Jak komisje śledcze zdemaskowały głupotę polityków od ośmiu gwiazdek Czytaj więcej w GP!

Co nas czeka w polityce w roku 2015

Każdy styczeń skłania nie tylko do podsumowań poprzedzającego go roku, lecz także do prognozowania tego, co wydarzy się w polityce i w innych dziedzinach życia w roku bieżącym.

Każdy styczeń skłania nie tylko do podsumowań poprzedzającego go roku, lecz także do prognozowania tego, co wydarzy się w polityce i w innych dziedzinach życia w roku bieżącym. Rok 2015 zapowiada się szczególnie interesująco, ponieważ jest to rok podwójnych wyborów.
 
Te pierwsze wybory, prezydenckie, odbędą się najprawdopodobniej w połowie maja i zapewne głównym konkurentem urzędującego prezydenta Bronisława Komorowskiego będzie poseł do Parlamentu Europejskiego Andrzej Duda, reprezentujący Prawo i Sprawiedliwość, a także inne środowiska prawicowe – jak choćby Solidarną Polskę Zbigniewa Ziobry czy Polskę Razem Jarosława Gowina. Od momentu oficjalnego ogłoszenia kandydatury Dudy przez prezesa PiS – co miało miejsce 11 listopada w Krakowie podczas obchodów kolejnej rocznicy Święta Niepodległości – sam prezydent Komorowski, ale przede wszystkim jego otoczenie, zaczęli dyskredytować tę kandydaturę.

Prezydentura zmiany

Komorowski zastanawiał się publicznie, którego Dudę wystawia PiS – czy przewodniczącego „Solidarności”, czy też jakiegoś innego, którego on absolutnie nie kojarzy. Później do medialnego szturmu dołączyli jego doradcy z prof. Tomaszem Nałęczem na czele, i to tak brutalnie, że część komentarzy tego ostatniego znalazła się poza granicą dobrego smaku. Ta gwałtowność ataków ludzi z ośrodka prezydenckiego na kandydaturę Andrzeja Dudy, jak się wydaje, świadczy o poważnym zaniepokojeniu otoczenia prezydenta o wynik konfrontacji z ich pryncypałem.

Na początku grudnia ub.r. Rada Polityczna Prawa i Sprawiedliwości, formalnie potwierdzając wcześniejsze ogłoszenie, na wniosek prezesa Jarosława Kaczyńskiego podjęła uchwałę o wysunięciu kandydatury Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich.

Uchwała została przyjęta jednogłośnie, kandydat uzyskał więc jednoznaczne wsparcie od wszystkich posłów i senatorów, a także wielu działaczy samorządowych PiS (wchodzących w skład ponad 200-osobowej Rady Politycznej).

Dziękując za rekomendację, Andrzej Duda wygłosił wtedy świetne przemówienie programowe. Mówił, że chciałby być kontynuatorem linii programowej prezydenta Lecha Kaczyńskiego i przypomniał jego słowa wypowiedziane w 2009 r.: „Będę robił wszystko, aby nasz kraj szedł nadal drogą demokracji, aby państwo polskie było silne, aby chroniło słabszych, aby wszyscy obywatele byli traktowani równo”, co jak się okazuje, jest szczególnie istotne po siedmiu latach rządów koalicji Platformy i PSL. Duda obiecał także ciężką pracę w kampanii wyborczej i stwierdził, „że w jej trakcie uda mu się przekonać Polaków, że Polska potrzebuje takiej zmiany, którą jest nowa prezydentura – prezydentura nowej jakości, korzystająca z konstytucyjnych uprawnień, prerogatyw, prezydentura w granicach konstytucji, a także właściwego rozumienia współdziałania, w tym także współpracy z rządem”. Zapewnił, że jego prezydentura będzie aktywna zarówno w sprawach międzynarodowych, jak i krajowych i uzasadnił, że wynika to z niezwykle mocnego mandatu prezydenta wybieranego przez naród. Dodał też, że jego podstawowym obowiązkiem będzie dbanie o interesy obywateli, „bez jakiegokolwiek wykluczania, pomijania jakichkolwiek grup społecznych”.

Dysproporcja klasy

Ale w mediach elektronicznych, tak dyspozycyjnych wobec obecnej władzy, nie znalazło się wtedy nawet pół zdania z tego krótkiego, ale jakże ważnego wystąpienia europosła Andrzeja Dudy. Widać, że zaprzyjaźnione z prezydentem Komorowskim media (ze względu na jego ogromny wpływ na Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, która reguluje funkcjonowanie medialnego świata) będą się starały przemilczać wystąpienia kandydata PiS, ponieważ ich zestawienie z pustosłowiem obecnego lokatora Belwederu mogłoby się okazać zabójcze dla tego ostatniego.

Co więcej, rozpoczął się swoisty nacisk na PSL, aby nie wystawiało swojego kandydata. Do tego kandydatura Janusza Palikota oceniana jest jako bardzo słaba (zdecydowanie lepszy wynik mogłaby osiągnąć coraz lepiej rozpoznawalna Barbara Nowacka), a w SLD mamy zamieszanie – kandydowania odmówili Wojciech Olejniczak i Katarzyna Piekarska, a kandydaturę Ryszarda Kalisza na razie zablokowali prominentni politycy SLD. Jak się wydaje, to wszystko dzieje się nie bez udziału najbliższego otoczenia obecnego prezydenta. Ci ludzie bowiem zdają sobie sprawę, że jeżeli Bronisław Komorowski nie wygra w pierwszej turze (co nachalnie sugerują usłużni dziennikarze i politolodzy), to w drugiej wzrosną niepomiernie szanse Andrzeja Dudy.

Kandydat PiS – młody (zaledwie 40-letni), dobrze wykształcony (doktor nauk prawnych), wyjątkowo dobry mówca, posługujący się piękną polszczyzną, znający języki obce i mający doświadczenie w służbie publicznej (wiceminister sprawiedliwości, minister w Kancelarii Prezydenta) – to zupełne przeciwieństwo Bronisława Komorowskiego.

Jeżeli dojdzie do ich debat w II turze (choć zapewne otoczenie prezydenta Komorowskiego usilnie będzie się starało ich uniknąć), nie mam najmniejszych wątpliwości, że Andrzej Duda będzie o niebo lepszy od obecnego lokatora Belwederu.

To dlatego ośrodek prezydencki tak bardzo boi się kandydatury Andrzeja i zrobi wszystko, aby ją „zamilczeć”. Ma niestety do tego wiele instrumentów, choćby oddanych ludzi w KRRiT – Jana Dworaka i Krzysztofa Lufta – a poprzez wspomnianą Radę przychylność w prywatnych mediach elektronicznych, a także w prasie.

Całość artykułu w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie"

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Zbigniew Kuźmiuk