nesle i hrabina de Polignac. Stawką była miłość księcia Richelieu. Margrabina straciła koniuszek ucha. We Francji w pojedynkach zginęło wówczas ponad 30 tysięcy ludzi. Także i później liczba ta utrzymywała się na zatrważającym poziomie, jako że pojedynek był tam obowiązkowy. W 1822 roku odnotowano, że naprzeciw siebie stanęło, a raczej zasiadło na fotelach (z powodu niemożności utrzymania się na nogach ze starości), dwóch starszych panów – Bieniamin Constant i Forbin des Issarts.
Pojedynkowanie nie ominęło romantycznych poetów. W Rosji w pojedynku zginął Puszkin, na którego car – mając na oku piękną żonę poety – wysłał zawodowego pojedynkowicza Francuza Dantesa. Uwielbiał pojedynki Lermontow, za co sądownie został wysłany na Kaukaz, by ochłonął. Zamiast tego wdał się w kolejną awanturę: tak długo obrażał publicznie majora w stanie spoczynku Nikołaja Martynowa, iż ten wyzwał go na pojedynek i zabił.
Polscy romantycy mieli więcej szczęścia niż rozumu. Adam Mickiewicz pojechał z zamiarem pojedynkowania się do Bolciennik, gdzie mieszkała ukochana Maryla z mężem Wawrzyńcem Puttkamerem. Jednak mąż przyjął go tak serdecznie, zaprosił na kolację i zabawiał rozmową, że Mickiewicz odjechał rano jak niepyszny.
Juliusz Słowacki dotknięty do żywego jakąś wzmianką o swych utworach krytyka Stanisława Ropelewskiego, że wyzwał go na pojedynek, rozgłaszając to wszem i wobec. Z kolei sekundanci krytyka odczytali mu list, w którym żądano wycofania z przyszłej edycji „Beniowskiego” zdania, że „>>Młodą Polskę<< pisze baba”. Słowacki się nie zgodził i zażądał walki. Ropelewski stawił się w umówionym miejscu, oświadczając iż „strzelać się nie będzie”, na co usłyszał od poety: „A jeśli tak, to życzę państwu dobrego dnia”. Po czym się pogodzono i udano razem na śniadanie.