Jak komisje śledcze zdemaskowały głupotę polityków od ośmiu gwiazdek Czytaj więcej w GP!

Polska wieś ma dosyć rządów PO-PSL

Lata nieudolnych rządów nie mogą pozostać bez wpływu na sytuację kluczowych sektorów naszej gospodarki. Nie inaczej jest w wypadku rolnictwa.

Lata nieudolnych rządów nie mogą pozostać bez wpływu na sytuację kluczowych sektorów naszej gospodarki. Nie inaczej jest w wypadku rolnictwa. Politycy PO i PSL-u tak długo i wytrwale rzucali kłody pod nogi polskiej wsi, że w końcu będą musieli się spotkać z rolnikami podczas ulicznych protestów.

Rolnicze OPZZ kierowane przez byłego senatora Samoobrony Sławomira Izdebskiego jako główne powody rolniczych protestów wymienia brak odszkodowań za szkody w uprawach dokonane przez dziki (jest to poważny problem szczególnie w Polsce wschodniej) i brak rekompensat za straty hodowców trzody chlewnej, spowodowane z kolei afrykańskim pomorem świń (ASF). Tak naprawdę jednak rolników wyprowadziły na drogi skutki rosyjskiego embarga oraz brak poważnej reakcji na tę sytuację ministra Marka Sawickiego i całego rządu koalicji PO-PSL (takie jest na przykład stanowisko Solidarności Rolników Indywidualnych).

PSL w akcji
Przypomnijmy tylko, że szczególnie politycy Polskiego Stronnictwa Ludowego po wprowadzeniu przez Rosję embarga na polską wieprzowinę (w wyniku pojawienia się w naszym kraju wirusa ASF) jeszcze zimą 2013 r. tłumaczyli na spotkaniach z rolnikami, iż blokada naszego eksportu jest wynikiem pojawienia się polskich polityków na kijowskim majdanie –szczególnie prezesa Jarosława Kaczyńskiego – i osławionego „machania szabelką”. Tego rodzaju tłumaczenia nasiliły się pod koniec lipca, kiedy Rosja zapowiedziała nałożenie embarga na polskie warzywa i owoce od 1 sierpnia.

Cały ten misterny plan PSL‑u, zrzucenia odpowiedzialności za rosyjskie embargo na Kaczyńskiego, runął jednak w momencie, kiedy Rosja wprowadziła 7 sierpnia 2014 r. embargo na cały eksport rolno-spożywczy ze wszystkich 28 krajów UE, a więc także tych, które się sprzeciwiały nałożeniu sankcji na Rosję. Wtedy minister Sawicki zmienił front i rzucił się w wir załatwiania polskim rolnikom rekompensat z tytułu rosyjskiego embarga. Obiecywał przy tym rekompensaty nie tylko tym rolnikom, którzy eksportowali wcześniej do Rosji, a teraz nie mogą tego robić, ale wszystkim, którzy ponieśli straty w związku ze spadkami cen skupu (o 20–70 proc.) w zasadzie wszystkich produktów rolnych, w tym także mleka i przetworów mlecznych.

Niestety do tej pory do rolników zajmujących się produkcją warzyw i owoców dotarły symboliczne rekompensaty – z kwoty blisko 400 mln euro z unijnego budżetu, przeznaczonych na ten cel przez Komisję Europejską (i to tylko dla wybranych, którzy zdecydowali się zniszczyć zbiory lub przekazać je na rzecz organizacji charytatywnych). Producentów mleka natomiast nie tylko nie objęto żadnym programem rekompensat, ale wręcz przeciwnie – nałożono na nich kary za przekroczenie limitów produkcji mleka w roku kwotowym 2013/2014. Co więcej, polska Agencja Rynku Rolnego wręcz zdarła je z rolników, zabierając im całe przychody ze sprzedaży mleka z kolejnych kilku miesięcy. W skali całej Unii chodziło o kwotę ponad 200 mln euro kar, w tym w odniesieniu do Polski o 46 mln euro, czyli ponad 200 mln zł. Jak mówią producenci mleka, część z nich już ma poważne kłopoty finansowe.

Rozmowy z Sawickim
W obecnym roku kwotowym 2014/2015 (który kończy się w marcu) kary dla Polski za przekroczenie limitów produkcyjnych mogą sięgnąć astronomicznej kwoty 200 mln euro, czyli blisko 900 mln zł (rolnicy bowiem rozwijają produkcję w związku z decyzją KE o zniesieniu ograniczeń w produkcji mleka od 1 kwietnia 2015 r.), co dramatycznie pogorszy sytuację tej branży.

Komisja Europejska przygotowała pomoc dla sektora mleczarskiego w związku z rosyjskim embargiem, nazywaną „pakietem mlecznym”, ale Polska nie jest nim objęta (znajdą się w nim tylko Litwa, Łotwa, Estonia i Finlandia). Polski minister rolnictwa bowiem nie dostarczył na czas Komisji danych o spadku (o ponad 20 proc.) cen skupu mleka w naszym kraju.

