- Mam świadomość, że w przestrzeni publicznej pojawiają się zarzuty mówiące, że przez jakichś genetyków lub jakieś instytucje nie uda się zidentyfikować naszych bohaterów. Nie muszę mówić, jak byłbym szczęśliwy, mogąc ogłosić, że zidentyfikowaliśmy szczątki rtm. Witolda Pileckiego lub innych. Po prawie roku spędzonym w instytucie mam przekonanie, że każdy z nas chciałby doprowadzić do tej chwili – mówi w rozmowie z „Gazetą Polską Codziennie” dr Karol Nawrocki, prezes Instytutu Pamięci Narodowej.
Niedługo minie rok, odkąd objął Pan funkcję prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Jak przez ten czas zmieniła się struktura IPN?
Podczas naszej poprzedniej rozmowy mówiłem o skalibrowaniu struktury instytutu i jestem przekonany, że to się udało. Nie zwiększyliśmy liczby pracowników, ale utworzyliśmy cztery nowe biura merytoryczne, które mają swoje sukcesy. W ciągu ostatnich 12 miesięcy udało mi się też dostrzec potencjał instytutu. Z jednej strony wypełniamy nasze fundamentalne misje, takie jak upamiętnienia, poszukiwania, wydawnictwa i badania naukowe, a z drugiej – weszliśmy na rynek nowych technologii, i to w sposób spektakularny. Stworzyliśmy pierwszą fabularną grę historyczną, która cieszy się ogromnym zainteresowaniem.
Było też kilka niezaplanowanych akcji, których nie przewidziałem. Chodzi m.in. o rozpoczęcie ostatniego – mam nadzieję – etapu dekomunizacji przestrzeni publicznej.
W ciągu trzech miesięcy padło 20 z 60 pomników komunistycznych, a przypomnijmy, że nie udawało się to przez ostatnie kilka lat...
Na tę ostatnią kwestię wpływ chyba miał wybuch wojny na Ukrainie.
Miał wpływ na odbiór naszej misji wśród samorządowców. Znaleźliśmy partnerów wśród polityków lokalnych, którzy do tej pory opierali się takim działaniom albo nie mieli wsparcia instytucjonalnego.
Zapowiedział Pan 150 wniosków o uchylenie immunitetów prokuratorów i sędziów z okresu stanu wojennego. Ile z tych wniosków udało się dotychczas złożyć?
W tym roku udało się złożyć 24 wnioski. Dla porównania w zeszłym roku były zaledwie trzy. Udało się więc zintensyfikować te działania. Jesienią chcemy zorganizować specjalną konferencję, na której przedstawimy szczegółowe efekty naszych prac. W tej sprawie niezadowalająca jest postawa polskich sądów, które często nie reagują na nasze wnioski o uchylenie immunitetu. W okresie funkcjonowania Izby Dyscyplinarnej obserwowaliśmy większe zainteresowanie tymi wnioskami.
Podczas naszej ostatniej rozmowy powiedział Pan, że daje sobie rok na przyjrzenie się pionowi śledczemu IPN. Jak Pan ocenia pracę tej komórki?
W mojej opinii ta współpraca jest dobra i korzystna. W zeszłym tygodniu za sprawą pana prok. Tomasza Jankowskiego, naczelnika Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Gdańsku, pokazaliśmy miejsce niemieckiej zbrodni z czasów II wojny światowej, w którym znaleźliśmy kilkanaście ton ludzkich prochów.
Skala tej zbrodni była dotychczas źle szacowana przez historyków. Drugim przykładem dobrej współpracy jest to, że w najbliższych trzech miesiącach wznowimy postępowania śledcze dotyczące głośnych spraw z lat 80. ubiegłego wieku. To są sprawy rozstrzygnięte jeszcze w latach 90., ale w opinii mojej i prokuratorów należy ponownie zbadać niektóre z nich. To są sprawy zbrodni niewyjaśnionych, większych manifestacji, masakr.
Biorąc te czynniki pod uwagę, a także to, że jest coraz więcej wniosków o uchylenie immunitetu sędziom i prokuratorom z tamtych czasów, uważam, że współpraca z Komisją Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu układa się tak, jak powinna. Teraz też mogę śmiało powiedzieć, że utrzymanie prokuratury IPN w strukturach IPN miało sens, bo dzięki temu mamy narzędzie, które może działać kierunkowo na ustalenia historyczne.
