GaPol: TRUMP wypowiada wojnę cenzurze » CZYTAJ TERAZ »

Nie dla paradziennikarstwa!

Przyznaję się: jako dziennikarz nominowany do nagrody Grand Press czuję się nieswojo. Wśród głównych mecenasów i sponsorów konkursu jest Polska Grupa Energetyczna, należąca w 60 proc. do skarbu państwa, KGHM – rządowa spółka miedzi i spółka państwowa

Przyznaję się: jako dziennikarz nominowany do nagrody Grand Press czuję się nieswojo. Wśród głównych mecenasów i sponsorów konkursu jest Polska Grupa Energetyczna, należąca w 60 proc. do skarbu państwa, KGHM – rządowa spółka miedzi i spółka państwowa Intercity. Grand Press organizowany i finansowany jest przez władzę dla środowiska medialnego – w przytłaczającej większości przychylnego tej władzy.

Na łamach „Codziennej” z Pawłem Miterem ujawniliśmy, jak wygląda w Polsce od kuchni relacja trzeciej władzy (sędziowie) z pierwszą i drugą (Kancelaria Premiera). Nie trzeba jednak być dziennikarzem śledczym, by zobaczyć, jak dziś wygląda relacja dziennikarze–władza. Media zostały skolonizowane. Za szklane koraliki.

Gdy udało się prostym telefonem obnażyć patologię sądownictwa, miałem nadzieję, że debata społeczna, która po tym wybuchła, przyniesie choćby minimalną zmianę. Otrzymywałem również mnóstwo takich sygnałów nadziei na zmianę od Czytelników i znajomych. Dziś sędzia Ryszard Milewski, prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku, prezesem już nie jest. Nadal jednak nie zostało mu odebrane prawo wykonywania zawodu sędziego.

Nie jestem naiwny, na odnowę moralną trzeciej władzy nie liczę, chciałbym jednak, korzystając z okazji nominacji do Grand Press, zająć stanowisko ws. niezwykle niebezpiecznego układu, jaki obserwujemy w Polsce. Układu między mediami a ekipą rządzącą. Znakomitym przyczynkiem do tego mogła być ujawniona przez Cezarego Gmyza sprawa nacisków Ministerstwa Spraw Zagranicznych na „Rzeczpospolitą” po ujawnieniu kompromitującej sprawy PIT-ów białoruskich opozycjonistów. Temat jednak został szybko zamieciony pod dywan, a autor artykułu niedługo później został z redakcji usunięty.

„Istniejemy tylko dzięki temu, że nas finansują, to oni decydują o kształcie mediów. Oni dają kasę na nas, byśmy mieli się za co utrzymywać” – w rozmowie z Łukaszem Mężykiem ogłosił Sylwester Latkowski, wicenaczelny tygodnika „Wprost”. O kim mówił? O spółkach skarbu państwa. Niestety dziś polskie media symbolizują: śmietnik, przy którym spotkał się rzecznik rządu RP w nocy z wydawcą „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze”, maskotka lisa w rękach premiera RP na uroczystym wystąpieniu czy portal inaugurujący swoje istnienie tekstem o parówkach z Orlenu. Bluzganie na przeciwników władzy nagradzane jest zleceniem organizacji koncertu w ramach polskiej prezydencji UE albo konferansjerką na meczu otwarcia Euro 2012. Jaki w tym wszystkim wybór ma obywatel? Może być po stronie tych mediów i dziennikarzy, których finansuje władza, by realizowali jej propagandowe cele, albo nie akceptować tego stanu rzeczy, choć w podatkach i tak musi ich opłacać.

W związku ze sprawą Amber Gold wyszło na jaw, że nie tylko państwowa spółka Port Lotniczy Gdańsk chętnie zatrudniła syna premiera (o czym mówiły wcześniej jedynie media niezależne), ale że Michał Tusk równie chętnie w zaprzyjaźnionej ze swoim tatą gazecie puszczał „wywiady” ze swoim szefem z OLT Express, a zarówno pytania, jak i odpowiedzi sam układał. Polskie media są już nie tylko tubą władzy, stają się otwarcie propagandowym „kreatorem narracji” rządzącego obozu.

„Mamy przyjaciół w TVN, wspiera nas też druga prywatna telewizja”– wykrzykiwał Andrzej Wajda na spot­kaniu z ówczesnym kandydatem na prezydenta, Bronisławem Komorowskim, narzekając, że TVP nie jest odpowiednio oddana propagowaniu jego przyjaciela. Dziś reżyser martwić się już nie musi: wszyscy są „zaprzyjaźnieni”. Gdy pojawia się dziennikarz, który ujawnia aferę PiT-ów mimo nacisków MSZ-etu czy pisze o trotylu, to po publicznych sugestiach zarówno ze strony premiera Donalda Tuska (na konferencji prasowej), jak i prezydenta Bronisława Komorowskiego (w oświadczeniu) jest zwolniony z pracy.

Sprawa parabanku Amber Gold to odsłona parapaństwa, sędziego Milewskiego – parasądów, a wyrzucenie Gmyza – paramediów i paradziennikarstwa. Zadowolone z siebie towarzystwo dziennikarskie nie chce widzieć fikcji własnego zawodu. Ulegają porządkom Tuska, ciesząc się ze „szklanych koralików”: kolejnych kontraktów, etatów i nagród przyznawanych przez władzę. Zapominają, że mogą zostać z tymi koralikami – ale bez szacunku, wiarygodności i honoru.
Te wartości nie są na sprzedaż.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Samuel Pereira