Media hucznie głoszą dziś o tym, że być może Polak zajmie wysokie stanowisko w strukturach Unii Europejskiej. "Niektórzy urzędnicy Unii Europejskiej uważają, że objęcie przez aktualnego ambasadora Polski przy UE Andrzeja Sadosia stanowiska w Komisji Europejskiej stworzy w tej instytucji bastion antyliberalizmu" – napisało Politico. Do sprawy w rozmowie z portalem Niezalezna.pl odniósł się poseł Prawa i Sprawiedliwości Jan Mosiński, który powiedział: - Myślę, że być może jest to właśnie spowodowane tym, że Polak pełniący ważną funkcję w instytucjach unijnych, swoją postawą mógłby zakłócić trend unijnej "bylejakości".
Zdaniem "niektórych urzędników Komisji i unijnych dyplomatów, mianowanie Andrzeja Sadosia na stanowisko najwyższego urzędnika w departamencie Dyrekcja Generalna ds. Europejskiej Polityki Sąsiedztwa i Negocjacji w sprawie Rozszerzenia (DG NEAR), byłoby błędnym przesłaniem do krajów Bałkanów Zachodnich, które aspirują do członkostwa w Unii i którym Bruksela poleciła przyjąć wysokie standardy demokratyczne”. - przekazało w poniedziałek Politico.
Zdaniem Politico, ewentualna kandydatura Sadosia „wywołała reakcję dyplomatów i urzędników, którzy obawiają się, że departament zajmujący się sąsiadami bloku (UE) stanie się bastionem antyliberalizmu w Komisji Europejskiej”.
Ambasador RP przy Unii Europejskiej Andrzej Sadoś, nie potwierdził, ani nie zaprzeczył w kwestii ubiegania się o stanowisko w Komisji Europejskiej. Podkreślił jednak, że ambasadorzy często znajdują pracę po upływie kadencji w Brukseli, a Polska jest niedoreprezentowana na wyższych stanowiskach w instytucjach europejskich.
O komentarz do sprawy poprosiliśmy posła partii rządzącej - Prawa i Sprawiedliwości Jana Mosińskiego.
"Pytanie, na które trudno znaleźć odpowiedź, choć może nie do końca, brzmi - dlaczego tak bardzo unijni dygnitarze boją się polskich dyplomatów. Czy dlatego, że akurat system wartości, jaki u nas jest, czyli uniwersalizm chrześcijański, jest zagrożeniem dla myśli liberalno-lewicowych w Unii Europejskiej? Być może tak. Nie może to być jednak powodem do tego, aby stygmatyzować kandydatów na ważne stanowiska w Unii Europejskiej, tylko dlatego, że pochodzą państw, które budują swoją działalność na solidarności społecznej, na poszanowaniu systemu wartości, który jest tożsamy z systemem wartości Unii Europejskiej. Nie wiem zatem - po co ten hałas. Myślę, że być może jest to właśnie spowodowane tym, że Polak pełniący ważną funkcję w instytucjach unijnych, być może swoją postawą zakłóciłby pewien trend takiej bylejakości, aksjologicznej pustki, która jest nominantą w tym ruchu liberalno-lewicowym, żeby nie powiedzieć liberalno-lewackim..."
- powiedział poseł PiS.
Jan Mosiński, zapytany o to, czy zgadza się ze stwierdzeniem Andrzeja Sadosia, odnośnie tego, że Polska jest "niedoreprezentowana" na arenie międzynarodowej, odparł:
"Biorąc pod uwagę drugą kwestię, a mianowicie, że Polska jest jednym z największych państw członkowskich Unii Europejskiej, o bardzo dobrze rozwiniętej gospodarce i nie tylko - myślę, że w tym przypadku powinna mieć swojego przedstawiciela, bo to też powoduje pewnego rodzaju niedowartościowanie, o czym mówił ambasador RP przy Unii Europejskiej Andrzej Sadoś"