Przejdźmy do współpracy z Biurem Poszukiwań i Identyfikacji IPN. Czasami w pracach archeologiczno-ekshumacyjnych biorą udział firmy bądź instytucje z zewnątrz. Czy jednak nie powinno być tak, że wszelkie tego typu prace są wykonywane właśnie przez Biuro Poszukiwań i Identyfikacji IPN? W końcu po to powstało biuro.
Bardzo doceniam pracę Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN. Działania są prowadzone nieustannie zarówno na terenie Polski, jak i poza granicami. Terminarz jest bardzo napięty. Nie widzę zatem kontrowersji w tym, jeśli do poszczególnych prac angażowani są także eksperci spoza instytutu. Jeśli za ich sprawą dochodzi do takich odkryć jak w Działdowie, co ostatnio ogłaszaliśmy, to należy się cieszyć. Oczywiście jest to radość tragiczna, bo odkryliśmy miejsce kaźni. Wszyscy razem działamy na rzecz instytutu, na rzecz Polski. Wszelkie napięcia, które były wewnątrz IPN, zanim przyszedłem, muszą być teraz tonowane dla dobra misji.
Mam też świadomość, że w przestrzeni publicznej pojawiają się zarzuty mówiące, że przez jakichś genetyków lub jakieś instytucje nie uda się zidentyfikować naszych bohaterów. Nie muszę mówić, jak byłbym szczęśliwy, mogąc ogłosić, że zidentyfikowaliśmy szczątki rtm. Witolda Pileckiego czy innych. Po prawie roku spędzonym w instytucie mam przekonanie, że każdy z nas chciałby doprowadzić do tej chwili.
Z czego wynikała blisko trzyletnia przerwa w identyfikacji osób odnalezionych na „Łączce” na warszawskich Powązkach Wojskowych?
Trudno powiedzieć, dlaczego musieliśmy tyle czekać. W przestrzeni publicznej pojawiały się informacje o napięciach między niektórymi pracownikami IPN a przedstawicielami Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego, który prowadził te identyfikacje. W tej chwili mogę powiedzieć, że twarde, męskie, konkretne rozmowy, a także moja troska jako prezesa IPN o tę sprawę sprawiły, że kolejne identyfikacje udało się zrealizować. O to, dlaczego to nie udawało się wcześniej, należałoby zapytać prezesa Jarosława Szarka.
Jakie są szanse, że nasi archeolodzy rozpoczną prace ekshumacyjne na Wołyniu?
W najbliższym czasie mam spotkanie z prezesem ukraińskiego IPN, ale to wcale nie oznacza wiele. Struktura ukraińskiego instytutu jest taka, że jest on częścią ministerstwa kultury i dziedzictwa narodowego. To jest zupełnie inna struktura niż nasza. Odpowiednikiem szefa tamtego resortu jest polski minister kultury i dziedzictwa narodowego, prof. Piotr Gliński. Obecnie właśnie w naszym resorcie kultury jest główna linia negocjacyjna ze stroną ukraińską. Mogę zadeklarować, że jeśli te negocjacje zakończą się sukcesem, to IPN i nasze Biuro Poszukiwań i Identyfikacji jest gotowe natychmiast ruszyć i rozpocząć prace na Wołyniu. Tu nie chodzi tylko o ekshumacje, lecz także pochówek, stworzenie cmentarza, miejsc pamięci itd.
A czy daje się wyczuć zmianę nastrojów po stronie ukraińskiej do prowadzenia tego typu rozmów?
Z całą pewnością jakaś zmiana nastąpiła. Mój zastępca, wiceprezes dr Karol Polejowski, był niedawno na Wołyniu oddać hołd polskim ofiarom ukraińskich nacjonalistów.
Relacjonując mi swoje odczucia tam na miejscu, mówił o zmianie nastawienia do Polaków, o przychylności, zrozumieniu. Co więcej, dr. Leonowi Popkowi, który od lat działa na Wołyniu, w tym roku Ukraińcy pomagali porządkować miejsca pamięci. Wśród nich był m.in. ukraiński żołnierz, który teraz walczy z rosyjskim najeźdźcą na froncie. Wydaje się więc, że klimat, który teraz panuje, musi przekuć się w konkretne decyzje na szczeblu państwowym i wreszcie nasi archeolodzy będą mogli przeprowadzić badania na Wołyniu.
Naszym zadaniem jest upominanie się o każdą ofiarę II wojny światowej. Mam nadzieję, że to pojednanie, które teraz obserwujemy między naszymi narodami, będzie miało też wymiar cmentarzy i pomników.