Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

O dostęp do rządowego koryta

Współczesny kapitalizm nazywa się czasami turbokapitalizmem. Ale to turbodoładowanie przedsiębiorców odbywa się z pieniędzy… podatników. Wygrywają więc ci, którzy potrafią podłączyć się do koryta i wyeliminować konkurencję. Najlepiej ubierając swoje

Współczesny kapitalizm nazywa się czasami turbokapitalizmem. Ale to turbodoładowanie przedsiębiorców odbywa się z pieniędzy… podatników. Wygrywają więc ci, którzy potrafią podłączyć się do koryta i wyeliminować konkurencję. Najlepiej ubierając swoje działania w jakąś piękną i modną wśród współczesnych trefnisiów ideę.

Zwolennicy legalizacji marihuany w Stanach Zjednoczonych są na fali. Po tym jak w stanach Kolorado i Waszyngton zalegalizowano konopie indyjskie także w celach rozrywkowych (w kilkunastu stanach są one już dozwolone jako środek leczniczy), byli przygotowani na krucjatę w innych miejscach. Jakież było zdziwienie dziarskich miłośników „skręta dla każdego", gdy napotkali poważny opór… producentów marihuany. Oto bowiem po dopuszczeniu do uprawy tej rośliny w celach leczniczych wyrósł całkiem spory biznes, wart w całej Ameryce miliard dolarów. Tymczasem legalizacja prywatnej uprawy w większości stanów grozi obniżką cen. Aby ustrzec się przed spadkiem zysków, producenci poprzez wynajętych lobbystów wraz z konserwatystami i policjantami walczą ostro przeciw dalszej legalizacji marihuany. Przekaz brzmi mniej więcej tak: „Tak, tak, weseli chłopcy i dziewczęta. Możemy sobie razem poskakać podczas demonstracji w sprawie legalizacji, ale jeśli idzie o interesy, to możecie spadać… na przysłowiową konopię, najlepiej wyprodukowaną przez naszą firmę".
 
Energetyczne przekręty
 
W innych sektorach gospodarki jest podobnie. Weźmy choćby miłośników ekologii na rynku paliw. Każdy, kto choć trochę zna Waszyngton, słyszał o tzw. lobby etanolu. Jest ono potężne, nieproporcjonalnie wzmacniane przez to, że w stanie Iowa – słynącym z produkcji kukurydzy wykorzystywanej do produkcji tego surowca – odbywają się prezydenckie prawybory zarówno Demokratów, jak i Republikanów. Stąd żaden kandydat na prezydenta nie może sobie pozwolić na powiedzenie prawdy o „ekologicznych" dolewkach. Choćby o tym, że lobby poprzez Kongres wymogło na rafineriach dolewkę etanolu do paliw. Do tego bardzo sprytnie, bo udział etanolu w paliwie określany jest kwotowo a nie procentowo – w związku z czym bez względu na cenę, etanol trzeba dodawać. Co oczywiście bardzo przyczynia się do wzrostu cen przy dystrybutorze. Paradoks polega na tym, że większość koncernów samochodowych nie daje gwarancji przy stosowaniu w paliwie więcej niż 10 proc. etanolu, a konsumenci nie chcą chrzczonej etanolem benzyny E-85, bo jej wydajność jest o jedną trzecią mniejsza. Ale kogo by tam obchodzili jacyś konsumenci, kiedy dolewki wrzuca się kwotowo na mocy ustawy tak, że rosną one z roku na rok…
 
Są oczywiście miłośnicy zielonej energii. Krzycząc o konieczności zbawienia świata przed klimatyczną zagładą, ci zręczni biznesmeni potrafią doskonale żyć z tej hojnie subsydiowanej przez Waszyngton dziedziny. Jeden z ostatnich raportów mówi, że rząd USA już wydał na wspieranie produkcji paneli słonecznych i wiatraków jakieś 48 mld dol., głównie w postaci zwolnień podatkowych i bezpośrednich subsydiów. Choć owoce walki z efektem cieplarnianym wynoszą równe zero, to w przyszłorocznym budżecie zarezerwowano na nią kolejne 23 mld dol. Kto o tym wie, korzysta, inwestując w akcje odpowiednich zielonych firm. Przykładem prorok globalnego ocieplenia Al Gore – w ciągu kilku lat zarobił 100 mln dolarów.
 
Farmy wiatrowe nie rozwiążą problemu klimatu, bo aby dać energię 700-tysięcznemu miastu na rok, trzeba by ustawić wiatraki na powierzchni ok. 776 km kw. (dla porównania powierzchnia Warszawy to 517 km kw.). Ale kto by tam przejmował się takimi szczegółami, podatnik i tak zapłaci.
 
Politycy do wynajęcia
 
Kto nie ma dostępu do rządowego koryta, wynajmuje lobbystów, rekrutujących się głównie z byłych polityków i pociotków obecnych. Oni za dobrą opłatą przekonają społeczeństwo, że walka z terroryzmem wymaga, aby bezzałogowe drony latały wszędzie, a wszystkie telefony Amerykanów były namierzane i rejestrowane. Znajdą uzasadnienie dla kontynuacji programu budowy ponad 2 tys. samolotów F-35 – najdroższego w historii świata programu militarnego, kosztującego podatnika amerykańskiego 391 mld dol., czyli 68 proc. więcej niż zakładano 11 lat temu.
 
Mogą też wreszcie umożliwić właścicielom biznesów, którzy zatrudniają powyżej 50 osób, zaoszczędzenie masy pieniędzy – poprzez przesunięcie terminu wejścia w życie obowiązku płacenia stałym pracownikom ubezpieczenia zdrowotnego w ramach Obamacare. Lobbyści motywują to dobrem amerykańskiej gospodarki, a jednocześnie eliminują konkurencję w postaci small biznesu, który nadal ma taki obowiązek.
 
A cały system sztucznego utrzymywania niskich stóp procentowych przez Rezerwę Federalną? Wydawane na ten cel 85 mld publicznych dolarów miesięcznie to jawne subsydia dla banków i innych rekinów finansjery, pozwalające tworzyć kolejne bańki spekulacyjne.
 
Patrzeć im na ręce

 
Jeśli dodamy do tego, że twórca i właściciel internetowego sklepu giganta Amazon.com Jeff Bezos kupił sobie ostatnio legendarną gazetę „Washington Post" – największy i najstarszy tytuł prasowy w Waszyngtonie, wydawany od 1877 r. – za 250 mln dol., to można by pomyśleć, że wszystko jest na sprzedaż… Dla Bezosa kwota ta stanowi ledwie jeden procent całej jego fortuny. Firma tego potentata prowadzi niezliczone interesy i ostro promuje np. ideę wprowadzenia podatku od sprzedaży w internecie, który uderzy przede wszystkim w mniejszą konkurencję.
 
Ale nie ma co załamywać rąk. Alternatywą nie jest przecież więcej socjalizmu, ale większa otwartość i przejrzystość. A rolą dziennikarzy jest żmudne drążenie, kto za kim stoi, za ile lobbuje, skąd te maserati i porsche w garażach i polityków, i lobbystów. No i przebijanie balonów, odkłamywanie opowieści o dobrych wujkach i ich genialnych receptach na zbawienie kraju i obywateli. Ostatecznie najlepsze przekręty robi się na „chore dzieci" albo „biednych staruszków" …
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Paweł Burdzy