Gen. Władysław Sikorski w ośrodku szkoleniowym cichociemnych w Audley End dekoruje ppor. Michała Fijałkę „Kawę” Orderem Virtuti
W 1939 roku kpt. Jan Górski i kpt. Maciej Kalankiewicz wpadli w Wielkiej Brytanii na pomysł wsparcia Związku Walki Zbrojnej, później Armii Krajowej, wyszkolonymi żołnierzami, a także sprzętem i bronią. Zbiegło się to z ideą Winstona Churchilla, który stwierdził, iż należy stworzyć na Wyspach organizację wspierającą ruchy oporu w okupowanej Europie.
Do służby w Polsce zgłosiło się ochotniczo 2413 kandydatów. Mordercze szkolenie, prowadzone według standardów Special Operations Executive i oddziałów brytyjskich komandosów ukończyło z pozytywnym wynikiem 606 osób, a do skoku skierowano 579. Oficerowie byli przeszkoleni w różnych specjalizacjach. M.in. w walce dywersyjnej, wywiadzie czy pracy sztabowej.
Do Polski odbyły się 82 loty – najpierw samoloty startowały z bazy pod Londynem, pod koniec wojny z Brindisi we Włoszech. Ogółem przerzucono 344 osoby, w tym 316 cichociemnych. Do końca nie wiadomo, skąd się wzięła nazwa „Cichociemni”. Używano już jej podczas wojny, ale podobno niezbyt często. Niektórzy historycy twierdzą, że po prostu pojawiła się podczas kolejnych rozmów, inni, że jeden żołnierz, któremu kolega nie chciał zdradzić szczegółów szkolenia, wykrzyknął: „Nie bądź taki cichociemniak!”. Stefan Bałuk, cichociemny, twierdził, że on i jego współtowarzysze mówili o sobie – spadochroniarze z AK. Polsce nazywano ich „ptaszkami”.
Cichociemni zasilali struktury Armii Krajowej, szkolili polskie kadry, pomagali Kierownictwu Dywersji. Sami również uczestniczyli w walce jako dowódcy oddziałów. Kpt. Jan Piwnik „Ponury” założył całe zgrupowania partyzanckie, działające z sukcesami w Górach Świętokrzyskich.
A poniżej wideo z dzisiejszej uroczystości rocznicy pierwszego zrzutu Cichociemnych w Warszawie: