Nikt nie lubi być okradzionym, tym bardziej, kiedy złodziejem okazuje się ochroniarz. Po tych wyborach pozostanie u dużej części polskich obywateli poczucie wielkiego złodziejstwa. Zostaliśmy okradzeni z naszej woli politycznej.
Suweren, jakim jest naród ma fundamentalne w demokracji prawo do tego, by jego wola polityczna znajdowała odzwierciedlenie w wyniku wyborów. Procedura wyborcza powinna zatem stanowić tylko i wyłącznie maksymalnie obiektywne narzędzie o charakterze technicznym - przenoszące wolę polityczną demokratycznego suwerena na skład organów przedstawicielskich. Sam kształt procedury wyborczej też zależy od decyzji demokratycznej - może być wariant większościowy, może być proporcjonalny, ale zawsze podstawą jego konstrukcji jest to samo: obywatele mają mieć poczucie, że to oni decydują o składzie organów reprezentujących suwerena.
Procedura i przebieg wyborów nie mogą decydować o ich wyniku. Jeśli tak się zdarzy, to znaczy, że nie mamy do czynienia z systemem demokracji przedstawicielskiej.
Porównajmy hipotetyczne alternatywne zdarzenia.
Pierwsze: wszyscy mieszkańcy danego województwa spotykają się na jednym placu i podnoszą ręce w głosowaniu nad władzami - nie ma wówczas głosów nieważnych, nie ma kart i systemu liczenia, wszystko odbywa się bezpośrednio.
Drugie: ci sami mieszkańcy udają się do lokali wyborczych i wyrażają swoją wolę wedle zorganizowanej procedury wyborczej. Wynik pierwszego i drugiego głosowania powinien być identyczny. Jeśli nie jest, to oznacza, ze wybory nie spełniły swojej podstawowej funkcji - wypaczyły wolę polityczną, którą powinny odzwierciedlać.
Tak się właśnie teraz stało. Przebieg i organizacja wyborów oraz liczenie głosów stały się w tych wyborach istotnym czynnikiem decydującym o ich wynikach. Jest to w demokracji niedopuszczalne i to jest wystarczający powód, by wybory na poziomie sejmikowym unieważnić.
I to niezależnie od tego, jakie czynniki złożyły się ów fakt, że procedura wyborcza zamiast być lustrem woli politycznej stała się jej krzywym zwierciadłem, czy zawiniły książeczki wyborcze zamiast kart, czy fałszerstwa, głosy uznane za nieważne, błędy systemu liczenia czy brutalna ingerencja władzy.
Suweren może być okradany przez państwowych ochroniarzy.
Dlatego tak szokujące było wczorajsze wystąpienia prezydenta Komorowskiego. Głowa państwa nie ma prawa powiedzieć narodowi, który wyraża swoje poczucie okradzenia z demokratycznych praw, że pławi się on w odmętach szaleństwa. Tak mówią wyłącznie dyktatorzy i uzurpatorzy.
Te wybory trzeba powtórzyć, aby przywrócić łączność miedzy obywatelami a państwem. "System zawiódł" - system polityczny, a nie komputerowy, bo zerwał więź między wolą polityczną suwerena a instytucjami państwa.
Dziś dominują dwie postawy:
buta władzy oraz gorzka ironia i wisielczy humor u zwykłych Polaków. Ani jedna ani druga postawa nie sprzyja silnemu państwu. A Polska musi być silnym państwem, bo wystawiona jest na trudną próbę także z zewnątrz.
Nie wolno nam tej sytuacji sprowadzić ani do Barei ani do bezradności wobec bezczelności złodziei w garniturach.
Musimy się sprzeciwić.
Źródło: niezalezna.pl
Krzysztof Szczerski