Siedzi sobie taki Radek Sikorski i twittuje: „Do końca wakacji domagajmy się obecności [języka] polskiego tam, gdzie jesteśmy klientami i turystami. Za granicą każdy z nas jest ambasadorem RP”. Dzięki temu wpisowi dowiedzieliśmy się również, że minister spraw zagranicznych III RP wystąpił w roli ambasadora na zamku w Carcassonne we Francji i nie było tam wideoprzewodnika w języku polskim. Więc minister poskarżył się „ustnie” komu trzeba.
To już druga skarga Radka za granicą, w trosce oczywiście o wizerunek Polski, czyli o własny. Rok temu poskarżył się administracji berlińskiego hotelu Adlon na brak programu polskiej TV. I program jest, dzięki temu tysiące rodaków pracujących na czarno w Berlinie meldują się w jednym z najdroższych niemieckich hoteli w celu obejrzenia dobrych wiadomości TVP1 o spadku bezrobocia w ojczyźnie o 0,1 proc.
Zarówno w berlińskim luksusowym Adlonie, jak i w słynnym zamku w Carcassonne polscy turyści bywają rzadko, oni jeżdżą tam, gdzie jest tanio, do Chorwacji albo do Bułgarii. I w sezonie w tych krajach wszyscy mówią po polsku. Czy Radek Sikorski ma świadomość, że się ośmiesza przed krajem i za granicą, czy też zdziecinniał przez lata pełnienia funkcji w rządowym przedszkolu politycznym, że nie wie, jak interweniować tam, gdzie imię Polski i Polaków jest coraz częściej spotwarzane? Nie słyszeliśmy, żeby Sikorski, premier czy prezydent zaprotestowali przeciwko serialowi niemieckiemu „Nasze matki, nasi ojcowie”, przypisującemu żołnierzom AK an-tysemityzm. Więcej, ten film pokazano w naszej telewizji publicznej, a teraz zakupiła go brytyjska telewizja BBC. Władcy III RP nie tylko nie bronią honoru akowców i powstańców warszawskich, ale zdają się akceptować ataki mediów europejskich na nasz naród. Przyjmują bez wahania decyzję o budowie w Berlinie Muzeum Wypędzonych i nie reagują na skargi Eriki Steinbach na złe traktowanie mniejszości niemieckiej w Polsce.
Kim są nasi „przywódcy”? Ośmielam się twierdzić, że są wrogami narodu, z którego się wywodzą. Tusk mówi o nas „Polacy”, jakbyśmy nie byli jego rodakami, tylko obcym ciałem, którym on łaskawie zarządza. Żaden przywódca żadnego szanującego się kraju europejskiego nie pozwoliłby na traktowanie swojego państwa i narodu z pogardą i lekceważeniem. Ani Merkel, ani Cameron, ani Hollande, ani Orbán. Dla prezydenta Komorowskiego naród polski i jego honor są tyle warte, co czekoladowy kurczak.
Na znieważanie narodu polskiego nie godził się prezydent Lech Kaczyński. Nagonka na nasz naród rozpętała się po przejęciu władzy przez Platformę Obywatelską i PSL. Państwo polskie tonie w różowym „patriotyzmie”, tęczowej ideologii, a i tak jest przedmiotem codziennych kpin i obelg lewactwa, jak np. kibiców z Sewilli, którzy zaprezentowali baner skierowany do Polaków: „Witamy w Katyniu”. Śmiesznie, nieprawdaż, panie Radku?
Ale ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Naród ma was dość, także na Twitterze. Adieu! To po francusku.
Jesteście „po francusku société, a po naszemu szajka” – zauważył w jednym z felietonów Maciej Rybiński.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Krystyna Grzybowska