16 grudnia 1981 roku wojsko rozpoczęło szturm na bramę katowickiej kopalni „Wujek”.
Ostateczny wyrok, w którym sąd uznał winę i wymierzył kary po kilka lat pozbawienia wolności kilkunastu byłym członkom plutonu specjalnego ZOMO, zapadł dopiero po blisko 28 latach po tragedii.O godz. 10 rozpoczyna się szturm. Całą akcją pacyfikacyjną dowodzą oficerowie milicji: płk Kazimierz Wilczyński, płk Jerzy Gruba i ppłk Marian Okrutny. Siły, które zostały wykorzystane w akcji to pięć kompanii ZOMO, trzy kompanie ORMO, siedem armatek wodnych oraz kilkadziesiąt pojazdów wojskowych, czołgów i wozów bojowych piechoty. W odwodzie oczekiwał pluton specjalny ZOMO i kompanie wojska.
Kiedy czyta się relacje strajkujących górników, wyraźnie widać, że w tym ataku nie było żadnego przypadku, wszystko zaplanowano z premedytacją i podporządkowano głównemu celowi, zastraszyć ku przestrodze innych strajkujących jeszcze zakładów. Pierwsza faza ataku skierowana była przeciwko wspierającym strajk, czyli zgromadzonym pod bramą rodzinom górników. (…) Przed godz. 12 na teren kopalni wkracza pluton specjalny ZOMO dowodzony przez chorążego Romualda Cieślaka, 20 ludzi uzbrojonych w pistolety maszynowe. Około 12.30 następuje zapisu zbrodni ostatni akord, w zgiełku walki słychać nagle krótkie serie broni maszynowej. Zomowcy strzelają do górników na wprost, to nie są strzały ostrzegawcze, strzelają, żeby zabić. Po tych strzałach następuje przerażający krzyk, a potem zalega jeszcze bardziej przerażająca cisza. Zbrodniarze w milicyjnych mundurach osiągnęli swój cel, kilku górników nie żyje, wielu jest rannych. Została przekroczona czerwona linia w tej wojnie junty z własnym społeczeństwem, linia, która nigdy nie powinna być naruszona, ale podkreślam, została przekroczona celowo, żeby złamać ducha oporu, żeby ukarać winnych tej „zbrodni” jaką była zdaniem morderców i ich mocodawców, pragnienie zachowania wolności. Po złożeniu tej daniny krwi górnicy kapitulują i przed wieczorem opuszczają teren kopalni. Kilkudziesięciu trafia do szpitali. Przywódcy strajku otrzymają później kilkuletnie wyroki. Dziewięciu górników zginęło, a mówiąc dokładniej zostało zamordowanych, sześciu na swoim polu walki jakim był ich macierzysty zakład pracy, trzech zmarło w szpitalach od ran, najmłodszy miał zaledwie 20 lat. Ofiary tej makabrycznej zbrodni to: Jan Stawisiński, Joachim Gnida, Józef Czekalski, Krzysztof Giza, Ryszard Gzik, Bogusław Kopczak, Andrzej Pełka, Zbigniew Wilk, Zenon Zając. Nawet po śmierci nie zaznali spokoju. Ich pogrzeby, przypominały te trójmiejskie z 1970 r. – zastraszanie rodzin, milicja otaczająca cmentarz i ubecy, profanujący swoją obecnością nad grobami, święty obrządek pogrzebu.
Równie doniosłe, jak oddanie czci poległym i rannym górnikom jest stanowcze stwierdzenie sądu, że uwzględniając cały złożony historycznie kontekst sprawy, nie był niniejszy proces sądem karnym nad historycznymi, politycznymi czy osobistymi racjami tych, którzy 13 grudnia 1981 r. wprowadzili stan wojenny. (…) Wydając końcowe orzeczenie należy powiedzieć: Gloria Victis – chwała zwyciężonym, bo polegli w słusznej sprawie. Kara zaś dla tych, którym w sposób niewątpliwy można było wykazać, że dopuścili się czynów przestępczych.