Konserwatysta ma dzisiaj niełatwo w Europie, bo ta już dawno – przynajmniej od lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku – z konserwatyzmem zerwała. Nie ma obecnie liczącej się realnie partii konserwatywnej w Europie Zachodniej; te zaś, które za takie uchodzą, np. brytyjscy torysi czy niemieccy chadecy, są nimi wyłącznie z nazwy lub ze zwyczajowego określenia.
Część partii mocno prawicowych, jak na przykład Front Narodowy we Francji czy UKIP w Wielkiej Brytanii, z konserwatyzmem nigdy nic wspólnego nie miała. Partie konserwatywne spotykamy jeszcze w Europie Wschodniej, ale i im jest coraz trudniej.
Dodatkowym czynnikiem antykonserwatywnym w Europie jest Unia Europejska, głównie z dwóch powodów. Po pierwsze Unia coraz mocniej realizuje model federalistyczny, odbierając kolejne obszary kompetencyjne państwom członkowskim, przekształcając się w wielką biurokratyczną strukturę. Eliminuje ona z życia społeczeństw wszystkie konserwatywne oparte na obyczaju sposoby organizowania życia społecznego.
Władza Niemiec
Ostatnimi laty rozrost kompetencji centralnych nabrał przyspieszenia głównie za sprawą kryzysu euro. Sama waluta, jak wiemy, została wprowadzona, by model federalistyczny wzmocnić, ale ponieważ ekonomicznie nie miała mocnych podstaw, spowodowała kryzys. Aby walczyć ze zgubnymi konsekwencjami unii walutowej, wprowadzono więc dodatkowe prerogatywy centralne, czyli walczono z kryzysem środkami, które ten kryzys wywołały.
Pada często argument, że znajdujemy się dzisiaj w fazie renacjonalizacji Unii, czyli odchodzenia od modelu federalistycznego. Argument jest nietrafny. Należy rozróżnić dwie rzeczy: ilość władzy, jaką ma do swojej dyspozycji Unia, oraz kto tę władzę faktycznie sprawuje. Trudno zaprzeczyć, że ten potencjał władzy ciągle się zwiększa i prawdopodobnie nadal będzie się zwiększał, ponieważ jego zwiększanie stanowi główną rację istnienia instytucji unijnych. Można natomiast się zgodzić, że podmiotem sprawującym realną władzę w tych instytucjach są w coraz mniejszym stopniu ci, którzy ją formalnie dzierżą, a coraz większy wpływ zdobywają silni polityczni gracze, przede wszystkim państwo niemieckie, które wykorzystuje instrumenty unijne do prowadzenia własnej polityki. Przyszłość euro i pokój na wschodzie Europy zależy dzisiaj dużo bardziej od tego, co dzieje się w Berlinie niż od wydarzeń w Brukseli.
Wpływowa lewica i jej aberracje
Drugim powodem wypierania konserwatyzmu z Unii jest lewicowa ideologia, która dzisiaj funkcjonuje pod hasłem „wartości europejskie”. Hasło to już dawno straciło jakikolwiek związek z wielkim dziedzictwem europejskim, a stało się wehikułem rewolucji obyczajowej i moralnej. Unia przyznaje sobie coraz więcej uprawnień, by instruować państwa członkowskie, obywateli oraz organizacje, co jest dobre, a co złe, czym jest małżeństwo i czym jest natura ludzka. Te wątki wprowadzane są do niemal każdego dokumentu, niezależnie od tego, jakiej sprawy on dotyczy – od obronności i polityki zagranicznej do regulacji ekonomicznych. Unia staje się w ten sposób agresywnie monoideologiczna.
Takie narzucanie ideologii stanowi oczywiście złamanie zasady pomocniczości oraz żelaznej jak by się wydawało reguły, która mówi, że kwestie moralne i obyczajowe pozostają w kompetencjach państw członkowskich. Unia masowo obchodzi te ograniczenia, posługując się kategorią „wartości europejskie” oraz „prawa człowieka”. My nie łamiemy zasady pomocniczości – mówią jej przedstawiciele, również ci najbardziej sfanatyzowani – lecz walczymy o wartości europejskie i o prawa człowieka, a każde państwo członkowskie, wchodząc do Unii, zdeklarowało się akceptować wartości europejskie i prawa człowieka, co oznacza m.in. – mówią oni dalej – wprowadzanie aborcji i tak zwanych małżeństw homoseksualnych.
Ten żenujący sofizmat okazuje się skuteczny i traktowany jest przez instytucje europejskie, elity i polityków unijnych z całą powagą, co pokazuje zakres wpływu lewicowych fanatyków na Unię.
Sidła monoideologiczności
Jakie z tego wszystkiego wnioski? Co oznacza dla Unii i dla nas zanik konserwatyzmu?
Pierwszy wniosek to taki, że dalsza integracja Unii grozi coraz większymi niebezpieczeństwami. Wraz z jej pogłębianiem utrwalać się będzie dziwny system władzy, gdzie federalizacja i renacjonalizacja będą się wzajemnie wzmacniały, gdzie Komisja Europejska będzie mogła coraz więcej, ale jednocześnie coraz bardziej uzależni się od zgody najsilniejszych krajów członkowskich. Taki system jest niewydolny, niefunkcjonalny i frustrujący. Unia walczy z problemami, które sama stworzyła, a pogłębiając swoją integrację, te problemy jeszcze pomnoży i wyostrzy.
Drugi wniosek to taki, że monoideologiczność Unii coraz bardziej zawęża zakres tolerowanych poglądów, co znacznie zwiększa represywność dzisiejszych instytucji. Ta monoideologiczność odcina również współczesną Europę od jej przeszłości, a tym samym zagraża europejskiej kulturze i jej dziedzictwu. Unia, a także wiele państw członkowskich, już dawno zapomniały, że sensem integracji jest współpraca pokojowa, a zaczęły zajmować się tworzeniem nowego europejskiego człowieka, istoty fatalnie rokującej, głupiej i bezmyślnej. Kto dzisiaj broni kultury europejskiej, ten musi czynić to często wbrew Unii.
Interes Rzeczypospolitej
Trzeci wniosek dotyczy Polski. Jakkolwiek sprawy się potoczą, nie jest w interesie Polski wspieranie dalszych procesów integracyjnych, i to niezależnie od tego, czy władza realna będzie się znajdowała bardziej w Brukseli, czy bardziej w Berlinie. W każdym bowiem wypadku będziemy stawali się jeszcze bardziej uzależnieni od podmiotów, na które nie będziemy mieli odpowiedniego wpływu.
Warunkiem kluczowym jest zwiększenie własnej siły gospodarczej i politycznej, a także wszystkich rodzajów tak zwanej siły miękkiej. To wymaga nie tylko zmiany funkcjonowania polskiego systemu, lecz także zmiany mentalnej. Wywalczenie sobie znaczniejszej pozycji – w każdym środowisku, również w Unii Europejskiej – nie dokonuje się nigdy bez konfliktów z konkurentami: władza nigdzie nie jest towarem rozdawanym za darmo. Większość Polaków ciągle tkwi w przekonaniu, że bycie w trzeciej lidze europejskiej to i tak wielki sukces, i że dobre słowo lub okazjonalne łakocie satysfakcjonują nasze aspiracje.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Ryszard Legutko