III RP jest niczym pasożyt, który zabiera Polakom godność, tożsamość i nieustannie pogarsza jakość ich życia. Wszystko na to wskazuje, że ten stan przestaje być tolerowany, że stoimy przed wybuchem buntu, przed narodzinami ruchu społecznego, który zmiecie pasożytniczą władzę wyrosłą z Magdalenki.
Podczas konwencji Andrzeja Dudy wystąpił Andrzej Rewiński i zaczął recytować wiersz Broniewskiego „Bagnet na broń”
: „Kiedy przyjdą podpalić dom, ten, w którym mieszkasz – Polskę, kiedy rzucą przed siebie grom kiedy runą żelaznym wojskiem i pod drzwiami staną, i nocą kolbami w drzwi załomocą – ty, ze snu podnosząc skroń, stań u drzwi”. Mniej więcej w połowie tekstu zgromadzeni zaczęli się dołączać i wielka sala, w której odbywała się konwencja, zagrzmiała ostatnim wersem:
„stań u drzwi”.
Mimo że był to wiersz komunistycznego poety, to jednak wpisał się w polski kod kulturowy. To, że wspólnie z Rewińskim sala zaczęła ten wiersz recytować, nie oznaczało wcale akceptacji dla komunizmu Broniewskiego – znaczyło wspólne odwołanie się do tego, co obecnych na sali łączyło, a co wiersz ten wyraża –
troskę o zagrożoną ojczyznę. To poczucie wspólnoty, gdy „w gardłach im rodził się śpiew” pokazało, na jakim gruncie należy odbudować wspólnotę Polaków, wspólnotę rozbitą po 1989 r. – na gruncie odwołania do polskiego kodu kulturowego i do polskiego etosu. A w etos ten wpisują się słowa dewizy narodowej „Bóg, honor, ojczyzna”. Przypomniała je w dialogu z publicznością Natalia Niemen, która w czasie konwencji wystąpiła z koncertem.
Moment szczególny
Dzień przed konwencją Andrzeja Dudy Sejm zaakceptował ratyfikację konwencji antyprzemocowej, której ostrze jest skierowane przeciwko temu, co konstytuuje polskość – przeciwko rodzinie, tradycji i wierze. Trwa atak na polskość i trwa równoczesna agresywna propaganda nienawiści zwrócona przeciwko tym, którzy nie akceptują obecnych rządów. Propaganda jest również zwrócona przeciwko grupie, wśród której nie brakuje zwolenników władzy – przeciwko frankowiczom.
Ci dopiero teraz przekonali się, na czym polega „państwo ciepłej wody w kranie” i że to, co wydawało się im do tej pory kredytem, okazało się oszukańczym instrumentem finansowym. Przekonują się również, że problem, z którym borykali się w samotności, mają tysiące takich jak oni. I przekonują się w końcu, że państwo w teorii stojące na straży równoprawności uczestników gry rynkowej (a frankowicze wierzyli w wolny rynek w Polsce) w rzeczywistości jest strażnikiem interesów banksterów.
Agresywna propaganda wzbudza gniew. Dla frankowiczów jest to nowe doświadczenie i to doświadczenie pokoleniowe – świat przestaje być taki jak do tej pory, a przecież oni się nie zmienili. Zmieniły się uwarunkowania, a to, co do tej pory było traktowane przez nich jako dobro – czyli państwo Platformy Obywatelskiej – staje się tym, czym od dawna było dla reszty społeczeństwa, czyli opresyjnym narzędziem magnaterii o proweniencji ubecko-komunistycznej. Propaganda przedstawia frankowiczów jako cwaniaków chcących zarobić. Więc
patrzą oni na siebie i widzą, że są kim innym, niż przedstawiają ich telewizor i gazeta.
Łuski opadają z oczu
Szerokie rzesze Polaków, patrząc codziennie w telewizor, widzą co innego niż za oknem. W okienku telewizora Bronisław Komorowski mówi o „nowym złotym wieku Polski”, a realne doświadczenie pokazuje miliony wygnane na obczyznę w pogoni za chlebem, codzienny lęk o pracę, o zdrowie (bo żeby chorować, trzeba mieć pieniądze), lęk przed wojną (bo wszyscy już widzą agresywną Rosję i bezbronną Polskę), niepewność codziennej egzystencji wielkich grup społecznych, bo ich los zależy od kolejnej grupy oligarchicznej, chcącej uwłaszczyć się na kolejnych branżach – a to na kopalniach, a to na lasach państwowych.
Ten dysonans zaczyna być nie do zniesienia.
Problem w tym, że ludzie czują się wyzuci już nie tylko z podstawowego bezpieczeństwa egzystencji, ale także z tożsamości, którą zabiera im system. I dotyczy to wszystkich. I jeśli zadać sobie pytanie o możliwość odbudowania nowej polskiej solidarności, jaką pamiętamy sprzed 35 lat, to trzeba spojrzeć właśnie na ten potencjał gniewu, który narasta. Życie w deprywacji, czyli poczuciu stałej niemożności zmiany swojego losu, jest na dłuższą metę niemożliwe. Ci najbardziej rzutcy i mobilni już wyjechali. Wszyscy wyjechać nie mogą – albo nie chcą, albo nie mogą, albo się boją.
Całość artykułu w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Maciej Świrski