Ot, zwykły polski dzionek lub dwa. Wyszło na jaw, że polscy dygnitarze milczeli siedem lat o rosyjskim zaproszeniu Rzeczypospolitej do rozbioru Ukrainy. Marszałek Sejmu Radosław Sikorski przeprasza i kręci dalej. Mówi, że nie było spotkania premiera Donalda Tuska z Władimirem Putinem – a okazuje się jednak, że było.
Premierka ruga drugą po prezydencie osobę w państwie. Putin mówi, że szanuje „polską autonomię”, a ja słyszałam, że mamy już niepodległość. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego namyślała się pięć lat i spółce, której prezes stale kontaktował się z ambasadą rosyjską, odebrała wreszcie prawo informatyzowania polskich urzędów centralnych; spece z Unizeto właśnie zabrali się do KRUS‑u. Okazało się, że w Ministerstwie Cyfryzacji ustawiano przetargi. O, to chyba nie nowość. Czarne skrzynki smoleńskie sfałszowane. To też. Lekarze śląscy fałszują rachunki dla NFZ-etu, fikcyjnie wykazują zabiegi. To już obyczaj, nie tylko na Śląsku. Parę stałych pytań: dlaczego importujemy węgiel z Rosji, gdy padają nasze kopalnie? Dlaczego umowa gazowa była taka, jaka była? Dlaczego nie ma gazoportu? Dlaczego w Polsce nie ma wraku tupolewa? Obyś żył w ciekawych czasach, przeklinali Chińczycy.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Teresa Bochwic