A więc to kompletny brak skuteczności Marka Sawickiego w Radzie Ministrów rolnictwa w sprawie odszkodowań w związku z rosyjskim embargiem jest podstawową przyczyną wyjścia rolników na drogi i ich protestów także w Warszawie, czego będziemy świadkami również w tym tygodniu.

Jednak najazd rolników na Warszawę w poprzednim tygodniu i manifestacja przed Ministerstwem Rolnictwa zmusiły ministra Sawickiego do spotkania się z kilkunastoma organizacjami rolniczymi.
Wprawdzie po półgodzinie tego spotkania opuścili je przedstawiciele rolniczego OPZZ-etu i komitetu strajkowego województwa kujawsko-pomorskiego, ale przedstawiciele pozostałych organizacji zostali i nadal debatowali z ministrem.

Po dwóch godzinach rozmów Marek Sawicki ogłosił, że zaproponował rolnikom powołanie sześciu zespołów roboczych, które mają się zająć między innymi: karami za przekroczenie limitów produkcji mleka, sytuacją na rynku trzody chlewnej, opłacalnością produkcji rolnej w ramach Wspólnej Polityki Rolnej (WPR) i polityki krajowej, szkodami łowieckimi, obrotem ziemią rolniczą oraz interwencjami na rynkach rolnych.

Jak zapowiedział, pierwsze wyniki działalności tych zespołów roboczych zostaną zaprezentowane już 21 lutego, a więc stosunkowo niedługo, ale nie sądzę, aby zawierały one propozycje, które natychmiast wejdą w życie.

Rzeczywiście bowiem kompetencje powołanych grup odzwierciedlają najważniejsze problemy polskiego rolnictwa, tyle tylko, że te problemy istnieją od wielu miesięcy (niektóre od kilku lat), a nasiliły się po wprowadzeniu rosyjskiego embarga na unijną żywność.
Mimo że minister Sawicki kieruje już resortem rolnictwa prawie osiem lat (z krótką przerwą, kiedy to ministrem rolnictwa był Stanisław Kalemba – ale także z PSL‑u), niestety niewiele w tych sprawach zrobił zarówno na unijnym forum, jak i w ramach krajowej polityki rolnej.

Obietnice nieudaczników
Do tej pory udawało się mu mamić rolników wynegocjowaniem dużych środków na WPR w perspektywie finansowej na lata 2014–2020 (choć w cenach stałych są one wyraźnie mniejsze niż te z perspektywy 2007–2013 przy uwzględnieniu pełnych dopłat, które dotyczą polskich rolników dopiero od 2013 r.) czy też poszukiwaniem nowych atrakcyjnych rynków zbytu dla polskiej żywności.

Jak już podkreśliłem wcześniej, gwałtowny spadek cen skupu w zasadzie wszystkich płodów rolnych w 2014 r. (od 20 nawet do 70 proc., choć ostatnio za ziemniaki proponowano rolnikom 2 gr za kilogram, co oznacza ponad 90 proc. spadek ich ceny), a także mięsa i mleka, spowodował wyraźne obniżenie dochodów szczególnie gospodarstw towarowych, a to z kolei uniemożliwia im regulowanie zobowiązań, w tym kredytowych. Rolnicy wyszli więc na drogi, a minister Sawicki sprawiał wrażenie zaskoczonego, czemu dawał zresztą wyraz publicznie, mówiąc wielokrotnie, że nie wie, dlaczego rolnicy blokują drogi i że powinni wypełniać wnioski (w domyśle na dopłaty bezpośrednie na kolejny rok), a nie protestować.

Niestety brak skuteczności Marka Sawickiego w sprawie odszkodowań dla polskich rolników w związku z rosyjskim embargiem, a także zamiatanie pod dywan problemów polskiego rolnictwa przez lata (jak np. obrotu ziemią rolniczą, w sytuacji kiedy od maja 2016 r. mają uzyskać do niej dostęp bez żadnych ograniczeń rolnicy z pozostałych krajów UE), spowodowały rolnicze protesty na drogach. Powołanie nawet sześciu zespołów roboczych niestety teraz tych problemów nie rozwiąże.

Premier Ewa Kopacz i minister Sawicki, którego szefowa rządu intensywnie broni, jak się wydaje, chcą wziąć rolników na przeczekanie i żadnych ich problemów nie rozwiążą. Bo niby dlaczego miałoby to im się udać? Skoro nie zrobili tego przez blisko już osiem lat rządzenia, to raczej nie ma możliwości, aby byli w stanie załatwić cokolwiek przez pół roku, które pozostało do wyborów

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Zbigniew Kuźmiuk