Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Niemcy chowają głowę w piasek? Berliński dziennik: Sprawy są pozostawione przypadkowi lub polskiemu wojsku

Przez wschodnią granicę przyjeżdża do Niemiec coraz więcej imigrantów, ale w kraju nie wspomina się o kryzysie; nie ma już debaty ani polityki azylowej godnej tego miana, sprawy są "pozostawione przypadkowi lub polskiemu wojsku" - pisze berliński dziennik "B.Z.". - Polska rozumie nielegalną imigrację promowaną przez Białoruś jako wrogi akt mający na celu "zdestabilizowanie" UE - ocenia. Tymczasem "Niemcy chowają głowę w piasek".

Maciej Łuczniewski/Gazeta Polska

Publicysta gazety Gunnar Schupelius zwraca uwagę, że "do Brandenburgii i Berlina przez Polskę przyjeżdża coraz więcej osób z Bliskiego Wschodu". "Podróżują samolotem do Mińska, (a potem) przemytnicy przywożą ich do Niemiec. Od maja rząd białoruski zezwolił na wjazd bez wizy. W ten sposób, poprzez nieskrępowaną imigrację, ma być wywierany nacisk na UE w sprawie zniesienia sankcji (wobec Białorusi - red.)" - dodaje.

Sytuacja "zaognia się od dwóch miesięcy: w sierpniu granicę z Polską próbowało przekroczyć ok. 3 tys. migrantów z Iraku, Iranu, Syrii i Jemenu, a we wrześniu 7 tys." - zauważa gazeta. "W tym samym okresie (niemiecka) policja federalna przechwyciła na granicy z Polską 1530 migrantów. We wrześniu było ich sześć razy więcej niż w sierpniu, a liczby te wciąż rosną" - wskazuje.

Autor podkreśla, że "Polska rozumie nielegalną imigrację promowaną przez Białoruś jako wrogi akt mający na celu 'zdestabilizowanie' UE, a Sejm w Warszawie przedłużył w czwartek stan wyjątkowy, na granicy rozmieszczone jest wojsko".

Z kolei w Niemczech "o kryzysie w ogóle się nie wspomina". O ile jesienią 2015 roku i w kolejnych latach debata o imigracji była intensywna, "o tyle teraz jej się po prostu unika" - ocenia "B.Z.". Kwestia ta nie odgrywała roli w kampanii wyborczej (przed wrześniowymi wyborami do Bundestagu - red.), a teraz nie odgrywa roli w toczących się negocjacjach koalicyjnych. To jest tabu" - pisze Schupelius.

- Minister spraw wewnętrznych Brandenburgii Michael Stuebgen również nie chce oceniać sytuacji. Po prostu nią zarządza

 - pisze "B.Z.".

- (Stuebgen) chwali się, "że znakomicie współpracujemy z polską strażą graniczną (...)" i ma nadzieję, że ta fala migracyjna nie wymknie się spod kontroli. A jeśli tak się stanie, to w Eisenhuettenstadt (mieście przy granicy z Polską - red.) ma już rozstawione ogrzewane namioty

- dodaje.

"Żaden niemiecki minister nie czuje się odpowiedzialny za nielegalną imigrację. Twierdzą oni, że nikt nie powinien być zawracany na granicach niemieckich, a jedynie na zewnętrznej granicy UE" - pisze dziennik. "Więc Polska ma to zrobić. Niemcy chowają głowę w piasek. U nas to takie proste. Niemiecka polityka rozwiązuje ten problem, przymykając na niego oko" - ocenia.

Schupelius jest zdania, że "powinniśmy wreszcie jasno określić, ilu ludzi chcemy przyjąć i ilu możemy przyjąć, jak zapewnimy im jedzenie, ubranie, mieszkanie, edukację, pracę i pieniądze, aby mogli uczestniczyć w życiu tutaj".

- Nie ma już żadnej polityki azylowej, która zasługiwałaby na to miano. Sprawy są pozostawione przypadkowi lub polskiej armii: używając słów Stuebgena: sprawy już "wymykają się spod kontroli"

- konkluduje autor.

 



Źródło: niezalezna.pl, PAP